02 grudnia 2015

Udostępnij znajomym:

Szkoda wielbłądów

Mimo wieloletniego pobytu w Chicago do upałów nie przywykłem. Wystarczy, że słupek rtęci przekroczy 70 stopni, a już zaczynam niespokojnie rozglądać się dookoła. Dlatego niedawne wakacje, mimo, że w teoretycznie bardziej umiarkowanej strefie klimatycznej, kojarzą mi się przede wszystkim z poszukiwaniem chłodu. Przez niemal 3 tygodnie tęskniłem za mroźnymi wnętrzami sklepów, pojazdów wszelkiego rodzaju i widokiem jakiejkolwiek chmury na niebie. Gdy zaczynało padać i wszyscy uciekali w popłochu ja szczerzyłem zęby do nieba.

Gdy po mimo wszystko miłych wakacjach wracałem do domu, a samolot kołował na lotnisku nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak włączonym na całą moc klimatyzatorze i dużej ilości lodu w szklance, który okazuje się też być reglamentowany w niektórych zakamarkach naszego globu.

Nie udało się. Słyszałem wcześniej, że przez Chicago przewalają się burze, huragany i inne niepotrzebne zjawiska pogodowe, ale nigdy nie przypuszczałem, iż moje cierpienie z tego powodu się wydłuży. Przez 2 kolejne dni po przyjeździe nie było w okolicy prądu. Osiedle było puste jak sklepowe półki po likwidacji biznesu, bo większość mieszkańców przeniosła się do pobliskich hoteli. Przekonałem się o tym próbując znaleźć wolne miejsce: Przepraszamy, ale przeniosło się do nas pół miasta – usłyszałem w słuchawce telefonu. Który zresztą chwilę później wysiadł i nie byłem w stanie go naładować, więc utraciłem tak wygodny kontakt ze światem. Przez chwilę zastanawiałem się dlaczego w pobliskich sklepach, na stacjach benzynowych i w motelach pali się światło i działa klimatyzacja, ale przestałem zaśmiecać myśli, gdy przypomniałem sobie, iż płacą one nieco wyższe rachunki i mają pierwszeństwo. Podobnie jak kilkaset tysięcy pozostałych, mniej istotnych dla firmy energetycznej klientów, cierpliwie oczekiwałem na konieczne naprawy. Mnie i sąsiadom się udało, ale podobno w powiecie Lake są tacy, którzy nawet zupy nie zdążyli zrobić z rozmrożonych produktów i ciągle czekają.

Ekstremalna sytuacja wyzwala w człowieku niespotykane wcześniej myśli. Zacząłem zastanawiać się nad problemem globalnego ocieplenia i przewidywać jak wyglądałaby podobna awaria za, powiedzmy... 20 lat. Prawie tak samo, z tym, że nasze uzależnienie od prądu byłoby jeszcze większe. Na razie ciemności się jeszcze nie boimy, ale następne pokolenie może już nie być tak odporne. Pomyślałem, że do utraty zmysłów brakowało jednego stopnia na termometrze i doszedłem do wniosku, że następnym razem nie obędzie się bez pomocy specjalistów ze środowiska medycznego.

Zacząłem szukać winnych. Po kolei. Burze, powodzie i skoki temperatury to podobno wynik zmian klimatycznych. Czyli brak prądu u mnie w domu jest wynikiem czyjego działania? Oczywiście standardowo przed oczami pojawili się politycy. Nnnieee… jednak nie. Mają sporo władzy, ale nie przeceniajmy ich roli w zmieniającym się klimacie. Chociaż z drugiej strony Blagojevichowi można by podrzucić taki punkt oskarżenia: Spowodowanie powtarzających się awarii w dostawach prądu i wzrostu średniej temperatury wody Wielkich Jezior o 1.6 stopnia w ostatniej dekadzie (dowiedzieliśmy się o tym w ostatnim tygodniu). Jurorzy z rozpędu uznaliby go winnym. Nikt nie zwróciłby uwagi na te kilka dodatkowych lat w więzieniu. Ale to w dalszym ciągu nie rozwiązuje sprawy.

Może firmy olejowe? Te nadają się bardziej, choć ostatnio raczej zajmują się zanieczyszczaniem oceanów, niż atmosfery. Nawet pracownicy tych firm spuszczają z zakłopotaniem oczy widząc w telewizji reklamę swej korporacji mówiącą o czystych technologiach i naprawie świata. Zwykle słowa takie wypowiada niewidoczny, starszy mężczyzna z doskonałą dykcją. Kto by mu nie wierzył? To jednak wciąż za mało.

W takim momencie do głowy przychodzą wielbłądy. Czemu one? A czemu nie... w końcu pięć minut wcześniej pomyślałem o krowach. Jak nas wielokrotnie informowano wydzielane przez nie na pastwiskach gazy przyczyniają się do degradacji środowiska naturalnego. Człowiek robi, co może, by powstrzymać upadek świata, likwiduje bydło produkując steki, wędliny i galaretki spożywcze, ale ich pogłowie się nie zmniejsza. Więc jednak wielbłądy. Te ciekawe stworzenia opanowały podobno już setki lat temu Australię. Wielki kontynent, zamieszkały głównie przez kangury i krokodyle. Wielbłądy sprowadził tam człowiek na własną zgubę. Jest ich tam podobno dziko żyjących tyle, że niszczą atmosferę bardziej, niż krowy. No dobra, skłamałem. Bardziej nie, ale to nie przeszkadza rządowi Australii planować morderstwa na wielką skalę. Oficjalnie chodzi o zmniejszenie emisji złych gazów, nieoficjalnie o kredyty na ich większą emisję. Czyli o pieniądze. Zwierzęta roślinożerne wydzielają metan. Jeden wielbłąd produkuje go ok 45 kilogramów, co stanowi odpowiednik rocznej tony CO2. Australia postanowiła wybić wszystkie swoje wielbłądy w celu powstrzymania zmian klimatycznych i ratowania świata. Tak naprawdę chce zmniejszyć teoretyczną, bo trudną przecież do obliczenia produkcję gazów na całym kontynencie, by lokalne fabryki otrzymały wyższe limity ich produkcji i nie musiały płacić kar. Dziko żyjące tam wielbłądy zapłacą życiem za naszą możliwość ładowania iPodów, laptopów, i światełek na choince. Głupi i okrutny pomysł zważywszy, że jedna elektrownia w tydzień wyprodukuje tego więcej, niż wszystkie wielbłądy świata, poza tym udział człowieka w całym procesie jest niewielki, gdy weźmiemy pod uwagę skorupę ziemską i oceany.

Był moment, gdy rozpalając grilla martwiłem się o klimat. W końcu w ten sposób też przyczyniałem się do końca świata. W przypadku krów do dziś nie jestem zdecydowany, czy jedząc więcej mięsa, czy też mniej bardziej pomagam planecie. Ale wielbłąd? Brzydszy jest wprawdzie od misia polarnego, którego na pewno trzeba ratować, za to mądrzejszy od większości ludzi zasiadających w komisjach i rządach podobnych do australijskiego. Następnym razem, gdy zgaśnie światło, przestanie chłodzić lodówka, wyczerpie się bateria w telefonie, a temperatura w domu zagotuje we mnie wszystko nie poddam się. Nie będę narzekał, cierpliwie poczekam i z objawami nocnego udaru słonecznego skorzystam z fachowej pomocy. W ten sposób nie pozwolę zapomnieć o wielbłądach.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor