09 lipca 2021

Udostępnij znajomym:

Dostałam prezent. Fantastyczny. Praktyczny. Efektowny. Kuchenny. I najważniejsze – przypominający moja Mamę. Niby nic, a jakże wiele…

Odpowiednia MASELNICZKA w obecnym czasie upałów wielkich to skarb na wagę złota. Bo masło używamy codziennie, a przynajmniej powinniśmy, ale jak smarować masłem wyjętym z lodówki, zastygłym na kamień?! Chwila na oswojenie się tłuszczu z temperaturą pokojową to zdecydowanie za mało, a czas nas gna…

66

Nasze Babcie i Mamy nie miały takiego problemu. Wkładały masło do glinianego pojemnika z drewnianym wieczkiem i zalewały zimną wodą, wymienianą każdego dnia. Masło było świeże, miękkie, dające się rozsmarowywać na każdym pieczywie. Zasada prosta – woda blokowała dostęp powietrza, więc masło nie psuło się, insekty nie miały dostępu, a po odlaniu wody – znakomicie nadawało się do smarowania, smażenia, pieczenia…

Podręczne glinianki nie zawsze jednak gościły w naszych domach i wówczas Mamy wkładały masło do szklanego słoika z pokrywką i zalewały wodą. Zasada ta sama, metoda prosta i praktyczna. Tylko było potrzebne zacienione miejsce, bo z chłodem bywało różnie. Sama stosuję tę metodę przy wyjazdach campingowych.

A teraz rozkoszuję się wspaniałym prezentem, który być może stoi również w Waszych domach!

To gliniany pojemnik na masło, zwany French Butter Keeper. Składa się z dwóch części – pojemnika na wodę (wypełnia się tylko 1/4 pojemnika) i drugiego, wkładanego odwrotnie, na masło. Sprawdza się rewelacyjnie! Masło zachowuje świeżość i konsystencję niezbędną do smarowania, bez konieczności przechowywania w lodówce. Szał! W temperaturze poniżej 80°F (27°C), przetrwa nawet miesiąc!

Sama nazwa naczynia sugeruje miejsce powstania pomysłu i jego realizacji. Koniec XIX wieku, Francja, brak lodówek, piwnice za małe na zmieszczenie wszystkich wiktuałów, garncarzy wielu, gospodyń jeszcze więcej…

Uważa się, że francuski projekt naczynia do masła pochodzi z Vallauris we Francji, miasteczka słynącego z rzemiosła garncarskiego. Inni spekulują, że powstał w Bretanii lub Normandii – obie krainy znane z produkcji masła.

W latach 70. i 80. XX wieku amerykańscy garncarze/ceramicy, zdolni rzemieślnicy, zaczęli produkować i sprzedawać maślane pojemniki na targach artystycznych i rzemieślniczych w całych Stanach Zjednoczonych. Ich praktyczne rękodzieła trafiały też do artystycznych galerii. Były to okrągłe lub prostokątne naczynia z pokrywką do przechowywania masła na stole. Ładne, ręcznie robione i malowane, nieregularne, wypalane i… wkładane do lodówek. Problem z prawdziwym masłem pozostał. Zaczęto więc produkować… masło o małej zawartości masła. Powstawały margaryny, smarowidła, masła z olejami wszelkimi i odpowiednią reklamą o wartościach prozdrowotnych.

Zachwyt nowymi produktami częściowo mijał (nadal jest wielu zwolenników masła bez masła), zaczęto rozglądać się za lepszym jakościowo produktem i formą jego przechowywania w warunkach domowych.

W czasach „bezlodówkowych” pojemniki na masło wykonywano z kryształu, srebra lub porcelany. Pierwsza amerykańska maselniczka (Butter Dish) powstała ze srebra. Naczynie zaprojektowano w Wallingford (Connecticut) około 1880 roku w znanej i cenionej spółce Simpson, Hall, Miller & Company. Utrzymano tradycyjny okrągły kształt ze zdobioną pokrywką. Ciekawostką, a jednocześnie praktycznym rozwiązaniem, był dolny pojemniczek na lód do chłodzenia masła. Podobne zresztą powstawały do serwowania kawioru… Wow, zrobiło się wykwintnie.

65

Wróćmy jednak do dzisiejszej kuchni w stylu praktycznym… czyli bardziej dla zapracowanych lub zniechęconych do czyszczenia sreber wszelkich.

Przypomniano sobie, przywieziono, a może podejrzano wyroby francuskich rzemieślników – trudno dziś dociec, jak to było naprawdę. Jednak w Stanach Zjednoczonych powstała nazwa French Butter Keeper (albo kilka podobnych, z Francją, Bretanią czy Normandią w tle), która została przeniesiona później do Europy. W Stanach też zaczęły pojawiać się (końcówka XX wieku) dwuczęściowe pojemniki na masło (jak mój osobisty) i stawały się coraz bardziej popularne do tego stopnia, iż zaczęto je produkować masowo fabrycznie. Mam wrażenie, iż większość z nich jest sprowadzana z krajów azjatyckich, ale to już inna bajka, która nie jest w stanie przekazać mi sensownego morału.

Popierając rodzimych rzemieślników proponuję zakupy w ich sklepach internetowych czy na festiwalach „art and craft”, które obecnie przeżywają swój popandemiczny renesans. Wprawdzie ręczne wyroby są nieco droższe (tłumaczono mi, jak trudno dopasować obydwa naczynka, zależne od siebie), za to ciekawsze i bardziej dekoracyjne, co nie jest bez znaczenia na Waszym rodzinnym stole.

Anna Czerwińska
wielbicielka muzyki klasycznej i dobrej literatury, amatorka gór i namiotu, podglądania życia od kuchni i innych obserwacji wszelkich na własny użytek.
Autorka blogów: o kuchni Stanów Zjednoczonych i… truflach czekoladowych www.amerykanskiekulinaria.com; www.domowetrufle.com
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor