----- Reklama -----

LECH WALESA

02 czerwca 2011

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

W grach losowych bierze udział ponad ¼ społeczeństwa. Każdego dnia miliony osób wydają po kilka dolarów na zdrapki i loterie. Czasami komuś się udaje, choć szansa, że spotka to właśnie nas jest bliska zeru. Jeśli jednak już spotka nas to szczęście, musimy podjąć decyzję: wypłaty co miesiąc, czy znacznie mniejsza gotówka na raz?

Elizabeth Wilson, kobieta samotnie wychowująca dzieci kupiła zdrapkę za $2 w jednym z niewielkich sklepików w Chicago. Okazało się, że wygrał gotówkę do końca życia, czyli cotygodniowe wypłaty w wysokości $1,000 do końca swego życia.

„Naprawdę można wygrać – stwierdziła później z ciągłym niedowierzaniem – Ja wygrałam, to wszystko, co mogę powiedzieć”.

Po serii wymaganych przez loterię zdjęć promocyjnych i wywiadów kobieta stanęła przed wyborem: obiecane nieopodatkowane tysiąc dolarów co tydzień do końca życia, czy jednorazowa, obciążona wysokim podatkiem wypłata. Wybrała tę drugą opcję otrzymując $760,000. Planuje zabrać swą mamę w podróż na Hawaje, kupić prezenty rodzinie, a resztę zainwestować w przyszłość.

Gdyby wybrała pierwszą opcję to przez kolejne 20 lat otrzymałaby ponad milion, po 30 latach ponad 1,5 mln. Mimo sporej różnicy coraz więcej osób wybiera podobne rozwiązanie. W obawie przed inflacją i niepewnością jutra. W przypadku śmierci zwycięzcy tylko w niektórych, obwarowanych wieloma przepisami przypadkach rodzina otrzymuje resztę pieniędzy. Na to zresztą liczą loterie stanowe sprzedające losy i zdrapki. W zależności od wieku zwycięzcy i wygranej sumy w wielu przypadkach rzeczywisty koszt po stronie loterii jest znacznie niższy od publicznie podawanego.

Inaczej postąpił Jason Lalonde, który wygrał w podobnej grze 3 lata temu. Zdecydował się na cotygodniowe wypłaty dochodząc do wniosku, że już po 12 latach inwestując gotówkę w papiery wartościowe otrzyma więcej, niż jednorazowa wypłata. Jason miał w momencie zwycięstwa zaledwie 23 lata więc jego kalkulacje były jak najbardziej prawidłowe.

Najmniejsze prawdopodobieństwo wygranej mają osoby biorące udział w loteriach. Szansa trafienia właściwej kombinacji cyfr i liczb wynosi jeden do kilkunastu lub kilkudziesięciu milionów. Dlatego niektórzy nazywają loterię „podatkiem od głupoty”. Nie do końca z takim określeniem zgadzają się matematycy, którzy często biorą udział w grach losowych. Statystyki mówią jednak, że ich sukcesy nie wyróżniają się szczególnie na tle pozostałych zawodów.

Grając na loterii mamy znacznie mniejsze szanse na zwycięstwo, niż udział katastrofie, czy innym tragicznym wydarzeniu, o których przekonani przecież jesteśmy, że nigdy nas nie spotkają. Klasyczny już przykład uderzenia pioruna. Wszystko zależy od roku, ale dane i obliczenia National Safet Council mówią, iż w USA ginie z tego powodu od 70 do 120 osób każdego roku. Dla wygody posłużmy się średnią liczbą 100. W 300 milionowym kraju oznacza to szanse trafienia przez piorun w wysokości 1 do 3,000,000. To wciąż kilkadziesiąt razy większa szansa, niż trafienia w lotka. Ile znamy osób trafionych przez piorun?

Mimo wszystko chętnych nie brakuje, a przykłady takie jak wspomniana wcześniej Elizabeth Wilson tylko pobudzają wyobraźnię. Może dlatego co trzeci mieszkaniec Stanów Zjednoczonych wierzy, że zwycięstwo w grach losowych to jedyny sposób na poprawę poziomu życia. Co 4 wierzy, że wygrana to wyłącznie kwestia czasu i zainwestowanych pieniędzy.

RJ



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor