Zbliżająca się rocznica wybuchu drugiej wojny światowej przypada w czasie szczególnym – na arenie międzynarodowej trwają ożywione działania, mające doprowadzić do zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Historia lat 1938-1939 może stanowić punkt odniesienia do teraźniejszych rozważań. Dobrze byłoby, gdyby stanowiła także pewnego rodzaju nauczkę.
Europa drugiej połowy lat trzydziestych XX wieku powoli, ale stanowczo dążyła do wojny. Według rozpowszechnionej opinii, już zakończenie poprzedniego konfliktu, czyli I wojny światowej, zwanej na Zachodzie „wielką”, leżało u korzeni nowego wybuchu – upokorzenie Niemiec przy jednoczesnym niejednoznacznym rozstrzygnięciu sytuacji w Europie pchało do nowego kryzysu. Rok 1933 i dojście do władzy w Niemczech Hitlera – znowu, spowodowane m.in. właśnie przez skutek poprzedniej wojny, czyli traktat wersalski – przyśpieszyło bieg w kierunku nowego konfliktu. Nazistowski przywódca w naturalny sposób dążył do wojny, która miała przynieść wielkie odwrócenie sytuacji w Europie i panowanie w niej Tysiącletniej Rzeszy. Stąd powrót Niemiec do oficjalnych zbrojeń i odtworzenie normalnej, dużej armii z poboru, a potem aktywne działania na rzecz odwrócenia sytuacji międzynarodowej. Początkowo miały one pokojowy charakter: w 1936 r. doszło do remilitaryzacji Nadrenii (regionu przy granicy z Francją i Belgią), a w marcu 1938 r. do pokojowej, chociaż wymuszonej politycznie aneksji Austrii. Od 1936 r. trwała też wojna domowa w Hiszpanii między lewicowym rządem a prawicowymi buntownikami, która przyjęła formę europejskiej wojny zastępczej między totalitaryzmami – jedną stronę wspierał stalinowski Związek Radziecki, drugą III Rzesza i faszystowskie Włochy.
Hitler prowadził swoją pokojową ekspansję pod hasłem naprawiania krzywd, których doznali Niemcy w ostatnim czasie i łączenia w jednym państwie wszystkich przedstawicieli narodu niemieckiego. Stąd po tzw. Anschlussie Austrii skierował swoje zainteresowanie na Czechosłowację. Państwo to, powstałe w wyniku I wojny światowej z terenów dawnych Austro-Węgier, było zamieszkiwane przez potężną mniejszość niemiecką, rozlokowaną przede wszystkim na terenach przy granicy z Niemcami. Liczebność tej grupy oraz jej skupienie – w tzw. Sudetenlandzie Niemcy stanowili faktyczną większość mieszkańców – było problemem dla rządu w Pradze, zwłaszcza od czasu, gdy pod wpływem (i za pomocą) Hitlera na terenach tych zaczęła rozwijać się lokalna partia nazistowska. III Rzesza wykorzystała tę sytuację, ogłaszając się obrońcą Niemców sudeckich, prześladowanych rzekomo przez władze czechosłowackie. Metodą małych kroków i stopniowego zwiększania roszczeń Hitler przeszedł od żądania autonomii do przyłączenia pogranicza do Niemiec.
Czechosłowacja miała niezłe kontakty z mocarstwami zachodnimi (Wielką Brytanią i Francją), próbując odwołać się do ich pomocy. Przez kilka miesięcy toczyły się więc rozmowy, których celem było rozwiązanie konfliktu. We wrześniu 1938 r., w obliczu potencjalnej wojny (do której parł Hitler) sprawa sudecka stała się najważniejszym wyzwaniem dla światowej polityki. Niemcom, asertywnym i przekonanym o słabości Francuzów i Brytyjczyków, udało się doprowadzić do tego, że o sprawach czechosłowackiego terytorium rozmawiały cztery europejskie mocarstwa (oprócz trzech wspomnianych stron również Włochy), całkowicie ponad głowami głównego zainteresowania. Premierzy zachodni – Neville Chamberlain i Eduard Daladier – byli gotowi na zaspokojenie żądań Hitlera, by tylko zachować pokój. Układ w Monachium z 30 września 1939 r. dawał Pradze faktyczne ultimatum: albo oddaje swoje tereny Niemcom, albo nie ma co liczyć na pomoc z Zachodu. W takiej sytuacji kapitulacja była jedynym wyjściem.
Monachium to szczyt polityki appeasementu, czyli europejskich ustępstw wobec III Rzeszy. Nie uratowały one pokoju, plamiąc jedynie honor Zachodu – pół roku później reszta Czechosłowacji została zajęta przez Niemców, a nazistowski przywódca wysuwał kolejne żądania. Swój wzrok skierował na Polskę. Teoretycznie „deal” wydawał się dobry: w zamian za dobre relacje Warszawa miała zrezygnować ze swoich praw do Gdańska i zgodzić się na eksterytorialny korytarz przez polskie Pomorze do niemieckich Prus Wschodnich. Jak pokazała praktyka, Hitler nie poprzestawał na tego typu układach i stale chciał więcej, a ustąpienie mu za pierwszym razem doprowadziłoby do osłabienia polskiej pozycji. Tym razem nie doszło do ustępstw. Polska odrzuciła je, mając wsparcie ze strony sojuszniczej Francji oraz umiarkowanej wcześniej Wielkiej Brytanii. Premier Chamberlain tym razem dał Warszawie gwarancje obronne przeciw Niemcom, a w sierpniu 1939 r. zawarł z Polską sojusz. Już wtedy Hitler dogadany był ze Stalinem, podzielił się strefą wpływów i gotowy był na wybuch wojny. Liczył, że po zaatakowaniu Polski 1 września nikt nie stanie w jej obronie. Przeliczył się – 3 września Wielka Brytania i Francja dołączyły do wojny, która stała się II wojną światową.
Polityka ustępstw i obłaskawiania Hitlera nie uratowała pokoju – co więcej, zachęciła go do dalszych żądań. „Deal” ze zbrodniarzem i tyranem prącym do wojny, zwłaszcza nieprowadzony z pozycji siły, zawsze jest nieskuteczny. Złą rzeczą jest też koncert mocarstw, czyli dogadywani się silnych państw ponad głowami głównych zainteresowanych. Wydarzenia z końca lat trzydziestych mogą być tu dobrą nauką dla naszej współczesności.
Tomasz Leszkowicz