20 kwietnia 2017

Udostępnij znajomym:

Im lepiej znam ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.

Più conosco gli uomini, più amo le bestie. (2)

“Centuria - sto krótkich powieści rzek” Giorgio Manganellego jest tekstem wywołującym dreszcze, co jest o tyle niezwykłe, że zdecydowanie nie jest to dreszczowiec, bo z tradycyjnym thrillerem ma tyle wspólnego, co nic. Co zatem jest tym czymś „ niezwykłym”, co stawia nas w powiewie czegoś niepokojącego, niejasnego, czegoś, co skazuje nas na bojaźń i drżenie? Co wywołuje to zatrwożenie, gdy czytamy „Centuria”?

Wydaje się, że autor skazuje nas na obcowanie z setką jednostronicowych „wydarzeń”, które w jakiś przedziwny sposób wymykają się nam z dotychczasowych przyzwyczajeń czytelniczych. Uciekają przed klasyfikacją i tym wszystkim, co składa się na nasze rozpoznania czytelnicze, nasze metody rozumienia, interpretacji i akceptacji.

Postaci tworzące ową „setkę krótkich powieści rzek” są skonstruowane bez właściwości, albo raczej z uwzględnieniem pewnej ich specyfiki. Kochają, ale jakby nie kochały, chcą czegoś, ale jakby nie chciały, pragną i zamierzają, ale jakby jednocześnie były tym uczuciom obce.

Przedziwne, dekonstrukcyjne sytuacje, w które wrzuceni są bohaterowie (bohater) „Centurii” wyrzucają nas poza obręb przyzwyczajeń i każą nam (czytelnikom) przedefiniować i przekonstruować to, co do tej pory uznawaliśmy za obowiązującą normę – na czym to polega? Na generalnej zmianie perspektywy czytania i poznawania. Ta zmiana jest drastyczna, bo ukazuje fakt, że „coś” jest „niczym” – rzeczywistość jest nicością, a literatura jest nie tylko ułudą i grą, w której poszukujemy reguł, ale całe to zadanie „odnajdywania w niej czegoś” jest nieporozumieniem. Tam, to znaczy w świecie rzeczywistym i świecie literackim nie ma nic, ale raczej jest nic – istnieje tylko nicość, ale ponieważ nicość nie może istnieć, nie możemy liczyć nawet na to.

Trudno pozbyć się wrażenia przy czytaniu stu sytuacji opisanych w „Centuriach”, że Giorgio Manganelli pozostawał w istotnej relacji z nietzscheańskim konceptem nicości, rozumianej jako „pragnienie nicości” – przypomnijmy tylko, że:

„dla Nietzschego istnieje nihilizm aktywny i pozytywny, tj. postawa nadczłowieka, który akceptuje /śmierć Boga/ (koniec wszelkiej metafizyki, wszelkiej religii, wszelkich systemów wartości) i który jest zdolny psychologicznie zdzierżyć jej konsekwencje.” (Filozofia, U. Nicola, s.464)

Sto krótkich powieści rzek, które tworzą „Centuria” stanowi właśnie taką próbę „zdzierżenia” nicości, której przecież nawet nie może być, a przecież definiuje nasze istnienie, albo raczej jest istotą tegoż.

Jeśli przypomnimy sobie, że /centuria/ to termin wojskowy, określający oddział stu żołnierzy, wchodzący w skład rzymskiego legionu, a jego dowódca to centurion – trochę inaczej jawi się nam cały układ teksów Manganellego. W jaki sposób inaczej?

Wydaje się, że właśnie w nietzscheański - trzeba odwagi centuriona, by poprowadzić oddział stu do walki o akceptację śmierci, jako osi wszystkiego, a raczej akceptację życia jako „wyścigu ku śmierci w oczekiwaniu na bliski koniec świata”. (posłowie, H. Kralowa s.208)

Nihilizm Nietschego jest pragnieniem nicości, co samo w sobie jest aktem nadzwyczajnej odwagi, biorąc pod uwagę fakt, że jest równocześnie zgodą na bycie w świecie bez Boga i wszystkiego tego, co tworzy chrześcijański paradygmat europejskości.

Jedno z setki krótkich powieści rzek, zamieszczone pod numerem szóstym, robi szczególne wrażenie, bo opisuje banalną sytuację czekania na telefon od kogoś. Wszyscy znamy to uczucie i wszyscy go w jakiś sposób doświadczyliśmy. Czekamy na telefon z niecierpliwością, irytacją, niepokojem, znudzeniem, w podnieceniu, z radością, nadzieją – jednym słowem to czekanie na rozmowę z drugim jest zawsze jakoś nacechowane. Czekanie bez emocji, nie jest oczekiwaniem, jest aktem, w którym odbieramy telefon, po prostu dlatego, że dzwoni dzwonek.

„Pewien pan, który zna łacinę, ale nie zna greki, chodzi po domu i czeka na telefon. W rzeczywistości nie wie, na jaki telefon czeka ani czy telefon w ogóle zadzwoni. Przypuszczając, że żadnego telefonu nie będzie, nie wie, co to ma znaczyć. Z pewnością oczekuje telefonów od osób mających bliższy związek z jego życiem. Są telefony, których się boi. Wie, że jest człowiekiem, którego łatwo podejść, i za odrobinę spokoju gotów jest płacić własną krwią. Z powodów, których nigdy nie wyjaśnił do końca, ma wrażenie, że jest przedmiotem bezustannych ataków nienawiści i podejrzliwości, uczuć które odczuwającym je dają pełne uczucie siły i każą używać telefonu.

Pewnego razu miał telefon od przyjaciela, któremu pożyczył pieniądze. Pieniądze pożyczone zostały przed trzema laty i nigdy niezwrócone, ale wykiełkowała z nich głęboka nienawiść. Przyjaciel próbował go nawet obić. Inny razem na próżno usiłował przerwać łkającej, porzuconej kobiecie, która nakręcała zły numer. Z tą ostatnią rozpoczął korespondencję telefoniczną, która ciągnęła się przez kilka tygodni, aż do chwili gdy po tamtej stronie linii odpowiedział mu głos nieznany, kłótliwy i niewinny. Nie ośmielił się tam więcej dzwonić. Teraz mogłaby zadzwonić pewna kobieta, którą kocha, a która nie śmie kochać jego i odważa się na miłość tylko po długich okresach udręki, kobieta, którą kocha i która go kocha, ale zbyt jest zajęta, by zdać sobie z tego sprawę, kobieta której on nie kocha, a która kocha jego, co mu pochlebia bez stwarzanie sytuacji nieznośnie konfliktowych. Ale on chciałby właśnie zupełnie innego telefonu, nieprzewidzianego, zdolnego zmienić obraz życia, które wydaje mu się nieciekawe i właściwie tylko irytujące. Przypomina sobie, że przyjaciel pewnego przyjaciela opowiadał o telefonie od ojca nieżyjącego od sześciu lat. Był to telefon nieprzyjemny – ale ojciec miał zawsze niedobry charakter – w sumie krótki i błahy. Może to kawał. Pan, który zna łacinę, chwiałby nie czekać na telefony; telefony przychodzą ze świata, są właściwie jedynym dostępnym mu dowodem na istnienie świata. Ale nie na to, że on sam istnieje.” (s.15/16)

Niesamowicie zdekonstruowana historia pana, który zna łacinę, ale nie zna greki wpuszcza nas w sam środek tego, czym Centuria są:

„szukaniem sensu między wierszami, rozszyfrowywaniem symboli, przyswajaniem nowych środków wyrazu […] bezustannym ruchem w dół, spadaniem w nicość”. (posłowie, s.208/209)

Banalna, zwykła, codzienna i absolutnie „normalna” czynność oczekiwania na telefon, czy rozmawiania przez telefon urasta do rangi wydarzenia metafizycznego, które określa nasz status ontologiczny: daje powód do istnienia albo nieistnienia. Coś takiego jest możliwe tylko u Manganellego.

Kontynuacja za tydzień.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor