„Oto powierzchnia. A teraz pomyślcie, a raczej wyczujcie to, co się pod nią kryje, jaka musi być rzeczywistość, jeżeli tak wygląda" (z eseju „O fotografii”).
Susan Sontag, w kultowym i ikonicznym eseju „Przeciw interpretacji”, odwołuje się do istotności antycznego, greckiego terminu mimesis, który mimo pozornej oczywistości swego znaczenia, wcale takie oczywiste nie jest i naśladowanie, czy też kopiowanie nie musi stanowić o istocie tego terminu.
Wróćmy zatem do kategorii mimesis, tej odwiecznej próbie zmagania się z rzeczywistością. „Teoria bowiem, na mocy własnych założeń, domaga się od sztuki wyjaśnień” (s. 10).
Jak się okazuje wpływy intelektualistów sprzed wieków są nieustannie inspirujące i ciągle mają wpływ na nasze myślenie o rzeczywistości, włącznie z tym, co nazywamy sztuką.
Termin mimesis jest głęboko osadzony w świecie kultury europejskiej. Heraklit i Demokryt utożsamiali go z działaniem przez kopiowanie tego, co w naturze, tak jak ma to miejsce w słynnym przykładzie z budowaniem gniazda przez jaskółkę, czyli z naśladowaniem tego, co dzieje się w naturze i co jest natura samą.
To Platon i to w gruncie rzeczy wszyscy anty-mimetycy. Ale Platon, mimo że gigant, to przecież nie jest jedyny. Arystoteles, może dlatego, że młodszy od Platona o czterdzieści trzy lata, spojrzał na mimesis inaczej i dzięki temu mamy w Poetyce zadziwiające stwierdzenia, które prowadzą nas ku temu, co znacznie wcześniej sugerowali już pitagorejczycy, iż możemy dotknąć tajemnicy kosmosu, którego istotą jest matematyczne uporządkowanie, możemy odkryć tajemnicę boskiego stworzenia:
/koncepcja pitagorejska, to trzeba podkreślić, wykracza daleko poza kwestie czysto estetyczne. Tak oto w przeświadczeniu pitagorejczyków świat postrzegalny zmysłowo naśladuje najwyższy w aspekcie ontologicznym doskonały porządek liczbowy/ (s.140).
Pitagoras odkrył interwały grając na jednostrunowym instrumencie zwanym monochordem, a interwały to przykład matematycznego porządku.
/Jeżeli więc w świecie widzialnym dostrzegamy jakiś porządek, to dzieje się tak dlatego, że stanowi on odzwierciedlenie praw najwyższych - matematycznych. Ta koncepcja mimesis zakłada możliwość partycypacji człowieka w harmonii Wszechświata: przez doświadczanie, percypowanie muzyki możemy uczestniczyć w tym, co kosmiczne (pojęcie kosmosu wprowadzone zostało przez pitagorejczyków na określenie porządku, ładu świata) /(s. 141).
Mimesis w ujęciu Pitagorasa pozwala nam dotknąć umykającej doskonałości, w przeciwieństwie do przekonania Platona o bezsensowności takiego działania, ale dopiero u Arystotelesa mimesis nabiera znaczeń wykraczających poza naśladowanie jako takie i jego ograniczenia. Każe nam się zastanowić nad statusem ontologicznym rzeczywistości, będącej przedmiotem naśladowania:
/Rzeczywistość nabiera bowiem językowego charakteru za sprawą opinii, przekonań i wyobrażeń ludzkich (odbiorców dzieła). Tym samym mimesis może być także rozumiana jako „metareprezentacja” (reprezentacja reprezentacji). We współczesnej wykładni chciałoby się powiedzieć, że Arystoteles wydaje się wyrażać przekonanie, iż bezpośredni dostęp do rzeczywistości jest złudą, bo to, co za rzeczywistość uznajemy, jest tylko (językowym) zapośredniczeniem. Słowo „rzeczywistość” staje się słowem labilným i gowieloznacznym. Każdorazowo stanowi bowiem o niej ludzka opinia. Oznacza to, że znajdujemy się tu w sferze doxa, a nie episteme (gdybyśmy chcieli jednak uwzględnić rzecz z „ponowoczesnego” punktu widzenia, to musielibyśmy powiedzieć, że ta opozycja - doxa/episteme - jest właściwie bezzasadna: nie ma bowiem wiedzy pewnej i bezpośredniej, są tylko mniemania. I tak oto powracamy do pojęcia prawdopodobieństwa jako wyznacznika mimetyczności: wiąże się ono nierozerwalnie z ludzką opinią. „Prawdopodobny” znaczy: przemawiający do odbiorcy/ (s. 151).
Trudno wyzbyć się wrażenia, że w jakiś sposób mówimy tu pośrednio o suprematyzmie Malewicza i konstruktywizmie, a wszystko to w kontekście teorii wymyślonych dwa i pól tysiąca lat temu. Dlaczego i w jaki sposób? Paradoksalnie - potrzeba odrzucenia naśladowania czy kopiowania tego, co jest wokół, na rzecz abstrakcji, czy uogólniając, sztuki antymimetycznej, niesie w sobie odwieczną tęsknotę i pragnienie dla obu tych nurtów. Zarówno mimesis jak i antymimesis odnajdują swą istotę w poszukiwaniu tego, co doskonałe, idealne, wieczne czyli idei. Jeśli naśladowanie miało perfekcyjnie oddać rzeczywistość kosmosu w jego porządku i pięknie, to antymimetyczne kierunki i nurty w sztuce zakładały to samo – poszukiwanie ideału, dotarcie do istoty. Platon wprawdzie nie pozostawił żadnych złudzeń, co do sensu tych pragnień, ale Pitagorejczycy i Arystoteles przywrócili wiarę w sens poszukiwań tego, co pozostaje nieuchwytne, w ukryciu, ale czego przeczucia istnienia trudno się wyzbyć.
Wracając do tekstu Susan Sontag, w którym poza pojęciem „mimetyzm”, przewijają się jeszcze dwie ważne kategorie: treść i forma, warto skoncentrować się nad ich znaczeniem. Sontag twierdzi, że treść zdominowała recepcję dzieła sztuki i uleganie jej dominacji powoduje destrukcję i deformację dzieła sztuki, na które zostaje nadpisane to, czym ono w istocie nie jest. Mało tego, Sontag twierdzi, że interpretacja zakłada a priori pewną niedoskonałość poddanemu oglądowi dzieła stuki i stąd musimy do-interpretować to, czego w nim nie ma.
Treść jako dominanta implikująca interpretacyjne konstrukcje pozostawia w niedocenieniu formę dzieła i traktuje się ją jako swoisty stelaż dla treści. „Przede wszystkim, większą uwagę należy przywiązywać do formy w sztuce. Skoro nadmiernie podkreślanie treści wzbudza arogancję interpretatorów, to bardziej rozbudowane i dokładniejsze opisy formy będą ją tłumić […] w najlepszej krytyce, rzadko spotykanej, rozważania o treści stapiają się z rozważaniami o formie” (s. 22).
„Przeciw interpretacji” to swoisty wyraz pragnienia powrotu do czasów prehistorycznych, kiedy to (prawdopodobnie, bo nie wiemy tego z pewnością) nie było potrzeby interpretacji naskalnych rysunków zwierząt. Było jasne co przedstawiają, Czy były tylko wyrazem nieokiełznanej potrzeby ekspresji, a może potrzebą upiększania i dekorowania jaskini? Jak pisze Susan Sontag: „Nigdy już nie odzyskamy niewinności czasów sprzed sformułowania wszelkich teorii, kiedy sztuka nie musiała się z niczego tłumaczyć i kiedy nikt nie pytał, co dzieło sztuki mówi, ponieważ każdy wiedział (lub sądził, że wie), co ono robi” (s. 12).
Interpretowanie tekstu „Przeciw interpretacji” jest zabiegiem nie tyle złośliwym i zakrawającym na pewien rodzaj cynizmu, co paradoksalnie sensownym w procesie rozpoznawania terytorium budowania przekładu, jak o interpretacji mówiła Sontag. Znalezienie równowagi między mimesis i antymimesis, czy powiązań treści i formy daje nowe odejście ku oglądowi dzieła sztuki w powiewie jego istotności.
„Żyjemy w czasach, gdy podjęcie interpretacji jest działaniem reakcyjnym i duszącym. Niczym spaliny i fabryczne wyziewy zatruwające miejskie powietrze, erupcje interpretacji dzieł sztuki zatruwają dziś naszą wrażliwość. W kulturze, której zasadniczym problemem jest nadmierny rozrost intelektu dokonujący się kosztem świeżości i zdolności odczuwania, interpretacja stanowi zemstę intelektu na sztuce” (s.15).
Wydaje się, iż postrzeganie obiektów jako przedmiotu interpretacji w roku 1964, kiedy Sontag napisała esej „Przeciw interpretacji”, znacznie się zmieniło tu i teraz z prostego powodu dominującej roli kultury cyfrowej, która znacząco zatarła różnice i granice między tym, co realne i tym, co wykreowane. Czy zatem działania „kartografów” zatraciły swój sens i są skazane na zagubienie w tłumaczeniu? A może po prostu są zbędne? Może stanowisko Susan Sontag w eseju „Przeciw interpretacji” jest absolutnie zasadne i spełnia się właśnie dzięki symulacji totalnej, w której nie ma już kopii i tego, co kopiowane, jest tylko jednowymiarowa, nowa realność?
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
„Przeciw interpretacji i inne eseje”, Susan Sontag, wyd. Karakter, Kraków 2023, s. 396.
O pojęciu mimesis w poetyce Arystotelesa, Michał Januszkiewicz, w: Sztuka i Filozofia 21, 137-152, 2002.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com