02 grudnia 2015

Udostępnij znajomym:

Przyjeżdżamy do Ameryki, jak do Ziemi Obiecanej, pełni wiary i nadziei na lepsze jutro, zmęczeni walką o byt i zniechęceni trudnościami, z którymi w ojczyźnie nie mogliśmy sobie poradzić. Pragniemy zmiany, którą utożsamiamy z decyzją o rozpoczęciu nowego życia za oceanem, wierząc oczywiście, że nasze życie odmieni się na lepsze.

Przyjazd do Ameryki to niejednokrotnie stawianie całego życia na jedną kartę, za wszelką cenę, nawet za cenę utraty rodziny i wszystkiego, czym żyliśmy dotychczas. Nie jesteśmy zadowoleni ze swojej sytuacji materialnej, daleko nam do beztroskiego życia, a tu słyszymy, że jeden i drugi kuzyn wrócił z Ameryki i zaraz wystawił dom i kupił mieszkanie córce, a jakim samochodem jeździ! Z niechęcią patrzymy na ciasnego i niezbyt pięknego matiza, który nie przysparza splendoru jego właścicielowi. Przecież my nie gorsi, też potrafimy zakręcić się koło swoich spraw. Pół roku czy rok powinno wystarczyć żeby przywieźć pokaźną sumkę i wreszcie żyć jak człowiek. Jakoś się trochę przemęczymy, ale przyszłe profity zrekompensują nam wszystkie trudy. Pragniemy żyć inaczej, nie martwić się jak przeżyjemy do pierwszego i jak zwiążemy przykrótki koniec z końcem. Pragniemy zapewnić lepsze jutro swoim dzieciom, żeby żyły inaczej, to znaczy lepiej niż my, i żeby nigdy nie musiały się męczyć i martwić, jak jest to naszym udziałem. Mamy bardzo poważne motywacje i priorytetowe cele, którym jesteśmy gotowi wiele poświęcić.

I tak z wielu różnych powodów docieramy tam, gdzie mamy nadzieję na lepsze życie. Pierwsze wrażenie nie jest zachęcające. Wszystko jest jakichś nadmiernie dużych rozmiarów: i odległości, i ludzie, i samochody, a nawet skromne, ciche polskie świerszcze zamieniają się tu w monstra, oszałamiające ilością decybeli, które z siebie wydają. Przytłacza nas nadmiar informacji, płynący zewsząd ku nam szerokim strumieniem, i nie sposób ich wszystkich przyswoić. W tym czasie mamy wrażenie, że przyjeżdżając tutaj znęceni perspektywą lepszego życia, popełniliśmy poważny błąd. Wydaje się nam, że skórka nie warta za wyprawkę. Jest to czas pisania tęsknych listów i wielogodzinnych telefonicznych rozmów z bliskimi w ojczyźnie, żeby odreagować frustrację związaną z sytuacją więźnia. A czas płynie, wypełniony wielogodzinną, wyczerpującą pracą i krótkim snem. Na nic więcej już go nie starcza, ale płynie, i po pewnym czasie sytuacja już nie dolega nam tak dotkliwie. Jakoś przywykliśmy, nawet nie zauważywszy, kiedy to się stało. Łapiemy się na tym, że przesuwamy terminy powrotu, a potem nawet przestajemy je wyznaczać. Nie możemy przyznać, że nam tu dobrze, ale też nie jest już tak źle jak na początku.

Często w tym czasie rodzina zaczyna nalegać abyśmy wreszcie wracali. Wykręcamy się jak możemy, zasłaniając się niedostateczną ilością zarobionych pieniędzy i perspektywami, które tutaj niewątpliwie istnieją. Przychodzi nam do głowy nowy pomysł, aby zachęcić ich do przyjazdu tutaj, bo tutaj jednak mimo wszystko łatwiej. Oni czasem przyjeżdżają i zostają, czasem spędzają z nami trochę czasu, ale ciągnie ich do Polski. Czasem też nie chcą przyjechać i wtedy zdarza nam się przeżywać prawdziwy dramat. My nie wracamy, oni nie przyjeżdżają. Pozostają tylko telefony i listy, czy emaile. Nasze rodziny skwapliwie korzystają z wysyłanych przez nas pieniędzy, ale nie tworzy to więzi między nami, która na skutek długotrwałej nieobecności ma tendencję do rozluźniania. Niestety, zdarza się nierzadko, że po wielu latach nieobecności nie bardzo mamy do czego wracać. Oni przywykli do życia bez nas. Co prawda z naszymi pieniędzmi, ale bez nas. Właściwie już za nami nie tęsknią, bo ile można czekać. My natomiast nieustannie tęsknimy za nimi, za miejscami, które opuściliśmy, za czasem, który minął. Chętnie byśmy wrócili, ale oszczędności nie te i pora nie ta.

Chyba trochę zapomnieliśmy po co tu przybyliśmy. Może uciekły nam sprzed oczu nasze priorytety. Różne to były decyzje i nie zawsze zaprowadziły nas w dobrą stronę. Dobrze jest nie żałować decyzji, które się kiedyś podjęło. Decydowaliśmy bowiem najlepiej jak w tamtym czasie byliśmy w stanie, jak pozwalała nam na to nasza ówczesna wiedza i doświadczenie. Dzisiaj jesteśmy innymi ludźmi, wiemy więcej, więc pewnie nasze decyzje byłyby inne, niekoniecznie lepsze.

Zawsze każdego roku o tej porze myślimy o roku, który minął i przychodzi czas na obrachunek. Liczymy plusy i minusy naszej egzystencji i robimy jej bilans. Cieszy nas oczywiście to, co osiągnęliśmy, ale bardziej koncentrujemy się na tym, co nam się nie udało, co straciliśmy. To budzi więcej emocji, czasem bardzo dotkliwych. Czas Świąt - to też taki moment, kiedy pragniemy bliskości innych i kiedy dotkliwie tęsknimy za naszymi najbliższymi, jeśli nie ma ich obok nas.

Każda sytuacja w życiu związana z wyborem niesie za sobą pewne ryzyko. Często podejmujemy decyzje, biorąc pod uwagę wyłącznie korzyści, zapominając o drugiej stronie medalu, jaką są konsekwencje. Dopiero życie przypomina nam, że istnieje druga strona, przed którą na ogół nie ma ucieczki. Ważne, aby odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie: co jest dla mnie ważne, z czego jestem w stanie zrezygnować, aby osiągnąć tę wartość, która jest dla mnie w życiu najważniejsza. Oczywiście, warto pamiętać też o zależności przeciwnej: sytuacje trudne niosą za sobą też określone profity. W każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji jesteśmy w stanie znaleźć pozytywy, nawet, jeśli na pierwszy rzut oka ich nie widać. Jeśli przyjrzymy się uważniej, zobaczymy, że one są i należy tylko postarać się je dostrzec.

Szukajmy pozytywów w naszym życiu, ponieważ jest to coś, co nas buduje.

Życząc Państwu, abyście nie tylko w okresie Świąt, ale nieustannie potrafili widzieć dobre strony życia i posiedli umiejętność ignorowania tych trudnych, kłaniam się nisko.

Grażyna Sobiczewska

terapeuta rodzinnym i małżeński.

Obecnie jest zaangażowana w

Program Pomocy Rodzinie przy

Family Counseling & Rehabilitation Center.

Tel.: (800) 652-0005

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor