Pod względem wpływów z turystyki nie możemy porównywać się z Miami, L.A., czy choćby Nowym Jorkiem. Mimo to liczba odwiedzających nas każdego roku osób była znacząca, podobnie związane z nimi wpływy do miejskiego budżetu. Osobną kategorię stanowili biznesmeni przybywający na liczne konferencje, sympozja i wystawy. Wygląda na to, że są to już obrazy powoli odchodzące w przeszłość.
Podróżujemy coraz mniej, a jeśli już to czynimy to pilnie śledzimy wszelkie wydatki. Chicago dotkliwie odczuwa trwający kryzys ekonomiczny. Liczba pasażerów odlatujących z O"Hare spadła w porównaniu z 2007 rokiem o ponad 10%. Na Midway jest jeszcze gorzej - odnotowano tam spadek ponad 15%. Chicagowskie hotele zarobiły w ostatnich miesiącach o 5% mniej, niż w podobnym okresie ubiegłego roku, o kilka procent spadła liczba gości odwiedzających wszelkie wystawy organizowane w McCormick Place. Obroty większości restauracji, z wyjątkiem najbardziej ekskluzywnych i położonych w centrum miasta, zmniejszyły się o kilkanaście procent. Według szacunków ekspertów prawie jedna piąta z nich zbankrutuje w najbliższym czasie.
Zakończył się złoty wiek dla organizujących służbowe wyjazdy wielkich korporacji. Już nie widać tak wielu ekskluzywnych przyjęć organizowanych dla klientów, wynajmowania połowy hotelu dla uczestniczących w konferencji pracowników, czy masowych rezerwacji na najpopularniejsze koncerty i wydarzenia sportowe. Wszyscy liczą wydatki i oszczędzają. Przed nami zima, która zawsze jest dla turystyki porą niesprzyjającą. Podobno z nadejściem wiosny niewiele się zmieni, gdyż wszelkie szacunki przewidują jeszcze gorszy, 2009 rok.
Odwiedziny Chicago dla wielu osób znalazły się na końcu listy, a wraz ze spadkiem popularności wśród turystów wszelkie założenia finansowe przestają być aktualne. Mniejsza liczba odwiedzających to niższy zarobek dla linii lotniczych, punktów gastronomicznych, hoteli, sklepów i taksówkarzy. Tym samym mniejsze podatki i opłaty dla miasta.
O ile indywidualne przyjazdy zależne są od wielu czynników i nie mają wielkiego znaczenia dla budżetu tak dużej metropolii, to imprezy masowe, w tym wystawy i konferencje są bardzo istotne. Przez wiele lat Chicago starało się przyciągnąć organizatorów wielkich konferencji i sympozjów. Pod koniec lat 90-tych, po pierwszym narodowym zjeździe prawników w jednym z ekskluzywnych hoteli w śródmieściu burmistrz Daley z dumą oświadczył, iż prześcignęliśmy pod tym względem Nowy Jork. Staliśmy się centrum konferencyjnym Stanów Zjednoczonych - oferowaliśmy doskonałe warunki, konkurencyjne ceny, niskie podatki i sporo rozrywki. Wszystko to jest już nieaktualne. Coraz częściej słyszymy o organizowanej tu po raz ostatni wystawie, konferencji, czy zjeździe. Chicago stało się drogie i niebezpieczne. Chcących spotkać się lekarzy, prawników, czy sprzedawców nieruchomości powoli przejmują inne, często mniejsze miasta w kraju.
Rok 2009 ma być pod tym względem jeszcze gorszy. Już teraz linie lotnicze ograniczają do minimum liczbę lotów do i z Chicago, hotele ograniczają listę oferowanych usług, taksówkarze zaczynają szukać dodatkowych zajęć.
Zaciskanie pasa będzie widoczne i odbywać się będzie ze szkodą dla miasta.