----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

27 sierpnia 2025

Udostępnij znajomym:

To wszystko, co wypływa z doświadczenia? Ale dlaczego mała? Czyżby tak otwierająca nas na inność i innego, jak szczeliny istnienia? Małymi, często ulotnymi, prawie niezauważalnymi w natłoku zdarzeń, banalnościami życia, które samo sobie jest bytowaniem ku śmierci.

Mała empiria, Katarzyny Sobczuk pozwala nam dostrzec to, co umykające uwadze w byciu ku śmierci, która o dziwo, jest jedyną pewnością naszego istnienia, i której to pewności staramy się nie dostrzegać, a przecież śmierci nie da się ominąć, bo jest ostateczna i niezastępowalna. Ale zanim umrzemy, mimo że bardzo tego nie chcemy, umieranie przygotowuje nas na ten ostatni moment wiadomego. Potem już nic – ale zanim będzie nic, jest mnóstwo znaków i znaczeń, o których pisze autorka Małej empirii. To właśnie one stanowią o swoistym wymiarze tego zbioru impresji o starzeniu się, czyli powolnym zmierzaniu ku nie-byciu.

Jak sama mówi w jednym z wywiadów:

/Pierwszą myślą o starości była obserwacja rozmarudzonej przyjaciółki, gdy nie wiedziała, co chce zjeść, i dla mnie było to wtedy starcze. Teraz jednak jej marudzenie byłoby obrazem młodości, to młodzi ludzie czytają składy, przepytują kelnera, mają różne jedzeniowe zasady i reżimy. I moje „Błagam, co za różnica, weź już coś zamów", które wtedy brałam za dowód mojej młodości, teraz byłoby oznaką starości!/

Starzejemy się przecież niezwykle indywidualnie i na wiele sposobów, jakkolwiek pewne symptomy są wspólne i uniwersalne, gdyż nie ma wyjątków i ucieczki przed starzeniem się. Wszyscy jakoś musimy przez to przejść, czy tego chcemy, czy też bardzo nie chcemy.

„Kiedy stracimy jeden włos, nie będziemy łysi, kiedy dwa, kiedy trzy… Tak samo jest ze starością, dzień po dniu. Stąd wszystkie pytania: kiedy się zaczyna to, kiedy tamto, nie mają wielkiego sensu. Dzień po dniu”.

Momentami szczególnie gęstymi w znaki określające zbliżanie się do kresu są nasze relacje z tymi bardzo i mniej bliskimi, z przeszłymi i zaprzeszłymi wydarzeniami, z tym, co jemy, jak podróżujemy, co czytamy.

Jak pisze Katarzyna Sobczuk w jednej z dygresji zatytułowanej Repetycje (s. 36):

„Jaki status mają przeczytane książki, których nie pamiętam? Czy mogę przeczytać wszystko jeszcze raz? Nie umiem powiedzieć, jaki to pytanie ma sens, ale czuję, że jest w nim pewien pejzaż. Bywa, że ktoś bardzo chory najbardziej martwi się tym, że nie zdąży jeszcze raz przeczytać ulubionych książek, ani nawet tego, co ma pozaznaczane na marginesach”.

A w szkicu Tłumaczenia pisze:

Oto krótki test na starość: co myślisz, gdy dowiadujesz się o nowym przekładzie Prousta, Joyce’a, Hemingwaya, Faulknera, Małego Księcia, Ani z Zielonego Wzgórza? Jeśli myślisz: „No i po co to nowe tłumaczenie?” - jesteś stary. Nie potrzebujesz nowego, przecież stare jest jeszcze dobre./ (s. 38)

Tekst Sobczuk nie dotyka samej śmierci, jest raczej zbiorem impresji o zbliżaniu się do niej. Autorki nie interesuje fenomen tej jedynej pewności, który można interpretować jako absurd, ale też jako przejście czy możliwość. Jak pisze:

„Nic jeszcze nie wiem o prawdziwej starości, ale mam o niej pewne wyobrażenie. Wczoraj zjadłam zupę, opłukałam talerz i położyłam na niego drugie (krokieta). Wtedy poczułam, że mogę jednak coś napisać – coś już wiem”.

Ten opłukany talerz z krokietem zbliża nas ku sposobie myślenia o ulotności życia, o której pisali też inni: Tadeusz Gadacz czy Jolanta Brach-Czaina, a co skupia cały sens w banalnej powtarzalności czynności pozornie nieistotnych, ale to właśnie przez nie, jak przez szczeliny, możemy dostrzec to, co ważne.

„Życie można przeżyć na różne sposoby – radośnie, nie przejmując się niczym, smakując każdą mijającą chwilę, lub też rozważnie, jakby każdy dzień miał być ostatnim dniem naszego życia. Chcemy być szczęśliwi, ale czy potrafimy znaleźć szczęście w tym, co nas otacza, w naszej codzienności, pośród trudnych wyborów, jakich zmuszeni jesteśmy dokonywać? Sami siebie pytamy, jak żyć, by odnaleźć w sobie spokój ducha i niezmąconą radość…” (T. Gadacz, O ulotności życia)

Odnaleźć sens – to najtrudniejsze wyzwania obumierania, jakim jest starzenie, sens bowiem, jak śpiewał Marek Grechuta: „ - ulata, ulata jak wata. Ważnych jest kilka tych chwil, Hop szklankę piwa, byle ładnie grajcy grali. Co mnie się zdaje to się zdaje, a Pani nigdy nie zrozumie…” – a uchwycić sens, można właśnie w perspektywie możliwości śmierci, którą niekoniecznie musimy postrzegać w horyzoncie absurdu. Gdzie zatem szukać sensu w starzenia się? Jolanta Brach- Czaina twierdzi, iż skrywa się on szczelinach istnienia. W tych prześwitach istotności, które często lekceważmy:

„Osobliwa forma, w jakiej realizuje się w większości nasze bytowanie – codzienność – ma własności paradoksalne: brutalnie konkretna i dotkliwa, pomimo to jest niezauważalna. Łączy natarczywą realność z ulotnością. Co to może znaczyć, że rzeczywistość codzienna objawia się nam tak natrętnie obecna, a jednocześnie niezauważalna? Jakby zmieszane w niej było JEST z NIE MA”. […] Wstajemy. Myjemy się. Jemy śniadanie. Pracujemy. Robimy zakupy. Przygotowujemy jedzenie. Jemy. Zmywamy. Pracujemy. Trwamy. Przygotowujemy jedzenie. Jemy. Sprzątamy. Myjemy się. Zasypiamy. Śpimy. Budzimy się”. (Szczeliny istnienia)

Te zdarzenia banalne z biegiem dni mają różne realizacje i to właśnie o tych odmiennościach zdarzeń, dotkniętych czasowością, traktuje Mała empiria:

„Objawy: skłonność do wzruszeń byle czym, poczucie, że wszystko jest trochę anachroniczne, wysyłanie życzeń dalekim krewnym, tkliwość na widok wyrastających spod chodnika źdźbeł trawy, ględzenie i zapominanie, wspominanie i kolekcjonowanie sumy dobra, dokarmianie ptaków i wynoszenie resztek jedzenia na kompost z nadzieją, że jakieś małe zwierzę je zje. Rozmarudzenie pomieszane z troską o siebie, traktowanie siebie z nową ostrożnością i powagą uznałam za pierwszy objaw starości”. ( Mała empiria)

Mała empiria jest rzeczywiście jedynie opisem sytuacji, małych, ulotnych zdarzeń, składających się na bycie ku śmierci i nie wykracza poza opis owych doświadczeń. Zdecydowanie racjonalizuje, a nie konceptualizuje, skazując tym samym czytelnika na jego własne zmywanie talerza w poszukiwaniu sensu w meandrach nieubłaganej czasowości.

Trudno też oprzeć się wrażeniu, meandrując po owej, bardzo osobistej, nieomalże intymnej, płynnej czasowości, iż owa banalność empirii jest przytłaczająco trywialna:

O czym chcę powiedzieć? O podróży morskiej? O podróży przez życie? Ale o życiu się nie mówi, życie się tworzy. Banalne, prawda? Czy ktoś już tego nie powiedział, i to lepiej? Przecież wszystko zostało już powiedziane i zrobione. Lubię marudny ton tego monologu i zawartą w nim elementarną wątpliwość”. (s. 233)

Mała empiria, Katarzyna Sobczuk, wyd. Dowody, Warszawa 2024, s. 233

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

DOM KSIĄŻKI D&Z

----- Reklama -----

DOM KSIĄŻKI D&Z

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH WYBORCZYCH 300 X 600

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor