----- Reklama -----

LECH WALESA

04 czerwca 2025

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

„Żyjemy w czasach, gdy podjęcie interpretacji jest działaniem reakcyjnym i duszącym. Niczym spaliny i fabryczne wyziewy zatruwające miejskie powietrze, erupcje interpretacji dzieł sztuki zatruwają dziś naszą wrażliwość. W kulturze, której zasadniczym problemem jest nadmierny rozrost intelektu dokonujący się kosztem świeżości i zdolności odczuwania, interpretacja stanowi zemstę intelektu na sztuce”. (Przeciw interpretacji i inne eseje)

Czy rzeczywiście tak jest? A jeśli nawet, to na ile? Susan Sontag w swym kultowym eseju „Przeciw interpretacji”, który powstał w 1964 roku - czyli przed dominacją kultury cyfrowej, która rozszerzyła znacznie sposób naszej percepcji niekoniecznie tylko o to, co jest jako takie, ale te o to, co cyfrowo wygenerowane - odziera proces obcowania z dziełem sztuki z konieczności jej interpretowania, czyli, jak twierdzi, z tłumaczenia znaczenia jego zawartości. Skupiając się bowiem na interpretowaniu, czyli naddawaniu znaczeń, zatracamy dzieło sztuki w jego istnieniu jako takim, oddalając się od jego obiektywnego bytowania.

„Jak pisze Sontag; „Nawet współcześnie, kiedy to większość artystów i krytyków odrzuca teorię sztuki jako reprezentacji rzeczywistości zewnętrznej na korzyść sztuki rozumianej jako subiektywna ekspresja, wciąż żywe jest najważniejsze założenie teorii mimetycznej. Niezależnie od tego, czy uznamy dzieło za przedstawienie (sztuka jako przedstawienie rzeczywistości), czy za wypowiedź (sztuka, jako wypowiedź artysty), najistotniejsza nadal pozostaje treść.  […] wciąż się jednak zakłada, że dzieło sztuki jest jego treścią, czy też, jak to się zwykle dziś ujmuje, że dzieło sztuki z definicji coś mówi…” (s. 12)

I to, że mówi, to jeszcze nie jest największy problem. Ten zaczyna się wtedy, gdy owo mówienie nie ma nic wspólnego, albo bardzo niewiele, z tymże dziełem. Mówimy, czyli interpretujemy, jak mówi Sontag, jakbyśmy nie doceniali samego dzieła, jakby było niewystarczająco dobre samo w sobie, więc musimy go do-interpretować. Dodać mu dodatkowych znaczeń. Tym sposobem go zniekształcić, zdeformować, by zatracić jego istotną pierwotność. Susan Sontag mówi o tym fenomenie wprost, iż „interpretacja to de facto przekład […] interpretacja zrodziła się w kulturze późnego antyku, kiedy to moc i wiarygodność mitu rozbił realistyczny światopogląd, który pojawił się wraz z nadejściem naukowego oświecenia. Kiedy zagadnienie odpowiedniości symboli religijnych zaczęło nurtować postmityczne umysły, pradawne święte teksty okazały się nie do przyjęcia w czystej formie. Odwołano się wówczas do interpretacji, aby przystosować je do nowoczesnych wymogów”. (s. 13)

Wróćmy jednakowoż do mimesis, tej odwiecznej próby zmagania się z rzeczywistością. „Teoria bowiem, na mocy własnych założeń, domaga się od sztuki wyjaśnień”. (s. 10)

Jak się okazuje wpływy intelektualistów sprzed wieków są nieustannie inspirujące i ciągle mają wpływ na nasze myślenie o rzeczywistości, włącznie z tym, co nazywamy sztuką.

Termin mimesis jest głęboko osadzony w świecie kultury europejskiej. Heraklit i Demokryt utożsamiali go z działaniem przez kopiowanie tego, co w naturze, tak jak ma to miejsce w słynnym przykładzie z budowaniem gniazda przez jaskółkę, czyli z naśladowaniem tego, co dzieje się w naturze i co jest natura samą.

Jak można było podejrzewać, Platon definiował ten termin jako działanie zbędne i pustą igraszkę, zaciemniającą to, co idealne, czyli idee. Te bowiem są w swej doskonałości niedostępne człowiekowi, który skazany jest na obcowanie tylko z ich odbiciami, a to właśnie kopiowanie kopii stanowi istotę mimesis.

Na szczęście inni geniusz starożytności, Arystoteles, dał naśladowaniu szansę na istotność i nie pozbawił mimesis, w przeciwieństwie do Platona, znaczenia.

Mówił o mimesis jako o sposobie na poszukiwanie istoty rzeczy w procesie naśladowania i tejże istoty uzewnętrzniania. W gruncie rzeczy jego rozumienie mimesis rozszerza znaczenie tego terminu poza umiejętność kopiowania i sprawia, że radykalność w odrzuceniu naśladowania w nurtach odżegnującym się od mimesis, takich jak abstrakcjonizm czy konceptualizm, znacznie się spłaszcza, żeby nie powiedzieć, iż staje się wątpliwa. Michał Januszkiewicz w eseju o mimetyzmie u Arystotelesa pisze:

/Nowatorstwo Arystotelesowskiej koncepcji mimesis można by ująć w jednym zdaniu: „naśladowanie” nie jest odbiciem, odwzorowaniem, kopią […] poeta, gdy odwołuje się do rzeczywistości znanej odbiorcy, pozostaje twórcą (zdarzeń), a nie odtwórcą. Po drugie, mimetyczność nie jest synonimem odwzorowania, gdyż w sytuacji obcowania z dziełem nie jest odbiorcy potrzebna wiedza o referencie, przedmiocie pozaartystycznym, który miałby być pierwowzorem dla tego, co naśladujące. […]

Arystoteles […] wysuwa dwie niezwykle ważne tezy:

(1) w obcowaniu z dziełem sztuki pojawiać się mogą sytuacje, w których odbiorca nie jest w stanie rozstrzygnąć, w jakim stopniu zachodzi podobieństwo między naśladującym a naśladowanym; przedmiot przedstawiany w sztuce może być bowiem odbiorcy zupełnie nieznany. Nie oznacza to jednak wcale, że doświadczenie sztuki musi być w tym przypadku niepełne;

(2) ten sam przedmiot (zdarzenie) w zależności od tego, czy spotykamy się z nim w rzeczywistości, czy w dziele sztuki, wywołuje w nas często odmienne reakcje, współtworzy dwa różne doświadczenia:

„Są przecież takie rzeczy, jak np. wygląd najbardziej nieprzyjemnych zwierząt czy trupów, na które patrzymy z uczuciem przykrości, z przyjemnością natomiast oglądamy ich szczególnie wiernie wykonane podobizny”. Innymi słowy: doświadczenie sztuki ma charakter w pełni autonomiczny, jedyny w swoim rodzaju. Po trzecie, to, że mimesis nie jest zwykłym kopiowaniem, widać na podstawie sposobu, w jaki Arystoteles wypowiada się na temat błędu, nazwijmy go „kopistycznym”. […]

„Mniejszy to przecież błąd, jeśli artysta nie wie, że sarna nie ma rogów, niż jeśli ją przedstawi w sposób nienaśladowczy”. Jak widać, nie możemy mieć już najmniejszych wątpliwości, że dla Stagiryty naśladownictwo nie jest tym samym, co kopiowanie wyglądu przedmiotu danego nam w swej naoczności. Przytoczone wypowiedzi nie przestają być przez to wcale mniej zaskakujące: każą nam bowiem wyobrażać sobie mimesis jako wręcz antonim „kopiowania”./ (s. 134,135,136)

Jesteśmy zatem w ciekawej sytuacji, która ukazuje swoiste zapętlenie interpretacyjne, szczególnie w powiewie tego, co stanowi o istocie sztuki abstrakcyjnej czy konceptualnej, a stanowi o nich rezygnacja z naśladowania (natury), co prowadzi do sztuki nieprzedstawiającej, nieilustracyjnej, zdecydowanie niefiguratywnej, natomiast inspirowanej gestem, formą geometryczną, plamą, pojęciem, czy ideą.

Jeśli przyjmiemy za Platonem, że mimesis to obcowanie z kopią kopii, a nie istotą, czyli ideą, to rzeczywiście naśladowanie czegokolwiek nie ma żadnego sensu i jest jedynie uchwyceniem gry pozorów, igraszką prowadzącą donikąd:

„1) sztuka nie odkrywa prawdy, ale ją zakrywa, ponieważ nie poznaje; 2) nie czyni człowieka lepszym, ale go psuje, ponieważ jest kłamliwa; 3) nie wychowuje, lecz psuje efekty wychowania, ponieważ zwraca się do nierozumnych władz duszy, które są niższymi częściami człowieka”/.

Kontynuacja za tydzień.

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Przeciw interpretacji i inne eseje, Susan Sontag, wyd. Karakter, Kraków 2023, s. 396

O pojęciu mimesis w poetyce Arystotelesa, Michał Januszkiewicz, w: Sztuka i Filozofia 21, 137-152, 2002

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor