----- Reklama -----

LECH WALESA

09 sierpnia 2003

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Chicago od dawna czekało na taką szansę. Pojawiła się niespodziewanie pod koniec dziewiętnastego wieku, kiedy kraj przygotowywał się do Światowych Targów, organizowanych w związku z czterechsetną rocznicą odkrycia Ameryki przez Kolumba. Miasto na jeziorem Michigan zdyskredytowało wówczas Nowy Jork, Waszyngton i St. Louis, i zostało wybrane gospodarzem World"s C olumbian Exposition. Radość polityków, przedsiębiorców, artystów i szarych obywateli nie miała granic. Ale nie wszyscy podzielali ten entuzjazm. W różnych częściach kraju - zwłaszcza na Wschodnim Wybrzeżu - pojawiły się głosy krytyczne i wątpliwości, czy miasto podoła takiemu wyzwaniu. Chociaż Chicago było już wówczas drugą pod względem wielkości i najbardziej dynamicznie rozwijającą się metropolią w Ameryce, wciąż kojarzyło się z rzeźnikami, świniami, kolejami i skorumpowanym życiem politycznym...

Realizacja tego projektu wydawała się ponad siły i możliwości miasta. Ale Targi zostały otwarte w terminie - w maju 1893 roku, olśniewając zwiedzających architekturą Białego Miasta, nowoczesną technologią oraz pokazem kultury i sztuki z całego świata. Columbian Exposition trwała tylko sześć miesięcy, ale odwiedziło ją ponad 27 milio­nów ludzi, podczas gdy cały kraj liczył niecałe 65 milionów. Gośćmi Targów byli m.in. Theodore Dreiser, Jane Adams, Thomas Edison, Henry Adams, arcyksiążę Franciszek Ferdynand - następca tronu austro-węgierskiego, infantka Eulalia z Hiszpanii i Ignacy Paderewski. Dziennikarz Richard Harding Davis określił Targi "najważniejszym wydarzeniem w historii Stanów Zjed­noczonych od czasu wojny secesyjnej".

Wystawa Kolumbijska, podobnie jak inne prze­ło­mo­we wyda­rze­nia w historii, ins­pi­rowała ludzi do czy­nów nie­z­wy­kłych - za­równo pięk­nych i twórczych, jak ok­rutnych i destruktyw­nych. Takie wlaśnie siły wyzwalała w bohaterach książki Erika Larsona The Devil in the White City. Murder, Magic, and Madness at the Fair That Changed America.

Z pozoru wiele ich łączyło. Obaj przystojni, niebieskoocy, inteligentni, łatwo oddziaływali na otoczenie. Pierwszy był jednym z najważniejszych architektów swych czasów - autorem wielu znanych budowli, m.in. Flatiron Building w Nowym Jorku i Union Station w Waszyngtonie. Nazywał się Daniel Hudson Burnham. Drugi przedstawiał się jako dr Henry H. Holmes, ale naprawdę nazywał się Herman W. Mugett. Był wielkim oszustem, bigamistą i przede wszystkim - pierwszym amery­kańskim seryjnym mordercą. "Chociaż obaj fizycznie nigdy się nie spotkali, ich losy połączyło jedno magiczne wydarzenie..."- czytamy we wprowadzeniu do powieści.

Książka jest fabularyzowaną rekreacją wydarzeń, które rozgrywały się w czasie przygotowań i trwania World"s Columbian Exposition. Wprawdzie niektóre rozdziały czyta się jak najbardziej nieprawdopodobną fikcję, publikacja w całości została oparta na faktach (w przypisach i bibliografii znajdziemy skrupulatnie sporządzoną listę materiałów źródłowych). Jest opowieścią o ludziach, o ulotności ich losów, "i o tym dlaczego jedni decydują się na wypełnienie krótkiego, darowanego im życia angażując się w to, co niemożliwe, dając światu piękno i radość, a inni - w przynoszeniu bólu i nieszczęścia. Ostatecznie jest to historia konfliktu między dobrem i złem, dniem i nocą, Miastem Światła i Miastem Ciemności". Książka przypomina także o wspaniałym okresie w dziejach Chicago; mówi o niezwykłej energii i potędze miasta, które w dwadzieścia lat po wielkim pożarze, podniosło się jak Feniks z popiołów i dokonało tego, co wydawało się niemożliwe.

Targi okazały się wielkim sukcesem. Ale to, że w ogóle do nich doszło graniczyło z cudem. Charles Dudley Warner wspominał, że dla niego najbardziej fascynujące były nie alabastrowe "pałace" i ekpozycje wprowadzające w XX wiek, ale niezwykle krótki czas, w ciągu którego sama Columbian Exposition powstała. Można śmiało powiedzieć, że żadne inne społeczeństwo w historii, nie byłoby w stanie tego dokonać. W żadnym innym mieście Stanów Zjednocznych nie znaleźlibyśmy tak wielkiego społecznego zaangażowania, poświęcenia i niewyczerpanej energii".

W dużej mierze Targi zawdzięczały swój sukces Burnhamowi, który był nie tylko utalentowanym ar­chitektem, ale także świet­nym organizatorem. Larson ko­rzys­ta­jąc z boga­tych ma­ter­ia­łów źródło­wych, opowiada z detalami historię przy­goto­wań go eks­po­zycji, szkicując jednocześnie fas­cy­nujący port­ret psy­cho­lo­giczny swego bohatera. Plan Burn­ha­ma był pros­ty. Pragnął chi­ca­gowskie "Czarne Mia­s­to", za­mienić w krai­nę piękna i klasycznej harmonii. Dla­tego też zat­ru­d­nił największych ówczesnych architektów, m. in. Charlesa McKima, Richar­da M. Hunta, Geor­ge"a P. Posta, Louisa Sulli­vana i Frede­rica Law Olmsteda - autora Central Park w Nowym Jorku do projektowania pawilonów i krajobrazu. W tym samym czasie Burnham przeżywał osobiste dramaty, zwłaszcza przedwczesną śmierć swego partnera i przyjaciela Johna Roota, walczył z różnymi komitetami, niesprzyjającą pogodą, brakiem czasu, kurczącymi się funduszami - tym bardziej, że kraj znajdował się w obliczu największego z dotychczasowych kryzysów gospodarczych... Burnham jednak pokonał tysięce przeszkód i wraz ze swoimi architektami stworzył miasto marzenie - słynne White City, z klasycystycznymi budowlami z białego marmuru, spektakularnymi fontannami, jeziorkami, wysepkami i lagunami.

Ale wystawa miała także swe czarne strony. Już podczas przygotowań zginęło dziesiątki robotników, a wielu osób, które przyjechały na targi z różnych zakątków kraju, nigdy nie odnaleziono.

"Jak łatwo było wówczas zniknąć - pisze Larson. Tysiące pociągów dziennie przybywało lub wyjeżdżało z Chicago. Wiele z nich przywoziło samotne młode kobiety, które nigdy wcześniej nie widziały nawet miasta, a teraz miały - jedno z największych i najbrutalniejszych z nich - uczynić swoim domem. Jane Adams, założycielka chicagowskiego Hull House, pisała w swoich notatkach: "Nigdy wcześniej tak wiele młodych dziewcząt, uwolnionych spod protekcji domów, nie mogło spacerować bez asysty po ulicach miasta i pracować pod obcymi dachami".

Sukcesowi Burnhama i jego dzieła, Larson przeciwstawia makabryczną historię doktora H. H. Holmesa, najbardziej bestialskiego mordercy w historii Chicago, który swoimi ofiarami uczynił młode kobiety, przyjeżdżające na Targi z odległych zakątków kraju. Sprawę Holmesa i jego zbrodni autor rekonstruuje na podstawie znikomych dokumentów, relacji w ówczesnej prasie, zapisków detektywów, pamiętnika samego Holmesa, rozmów z psychiatrami specjalizującymi się w psychopatologii.

Podczasa gdy Burnham tworzył Białe Miasto w Jackson Park, Holmes budował, w pobliskim Englewood World"s Fair Hotel, który był "parodią wszystkiego, o czym mógłby pomyśleć architekt". Choć przypominał ponure zamczysko, hotel cieszył się dużym powodzeniem, gdyż oferował pokoje po niskich cenach, a właściciel zjednywał wszystkich czarującym urokiem. Nikt nie wiedział, że każdy z ponad 70. pokojów łatwo mógł być przekształcony w komorę gazową. W budynku mieścił się także przylegający do biura właściciela dźwiękoszczelny schowek z pancernymi drzwiami. A także ukryte schody wiodące z drugiego piętra do piwnicy, gdzie było skonstruowane małe krematorium. Już po aresztowaniu mor­dercy, kiedy policja przeszukiwała miejsce, znale­ziono tam stół do sekcji zwłok, skrzynię ze szkieletami i zwały ludzkich kości.

Po zamknięciu Wystawy w 1893 roku Holmes opuścił Chicago. Zapewne dalej uprawiałby swój okropny proceder, gdyby nie to, że dwa lata później został zatrzymany przez policję za próbę wyłudzenia od firmy ubezpieczeniowej pieniędzy z polisy na życie swego pracownika. Śledztwo prowadzone przez zdeterminowanego detektywa z Filadelfii, Franka Greyera, wykazało, że za zwykłym oszustwem kryły się mrożące krew w żyłach zabójstwa Benjamina Pietzela i trójki jego dzieci. Potem nastąpiły kolejne rewelacje. Nigdy nie ustalono, ile osób padło ofiarą Holmesa. Sam przyznawał się do 27 morderstw, ale policjanci zajmujący się sprawą przypuszczali, że mogło być ich nawet o sto więcej. Jeszcze większe wątpliwości wzbudzały same sposoby dokonywania zbrodni, bowiem żadna z ofiar nie przeżyła. Autor na podstawie dostępnych materiałów dowodowych, odtwarza przebieg nie­których morderstw, m.in. dwóch "żon" Holmesa - Julii Conner i Emily Cigrand.

Nie dowiemy się także, jakie były motywy mordercy. Holmes był w stanie zabić każdego, dla przyjemności lub z chęci zysku. Szczególną rozkosz spra­wiały mu jednak młode, niewinne kobiety oraz dzieci. Kiedy szukał nowej sekretarki, kandydatki musiały posiadać odpowiednie umiejętności pisania na maszynie i stenografii, co jednak szczególnie go interesowało, to "mieszanka wyobcowania, słabości i potrzeby tkliwego uczucia". Dą­żył do zawładnięcia ciałem i duszą ofiary. Największe zadowolenie sprawiało mu oczekiwanie - powolne zdo­bywanie miłości, potem ży­cia, a na końcu - jego tajemnicy... Już w więzieniu pisał na zamówienie jednej z gazet pamiętnik zatytu­ło­wany Holmes" Own Story, w którym przyznawał się do niektórych swoich zbrodni. Potem odwołał te wyznania twierdząc, że wszystko zmyś­lił, bo mu za to zapła­cono. Do końca wie­rzył, że jest obdarzony niezwykłą mocą: "Urodzi­łem się z diabłem w duszy. Musia­łem zabijać, jak poeta musi pisać wiersze". Był przekonany, że jego twarz i kształt głowy zaczynają się zmie­niać, przybierając demo­niczny wygląd.

Skazany na karę śmier­ci i w 1896 roku, Henry H. Holmes został stracony (przez powie­sze­nie) w więzieniu w Fila­delfii. Wydaje się, że dziś o jego zbrodniach prawie nikt już nie pamięta. Kiedy jednak w 1997 roku na lotnisku O"Hare zatrzymano lekarza Michaela Swango - niesławnego Doktora Śmierci - znaleziono przy nim notatnik z cytatami z różnych "inspirujących" tekstów. Znajdował się tam również fragment z książki o H.H. Holmesie pt. Torture Doctor: "Kiedy patrzył na swoje od­bicie w lustrze mógł powiedzieć, że jest najpo­tężniejszym i najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na świecie..."

Daniel Burnham zmarł w 1912 roku i został pochowany na cmentarzu Graceland, nieopodal swego przyjaciela i partnera Johna Roota. Sława World"s Fair już wówczas mocno przybladła, a Białe Miasto spotkała surowa krytyka. Najostrzej - i to od samego początku - zareagował Louis Sullivan, uważając że powrót do konserwatywnego, klasycznego stylu, cofnie rozwój architektury amerykańskiej co najmniej o pięćdziesiąt lat. W ostatnich latach jednak - zarówno w publikacjach popularnych, jak nauko­wych - dominuje znów nuta fascynacji. Dla wielu historyków i krytyków znaczenie World"s Columbian Exposition polegało między innymi na tym, że przyczyniła się do obuudzenia poczucia piękna u Amerykanów i dała początek planowaniu urbanistycznemu tutejszych miast.

Spośród 27 budynków jakie Burnham i Root wybudowali w śródmieściu, do dzisiaj zachowały się tylko trzy, m.in. Rookery Building i Reliance Building przekształcony niedawno w Hotel Burnham. Architekt był także autorem słynnego planu urbanistycznego dla Chicago. To jemu również zawdzięczamy wspaniały pas nabrzeża na jeziorem Michigan. Pod koniec życia - pisze Larson - architekt stał wraz ze znajomymi na tarasie Reliance Building i patrzył na panoramę miasta, które szczególnie było mu drogie. W pewnym momencie powiedział: "Zobaczycie jeszcze jego piękno. Ja już tego nie doczekam. Ale kiedyś to będzie wspaniałe miasto..."

Danuta Peszyńska

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor