Ahoj! Czy wiedzieliście, że 19 września to Dzień Mówienia jak Pirat? Święto trochę prześmiewcze, choć też bardzo pocieszne. Bo kogo nie interesują piraci?
Kapitan Jack Sparrow i kapitan Hook – to dwa popkulturowe wzorce przywódcy morskich bandytów. Wszyscy mamy przed oczyma wizerunek archetypicznego pirata w rozchełstanej koszuli, z chustką lub specyficznym kapeluszem w kształcie pieroga na głowie i pistoletem za pasem. No i oczywiście z drewnianą nogą i hakiem zamiast dłoni. Groźnego i okrutnego, gotowego obrabować każdy nadarzający się statek. Bo tacy właśnie są piraci.
Bandytyzm ma swoją długą historię i prawdopodobnie towarzyszył ludziom od początków historii. Niemniej odległą historię mają więc i piraci, którzy na nieprzyjaznych wodach grabili statki z drogocennymi towarami. Po raz pierwszy na scenie „wielkiej historii” pojawili się oni w pierwszym wieku przed Chrystusem. W Cylicji (południe dzisiejszej Turcji) swoje bazy mieli morscy łotrzykowie, którzy (zapewne za dobrą opłatą) brali udział w wojnie z Rzymianami, zadając im dotkliwe straty i siejąc strach na obszarze całego Morza Śródziemnego. Wielkie niebezpieczeństwo zażegnano wielkimi środkami – Senat rzymskim wyasygnował ogromne pieniądze na zakup floty wojennej, którą powierzył jednemu z najzdolniejszych generałów tamtego czasu Pompejuszowi Wielkiemu. Oprócz tego otrzymał on ogromne uprawnienia, które dawały mu niesamowitą potęgę. Metodycznym i okrutnym działaniem Pompejusz doprowadził do tego, że piraci zostali rozbici, on sam zaś stał się postacią numer jeden w Rzymie... do czasu, aż pokonał go jeszcze słynniejszy Juliusz Cezar.
Piraci zawsze wydają się łotrami, którzy za nic mają państwo, władzę i króla. Nic bardziej mylnego! Wraz z rozwojem żeglugi, odkryciami geograficznymi i wielkim powodzeniem handlu zaczęła się złota era piractwa. Ale to wtedy po raz kolejny zostali oni zaangażowali w wielką politykę międzynarodową. W XVI w. królowa angielska Elżbieta prowadziła wojnę z Hiszpanią, która z racji panowania nad Ameryką była wówczas najbogatszym państwem świata. Gdy jej licząca 130 statków flota (zwana „Niezwyciężoną Armadą”) ruszyła w kierunku Brytanii, Anglicy postanowili odeprzeć ją nie poprzez starcie bezpośrednie, a „szarpanie” i swoistą wojnę partyzancką na morzu. Prowadzili ją właśnie piraci (zwani wówczas korsarzami), opłacani przez królową, dysponujący małymi, zwrotnymi statkami i dobrze przeszkolonymi załogami. W efekcie armada, nękana dodatkowo złą pogodą, uległa rozbiciu.
Angielscy korsarze nie poprzestali jednak na obronie Wysp Brytyjskich. Wkrótce ich flota, dowodzona przez ulubieńca królowej admirała Francisa Drake"a, ruszyła na Karaiby i do wybrzeży Ameryki Południowej. Cel był jeden – uprzykrzać życie Hiszpanom i grabić ich statki wiozące złoto i cenne towary do Europy. A to wszystko w imieniu Jej Królewskiej Mości.
To właśnie przygody XVI-wiecznych marynarzy łupiących statki w imieniu Anglii zaczęły wielką opowieść, która do dziś kojarzy się nam z piratami. Wszystko w scenerii ciepłych mórz Karaibów wokół Kuby, Haiti czy Jamajki. Piękne żaglowce, groźne załogi, huk armat, krzyki przed abordażem – te wszystkie sceny znamy z filmów, powieści i komiksów.
W całej tej opowieści zabrakło jednak jeszcze jednego symbolu, kryjącego się pod dwoma słowami: Jolly Roger. Ta flaga, na czarnym tle przedstawiająca trupią głowę i umieszczone pod nią dwa skrzyżowane piszczele, przychodzi nam do głowy natychmiast, gdy pomyślimy o piratach. Nieraz wywieszano ją dopiero chwilę przed atakiem, wcześniej używając zwyczajnej bandery i chcąc w ten sposób zmylić ofiarę. Już sam ten znak budził lęk i trwogę – kojarzył się ze śmiercią i okrucieństwem, które miały stać się udziałem tych, którzy nie poddadzą się piratom od razu. Nieraz więc okręt morskich bandytów nie musiał nawet nabijać armaty – wystarczyła sama obecność, by zdobyć cenne łupy.
Postacie takie jak Edward England, Czarnobrody czy Bartholomew „Black Bart” Roberts przeszli do historii morskich opowieści. Warto jednak przypomnieć, że piractwem w jego złotej erze zajmowały się też kobiety – najsłynniejszymi z nich były Mary Read i Anne Bonny, które aż do samego końca starały się umknąć pościgowi. Obydwie mimo grożącej im śmierci na szubienicy nie zostały skazane, gdyż były w ciąży i trafiły do więzienia. Read miała jednak powiedzieć, że nie boi się powieszenia, bo gdyby nie to, każdy tchórz mógłby zostać piratem. Korsarze nie byli raczej ludźmi honoru czy delikatnymi intelektualistami. Odwagi odmówić im jednak chyba nie można.
Dziś hasło „pirat” kojarzy się nam z dwoma zjawiskami. Pierwsze to autentyczni piraci grasujący wzdłuż wybrzeży afrykańskiej Somalii i stanowiący prawdziwe zagrożenie na wodach międzynarodowych. Drugie jest bardziej metaforyczne i odnosi się do „pirata” jako kopiującego nielegalnie oprogramowanie i dzieła kultury bądź też nadającego program radiowy lub telewizyjny bez uprawnień. Tak jak dawny pirat, tak też ten nowy bogaci się na ograbieniu innych. Wielu też jednak widzi we współczesnych piratach bojowników o wolność w kulturze i dostępie do wiedzy.
Podobnie chyba wyobrażamy sobie dawnych piratów – wolnych, mających los w swoich rękach i nie bojących się niczego ludzi morza. To piękny mit.
Tomasz Leszkowicz
'