----- Reklama -----

LECH WALESA

28 lutego 2005

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Urszula i Mirosław Lewczukowie są właścicielami "20th Century TV & Stereo Center", gdzie można kupić, sprzedać i naprawić nawet najbardziej unikalny sprzęt audiowizualny. Działająca już od 35 lat firma cieszy się dużym zainteresowaniem nie tylko klientów, ale również amerykańskich mediów. Pisały o niej między innymi dzienniki "Chicago Tribune" i "Chicago Sun-Times" oraz miesięcznik "Crain Business", a kilka miesięcy temu poświęcono jej sporo miejsca w popularnym programie telewizyjnym "Chicago Tonight".

Pokazując mi zgromadzone na piętrzących się półkach najrozmaitsze radia, magnetofony, adaptery, telewizory i magnetowidy, pan Mirosław szybko przechodzi do rozmowy "na temat":

- Klient odbierał dziś wzmacniacz z naprawy. Szykował się już do wyjścia, kiedy zdecydował się jeszcze kupić adapter. Piękny model "Dual" niemieckiej produkcji za 250 dolarów.

I często właśnie tak bywa. Rzadko kto narzeka, że sprzęt używany czy zbyt drogi i gwarancja od 30 do 90 dni. Dajemy standardową gwarancję. A dwudziestoletnie czy nawet starsze odbiorniki są niejednokrotnie lepsze od modeli najnowszej generacji. Cóż, sprzęt jest teraz tani, ale bezwartościowy. Dlatego ludzie wracają do starych modeli. Te "antyczne szafy", które do nas przywożą, to jest coś nieprawdopodobnego. Mieliśmy kilku klientów, którzy ze łzami w oczach nam dziękowali. Nie mogli uwierzyć, że są jeszcze miejsca, gdzie można naprawić takie rzeczy.

Danuta Peszyńska: - To już chyba odchodząca w zapomnienie profesja. W Chicago niewiele jest chyba podobnych zakładów.

Mirosław Lewczuk: - Jesteśmy tu jedną z nielicznych i ponoć najlepszych tego typu firm. Nowoczesny sprzęt wielu młodych ludzi potrafi naprawić. Wystarczy jednak dać im starszy układ, a już rozkładają ręce, ponieważ nigdy się tego nie uczyli. Aby być dobrym w tej profesji potrzeba dużej wiedzy, sprawności technicznej i przede wszystkim doświadczenia. Ja, proszę pani, prowadzę ten biznes w Chicago już od 35 lat.

DP: - Jak to się zaczęło? Czy to był pana wyuczony zawód czy też realizacja dawnej pasji?

ML: - Udało mi się połączyć jedno z drugim. Wykształcenie zdobyłem w Polsce, prowadziłem tam nawet przez pewien czas własny zakład naprawczy. Po przyjeździe w 1966 roku do Stanów Zjednczonych pracowałem jako technik w kilku chicagowskich firmach. Szybko nauczyłem się amerykańskiej technologii, tak że po trzech latach mogłem już otworzyć własny zakład naprawczy.

DP: - Zapewne w centrum polskiej dzielnicy?

ML: - Nie. Od początku prowadzę działalność niemalże w tym samym miejscu, czyli w okolicy ulic Montrose i Ashland. Nie myślałem o polskiej dzielnicy, dlatego że nie szukałem łatwych dróg. Uważałem, że skoro mieszkam w Chicago, to muszę zaistnieć w amerykańskim środowisku. W związku z tym zacząłem uczyć się angielskiego od początku. Najpierw zapisałem się na kurs do szkoły Wells School, ale nauczyciel tak szybko mówił, że nic nie mogłem zrozumieć. Postanowiłem więc uczyć się sam - z płyt, taśm magnetofonowych, z radia i telewizji. A ponieważ wszystkie pomoce, którymi się posługiwałem, związane były z zawodem, to było to także fascynujące zajęcie. W trzy lata opanowałem angielski na tyle, że mogłem prowadzić własną firmę i obsługiwać klientów. Miałem wówczas 28 lat, świeży umysł i dużo energii. Rzuciłem się od razu na wszystkie układy - obojętne czy to było radio z zegarem czy multiadapter, który zmienia pięć lub sześć płyt, czarno-białe i kolorowe telewizory. Uczyłem się sam - najczęściej z podręczników i kupowanych schematów. Pomogła mi chyba typowa dla Polaków uniwersalność, umiejętność przystosowania się do każdej sytuacji.

Pod tym adresem prowadzę firmę od dwudziestu ośmiu lat. Lokal jest stosunkowo duży, wkrótce jednak będziemy musieli otworzyć nowe dodatkowe pomieszczenie, ponieważ jesteśmy dosłownie zawaleni sprzętem.

DP: - Wystawiony na półkach sprzęt jest na sprzedaż, prawda?

ML: - Zajmujemy się również kupnem i sprzedażą używanego sprzętu. Obecnie jednak nie jest to takie proste, gdyż klienci wolą kupować w sklepie internetowym. My także korzystamy z pośrednictwa eBayu, na przykład żona sprzedaje w ten sposób igły do adapterów na cały świat. Mieliśmy nabywców z Korei, z Hongkongu, Norwegii, niedawno sprzedaliśmy do Rosji za 180 dolarów (myśmy kupowali igły, kiedy inni ludzie je wyrzucali...). W przypadku większych urządzeń, taka sprzedaż jest dla nas bardziej skomplikowana, gdyż nie mamy czasu na pakowanie.

DP: - Czy pani pracuje z mężem od początku?

Urszula Lewczuk: - Nie, ja dołączyłam później. Razem pracujemy już prawie dwadzieścia lat. Świetnie nam się układa, choć mamy trochę odmienne wykształcenie i zainteresowania. Ja w Polsce ukończyłam elektronikę na Politechnice Warszawskiej, a potem pracowałam przez pewien czas jako projektantka.

ML: - A tu, jak tylko przyszła, od razu musiała naprawić telewizor.

UL: - Naprawianie urządzeń, to oczywiście duże wyzwanie i często pochłania całą energię. Ale oprócz tego musimy prowadzić biznes, a do tego potrzeba jeszcze wielu innych predyspozycji.

ML: - Odkąd tu jestem, nie zliczyłbym nawet biznesów, które w okolicy się otwierały i zamykały. Nasi znajomi w Evanston splajtowali, bo za darmo diagnozowali sprzęt. A żeby stwierdzić, jakiego typu jest uszkodzenie i zrobić wycenę, trzeba poświęcić bardzo dużo czasu.

DP: - Naprawa sprzętu jest stosunkowo droga. Nieraz za tę samą cenę lub nawet niższą można kupić nowe radio czy magnetowid.

ML: - Jak już wspomniałem, jest to bardzo pracochłonne zajęcie. Poza tym wymaga przeróżnych inwestycji. Obecnie kompanie żądają nieraz astronomicznych cen za schematy. Ostatnio otrzymaliśmy schematy od Philipsa, w cenie od 50 do 70 dolarów. Nieraz małej części już nie ma w sprzedaży i trzeba kupić całe urządzenie, w związku z czym cena naszych usług także wzrasta. My przywiązujemy szczególną wagę do przyrządów testujących, np. wzmacniacze sprawdzamy na specjalnych urządzeniach, tzw. loading box. Zakładów tak wyposażanych nie spotka się wiele w Chicago.

W sumie wydaliśmy już na urządzenia pomocnicze ponad 30 tysięcy dolarów. Ale to się zwraca, bo skraca czas naprawy. No i schematy - posiadamy ich naprawdę wiele, niektóre od 1920 roku do chwili obecnej, i stale dokupujemy nowe. Można robić pewne skróty, i my też nieraz tak czynimy, ale zazwyczaj opłaci się być po prostu dobrym

DP: - Czy prowadzicie państwo działalność także poza Chicago?

ML: - Tak, otrzymujemy zamówienia z całych Stanów Zjednoczonych. Ze względu jednak na skomplikowaną przesyłkę wolimy działać na miejscu. A tu mamy tylu klientów, że nie możemy wszystkich w miarę szybko zadowolić. Wiele osób widziało nas w telewizji w programie "Chicago Tonight". Oddźwięk był niesamowity. Przyjeżdżali do nas ludzie z Indiany, Wisconsin i Michigan.

DP: - Nieraz klienci nie liczą się z kosztami, by mieć swojego ulubionego "Pioneera" naprawionego. Dlaczego to robią? Czy ze względów sentymentalnych, czy też dlatego, że inny sprzęt nie jest ich w stanie zadowolić? A może znudzeni nowoczesnymi modelami szukają czegoś innego, bardziej oryginalnego?

ML: - Zdumiałaby się pani, widząc te antyki, które klienci do nas nieraz przywożą. Dlaczego to robią? Najcześciej pewnie dlatego, że chcą po prostu daną rzecz zachować w domu. Są oczywiście koneserzy muzyki, którzy nie wyobrażają sobie słuchania płyt na innym sprzęcie. Albo kolekcjonerzy poszukujący jakiegoś specjalnego urządzenia. Kiedyś przyjechał do nas klient z odległej miejscowości w Illinois i kupił za 250 dolarów magnetofon, tzw. eight track, w którym można słuchać muzyki niemalże na okrągło. Powiedział, że gdyby wiedział, iż naprawiamy taki sprzęt, to nie wyrzuciłby swojego. Profesor z Uniwersytetu Northwestern zawiózł magnetowid do zakładu firmowego Panasonica. Tam nie mogli mu naprawić, a my uporaliśmy się z problemem. Był nam niezmiernie wdzięczny. Natomiast dla wielu ludzi starszej generacji nowoczesne radia czy telewizory są zbyt skomplikowane. Wolą dawne urządzenia, bez szeregu przycisków, których boją się nawet dotykać.

Nigdy nie wiadomo z jakich powodów klient zainteresuje się daną rzeczą. Jakiś czas temu mieliśmy na wystawie radio, jeden ze starszych modeli "Kenwooda". Zwróciła na niego uwagę przechodząca obok kelnerka z jednej z pobliskich restauracji. Powiedziała, że jej ojciec miał w domu podobne radio, a dobrze je zapamiętała, bo w dzieciństwie wraz z rodzeństwem odkręcali od niego gałki. Była szczęśliwa, że mogła teraz sprawić na gwiazdkę taki upominek tatusiowi.

DP: - Jakie najstarsze czy najciekawsze odbiorniki trafiły do państwa zakładu?

ML: - Mamy dwa telewizory z 1949 roku. Niedawno otrzymaliśmy do naprawy radioodbiorniki z lat 20. i 30. ubiegłego stulecia. Było u nas radio, w którym ktoś słuchał w 1942 roku historycznego przemówienia Franklina D. Roosevelta, kiedy to prezydent Stanów Zjednoczonych wypowiadał wojnę Japonii.

DP: - Czy prowadząc ten biznes już 35 lat zauważył pan jakieś trendy czy mody w upodobaniach klientów?

ML: - Raczej - nie. Nasi klienci poszukują bardzo różnych, nieraz przedziwnych urządzeń. Dużym powodzeniem cieszą się na przykład adaptery, na których można odtwarzać bez zmiany pięć i więcej płyt. Godny uwagi jest zapewne fakt, że poczciwy adapter wrócił do łask. W ostatnim wydaniu prestiżowego katalogu sprzętu audiowizulanego można zobaczyć dziesiątki najnowszych modeli, niektóre zawrotnie drogie. No i płyty wróciły na całego. Ludzie doszli bowiem do wniosku, że nagrania na tradycyjnych płytach miały lepsze brzmienie niż na współczesnych kompaktach. Nuta schodzi na dół, tony zanikają, ale jeszcze są słyszalne. A teraz to wszystko jest oczyszczane komputerowo.

DP: - Udało się państwu odnieść pewien sukces. Tym większy, że tego rodzaju biznes nie należy chyba do zbyt intratnych.

UL: - Tak, nasza działalność nie przynosi łatwych zysków, gdyż wymaga ogromnego nakładu pracy. Ale w tej chwili żałujemy tylko, że nie jesteśmy młodsi, bo mamy wiele pomysłów, a coraz mniej czasu. Chcielibyśmy na przykład napisać książkę o typowych uszkodzeniach sprzętu audiowizualnego.

DP: - Na to pewnie jeszcze jest czas, gdyż napisanie książki zazwyczaj zostawia się na emeryturę.

ML: - Emerytura to nie dla nas. My na pewno dobrowolnie nie zamkniemy firmy.

rozmawiała Danuta Peszyńska

Sklep i zakład usługowy "20th Century TV & Stereo Center" mieści się przy 1615 W. Montrose Ave.

(u zbiegu z ulicą Ashland), tel. (773) 528-1728.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor