03 sierpnia 2017

Udostępnij znajomym:

Autorzy „Filozofii – najwspanialszej historii”, Luc Ferry i Claude Capellier konkludują swoje podróżowanie po meandrach filozofii europejskiej niezwykłym konceptem „nowej zasady sensu” – czyli mądrością miłości.

Jak piszą w jednym z ostatnich rozdziałów:

„Tak więc pierwszy humanizm, humanizm oświecenia i praw człowieka, zastąpiony zostaje drugim, znacznie poszerzonym: nowym humanizmem braterstwa i sympatii, który nie poświęca już człowieka dla narodu, rewolucji, a nawet postępu (ideały uważane za zewnętrzne i wyższe od człowieka), tylko w samej immanencji naszego życia i naszych uczuć do innych odnajduje źródło pozytywnej utopii, którą niesie projekt przekazania tym, którzy przyjdą po nas, świata oferującego każdemu środki do tego, żeby się zrealizował” (s. 343)

Można to obrazowo streścić zestawiając ze sobą oryginalny imperatyw kategoryczny Kanta z wersją definiującą „mądrość miłości”, jaką proponują autorzy „Filozofii – najpiękniejszej historii”:

Imperatyw kategoryczny Kanta:

Postępuj tylko wedle takiej maksymy,
co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się ona prawem powszechnym.

Wersja Ferriego i Capeliera jest taka:

Działaj w taki sposób, żeby maksimum twojego działania mogło zostać zastosowane wobec tych, których kochasz najbardziej. (s.365)

Jak piszą autorzy w objaśnieniach to swej wersji imperatywu:

„Wydaje się, że gdybyśmy dostosowali się do takiej maksymy, moglibyśmy inaczej traktować obcokrajowców lub bezrobotnych. Wyobraźmy sobie, że nasze dzieci znalazły się na ich miejscu, co byśmy wtedy zrobili? Inny sposób wyrażenia tego samego imperatywu:

Działaj w taki sposób, żeby maksimum twojego działania mogło zostać zuniwersalizowane dla wszystkich, których kochasz, nie jako prawo natury na sposób Kanta, lecz jako prawo miłości”. (s.365)

Że coś się musi wydarzyć, że coś się musi zmienić, że koniecznością jest przedefiniowanie naszego generalnego paradygmatu istnienia jest oczywiste. Wszyscy to mniej lub bardziej czujemy i tego oczekujemy. Niewydolność współczesnych nam wersji politycznego i ekonomicznego funkcjonowania jest bardziej niż widoczna i sprawia, że te zdeformowane i zdegenerowane struktury społecznej organizacji wywołują w nas głęboki niepokój. Obawiamy się utraty pracy, niewypłacalności systemów emerytalnych, niewydolności opieki społecznej czy niedostępności ubezpieczeń i opieki zdrowotnej.

Coś trzeba z tym zrobić! Pozostaje jednakowoż pytanie – co?

Jak pisałem w poprzednim tygodniu, nawet giganci korporacyjni i finansowi, tacy, jak założyciel Facebooka, maja świadomość konieczności zmian w układzie społecznych relacji. Już nie tylko i wyłącznie ślepa konkurencja, już nie tylko zysk za wszelką cenę, już nie tylko bezwzględny wzrost ekonomiczny. Jak piszą:

„Prezes Facebooka poczuł odpowiedzialność społeczną i zmienił misje firmy. Jego wypowiedzi dotyczą raczej wizji budowy społeczeństwa niż zysków, momentami brzmią jak polityczny manifest. Jak pisze sam prezes, Facebook uczynił już dużo, by ludzie mogli się ze sobą komunikować, ale to nie wystarczy. 'Nasze społeczeństwo jest wciąż podzielone. Wierzę, że naszą odpowiedzialnością jest robić więcej. Nie wystarczy połączyć ludzi; trzeba ich także zbliżyć do siebie. Musimy dać ludziom możliwość wyrażania zróżnicowanych opinii, a także możliwość budowy wspólnego gruntu do rozwoju. […] Budowa globalnej społeczności musi zaczynać się od dołu, nie od góry. Mnóstwo ważnych zadań ma poziom powszechny, np. zatrzymanie globalnych zmian klimatu, przeciwdziałanie pandemiom i terroryzmowi. Żadne z tych zadań nie może być wykonane przez jeden kraj, ani przez jedną grupę osób. Nasza nowa misja to nie tylko postulat. To cała filozofia i nadzieja dla świata. Wypełniamy naszą misje nie przez głoszenie haseł, ale przez codzienną pracę każdego z nas. A jeśli wystarczająco wielu z nas będzie budować społeczność, która zbliży do siebie ludzi, wtedy możemy zmienić świat' - napisał. Zuckerberg przestał być biznesmenem, a został politykiem? Takiego manifestu mało kto się spodziewał”.

Podobnej manifestacji dokonał, a odbiło się to szerokim echem w świecie, niezwykły w swych pomysłach wizjoner u twórca fascynujących projektów, Elon Musk, gdy prezydent Trump wycofał się z paryskiego paktu klimatycznego:

„Decyzji sprzeciwia się Elon Musk. Założyciel PayPala i Tesli oraz jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Powiedział on, że jeśli Trump wycofa się z porozumienia klimatycznego, to przestanie doradzać prezydentowi USA”.

Okazuje się, że determinacja w obronie ważnych dla przyszłości ziemi ustaleń i postanowień leży na sercu również tych najbogatszych, którzy kierują największymi korporacjami świata.

Wszystko to jest i śmieszne i groźne zarazem, bo przypomina model średniowiecznego układu społecznego, który polegał na uświęceniu niewyobrażalnych ekonomicznie różnic społecznych. Jedni mieli wszystko, a drudzy nic. Tych pierwszych było niewielu, ci drudzy stanowili większość. Z jednej strony bogactwo zamku (pałacu), z drugiej bieda podzamcza. Historia lubi się powtarzać. Wprawdzie nie mamy już bajecznie bogatych książąt i potwornie biednych wieśniaków, ale mamy za to około stu osób, które są w posiadaniu połowy światowego bogactwa. 

Trudno odmówić stoikom racji, gdy mówili, ich świat charakteryzuje się wieczną powtarzalnością. Nie doskonalimy się i nie wznosimy spiralnie, przechodząc na wyższe poziomy rozwoju, ale drepczemy stale w tym samym zaklętym kółku, mając jedynie złudne wrażenie postępu i zmian na lepsze.

Zdecydowanie inne zdanie na ten temat miał profesor Leszek Kołakowski, gdy pisał w „Kluczu niebieskim, albo opowieściach biblijnych zebranych ku pouczeniu i przestrodze”:

„A jednak - powtarzam - [świat] jest naprawdę wielkim i imponującym dziełem. Dowodów na to jest dużo. [...] Faktem jest w każdym razie - co jest sprawą główną przy ocenie - że świat nadaje się do pewnej naprawy i że przy olbrzymich wysiłkach olbrzymiej masy ludzi można na nim dokonać malutkich zmian na lepsze; historia, wbrew wszystkiemu, daje pewne świadectwa przemawiające za takim poglądem." (s.7)

Nie jest jasne, o jakich świadectwach myślał profesor, faktem jednakowoż jest, iż masy same w sobie niczego nie zmieniają, bo są kompletnie inercyjne. Potrzebują do wszczęcia akcji albo głodu, albo totalnej katastrofy naturalnej, albo iskry wywołanej przez nieliczne jednostki, wizjonerów, którzy pociągną owe masy ku nowemu. Nowe jest przecież z jednej strony intrygujące, ale z drugiej zawsze napawa nas, jeśli nie obawą, to strachem. Boimy się nowego! Dlatego, być może, przedefiniowanie kantowskiego imperatywu ma głęboki sens i pozwala na zbudowanie zupełnie innej, niż dotychczas, rzeczywistości społecznej. Przypomnijmy:

Działaj w taki sposób, żeby maksimum twojego działania mogło zostać zastosowane wobec tych, których kochasz najbardziej.

Jeśli przypomnimy sobie jednakowoż, co Stalin zrobił tymi, których „kochał”, to można wątpić w sensowność jakichkolwiek definicji, imperatywów czy etycznych zaleceń. Pozostaje pytanie, czy Stalin był człowiekiem, a jeśli nawet uznamy, że tak, to pozostaje pytanie, na ile nim był i czy jego stosunek do najbliższych mu osób można określić mianem miłości?

Ferry i Capelier wspaniale puentują te wątpliwości:

„To nie przypadek, jeśli /poznać/ i /kochać/ są w Biblii synonimami: rozszerzenie horyzontu, w opozycji do umysłu ograniczonego, zamkniętego w na swych partykularyzmach i zawsze zazdrośnie ich chroniącego, jest bez wątpienia tym, co pozwala nam lepiej rozumieć i przez to lepiej kochać innych. To właśnie nas uczłowiecza!” (s.368)

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor