----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

10 grudnia 2025

Udostępnij znajomym:

“Popatrz na mnie, gdy już cię nie będzie,
choćbym był tu dopiero wtedy, gdy odejdę”

(Roberto Juarroz, przekł. Marta Eloy Cichocka)

Ten, zupełnie niezwykły, cytat otwiera zbiór esejów Grzegorza Jankowicza, Pojedynek wokół pustki. Jak to, cudownie i tajemniczo zaplątane, zdanie interpretować? Czy pozwala ono spojrzeć na wzajemność w odwróceniu i moment spotkania wykraczający poza tu i teraz? Kto to jest Roberto Juarroz? Jaki sens dla całości zbioru skrywa to motto i dlaczego akurat ono zostało wybrane do Pojedynku wokół pustki?

Ta dialogizowana sytuacja monologu wewnętrznego skierowana do drugiego otwiera, w swej radykalnie paradoksalnej strukturze, tajemnicę bycia w nieistnieniu: ja i ty zaistniejemy wtedy, gdy nas już nie będzie, dzięki spojrzeniu wykraczającemu poza nasze bycie.

Jankowicz pozwolił temu zdaniu nabrać dodatkowych znaczeń, bo owo istnienie, czy raczej sensy wynikające ze spotkania poza czasem, wykształcają się, krystalizując z tego, czego nie ma, ale co istnieje potencjalnie.

Tu też można umiejscowić to, o czym zbiór esejów Pojedynek wokół pustki jest, a czym jest? Powrotem, czy raczej ponownym przeszukiwaniem znaczeń w zabawach interpretacyjnych wokół pustki, która próżnią jest tylko z pozoru. Hermeneutyczne potyczki tekstu z czytelnikiem to sprawy odwieczne, a przynajmniej starożytne, bo co najmniej Homeryckie.

„W krótkim eseju zamykającym zbiór Samoszacunek Toni Morrison pisze, że dzieło literackie zawiera w sobie coś, co można by nazwać „niewidocznym atramentem”. Część tekstu, ta najistotniejsza, potencjalnie najważniejsza, jest ukryta, ale na skutek zaangażowania czytającym udaje się ją odkryć i zmaterializować. Jest to rodzaj dopełnienia przychodzącego ze strony odbiorcy, który staje się współtwórcą dzieła. Morrison domagała się takiego gestu ze strony wszystkich osób sięgających po jej książki. Nie jestem pewien, czy ten atrament sympatyczny, ukrywający tekst o przełomowym znaczeniu dla nas jako czytelników i ludzi, znajduje się w każdym dziele. Poza tym czytelnik bywa lepszym artystą niż pisarz, a to, co zwykle nazywamy lekturowym odkryciem, czasem zasługuje na miano twórczej interwencji. Podejmowany przez nas wysiłek lekturowy może – ale wcale nie musi – zaowocować czymś przełomowym z punktu widzenia naszego sposobu myślenia i życia. Mówiąc jeszcze inaczej: literatura i lektura w odpowiednich warunkach mają ogromny potencjał, ale nie ma żadnych gwarancji, że ten potencjał zostanie zaktualizowany i wykorzystany. Nie dlatego, że brak nam wiedzy, że nie jesteśmy empatyczni i że czytamy nieodpowiednie książki. Czasem nie wykorzystujemy go właśnie dlatego, że wiemy „wszystko”, wypełnia nas po brzegi wzruszenie, a przed nami leży nagrodzona w ostatnim konkursie powieść. Nic tu nie jest oczywiste – żadna idea, żaden myślowy przebieg, żadna opowieść”. (s. 19)

Wracamy tu klasycznego terminu teoretyczno literackiego, czyli fenomenu tak zwanych miejsc niedookreślenia, czyli tych fragmentów tekstu, których nie ma, a przecież są – w jaki sposób? Bardzo zwykły i niezwykły zarazem – dzięki naszej wyobraźni i tajemnicy znaku, jakim są litery tworzące wyrazy i zdania. To tekst wymusza na czytającym, by uruchomił swoje ukryte moce i wyobraził sobie to, jak wygląda tak banalny przedmiot jak stół, ukryty za literami tworzącymi ten wyraz. I jest absolutnym pewnikiem, że tych wyobrażeniowych realizacji stołu będzie tyle, ile było odczytujących to słowo. Zatem sensy kreowane przez tekst budują się z tego, co istnieje nierzeczywiście, jedynie potencjalnie i jest realizowane przez tego, kto czyta. Rzecz ma się oczywiście kompletnie inaczej, gdy ktoś ogląda coś, na przykład obraz czy film – wtedy jesteśmy już w zupełnie innej bajce interpretacyjnej.

Rzecz to nie nowa, bo jak wiadomo wszystko już było, gdyż dziwnym zbiegiem okoliczności owo wszystko wymyślili, powiedzieli i opracowali starożytni Grecy, a Arystoteles w pierwszym zdaniu otwierającym rozdział rozprawy O interpretacji napisał:

„Słowo jest znakiem myśli, a myśl jest znakiem rzeczy. Zdanie natomiast jest wypowiedzią, która albo jest prawdziwa, albo fałszywa” – i jakkolwiek pierwszą cześć tego stwierdzenia możemy interpretować na wiele sposobów i niekoniecznie się z nią zgadzać, to druga jest bezdyskusyjna i prowadzi nas wprost do wstępu otwierającego Pojedynek wokół pustki, która jak wiemy pustką nie jest, a jedynie możliwością poszukiwania czy odkrywania sensów. W tymże wstępie przeczytać możemy:

„W kwietniu 2004 roku Salman Rushdie wygłosił krótkie przemówienie podczas konferencji PEN World Voices stanowiące odpowiedź na pytanie, czy literatura może cokolwiek zmienić. Tak – przekonywał autor Szatańskich wersetów – książki (powieści, zbiory opowiadań, tomiki wierszy) mają wpływ na rzeczywistość, w której żyjemy, a także na tworzących i czytających je ludzi. Nie powinniśmy w to wątpić, nawet jeśli wydaje nam się, że wywoływane przez literaturę zmiany są nieznaczne. Jak trzepot motylich skrzydełek, tak i szelest przewracanych kartek może doprowadzić do rekonfiguracji parametrów świata. Naiwnością byłoby jednak twierdzić, że zmiana zawsze będzie pozytywna”. (s.9)

Koncept mocy jaką może posiadać literatura pojawia się w wielu tekstach zbioru, idealnie wpisując się w tytułowy Pojedynek wokół pustki, bo owa siła, obojętne czy mająca miejsce po jasnej czy ciemnej stronie mocy (prawda – fałsz, dobro-zło) pojawia się tylko wtedy, gdy ucieleśnia je czytający - sama w sobie nie istnieje, albo istnieje w swoistym hermeneutycznym uśpieniu. Obudzone przez człowieka myślącego, albo bezmyślnego moce, mogą wywoływać cuda, albo koszmar, tak jak cudowni albo koszmarni mogą być ci, którzy czytają. Literatura może nas wrzucić w ekstazę piękna albo upiorności - wszystko jest możliwe. Co najdziwniejsze, powinna być traktowana jako prawdziwa tylko w obrębie swej wypowiedzi, czyli zamknięta między okładkami, a przecież nieustannie poza te okładki się wymyka, konstruując manifesty, ideologie, utopie i dystopie, teorie (w tym również te spiskowe) i wszelkiej maści działania te dobre i te złe, pojedynkując się wokół pustki.

Roberto Juarroz, autor motta do teksów Grzegorza Jankowicza, określany przez krytyków jako poeta pustki, napisał w Wierszu na dobrą noc:

„Dziś nie zrobiłem nic
Za to dużo rzeczy zrobiło się we mnie.
Ptaki, które nie istnieją,
odnalazły swoje gniazdo.
Cienie, które nie istnieją,
znalazły swoje  ciała.
Słowa, które istnieją,
odzyskały swoje milczenie.
Nie robiąc nic
ocala się czasem równowagę świata,
gdy udaje się osiągnąć, że coś ciąży
na pustej szalce wagi”.

(tłumaczenie: Marta Eloy Cichocka)

Pojedynek wokół pustki, Eseje; Grzegorz Jankowicz, wyd. Austeria, 2024, s. 352.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

 

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH 950 X 300

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH 950 X 300

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH WYBORCZYCH 300 X 600

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor