15 lutego 2022

Udostępnij znajomym:

„…kwestionuj wszystko, co słyszysz; upłynniaj to, co wydaje się twarde jak skała; patrz przez rozmaite psychologie i filozofie jak przez szybę, na której ktoś wymalował piękne widoki, zamiast zatrzymywać na tych obrazach wzrok. Nie wierz tym, którzy domagają się od ciebie ślepego uznania ich opinii. Nie dawaj się schwytać w żaden terapeutyczny system. Pamiętaj, że ‘nieświadomość’, ‘rodzina’, ‘dzieciństwo’, ‘zaburzenie psychiczne’, ‘depresja’, albo ‘nerwica’ – to także idee, których nie powinieneś traktować jak dosłownych prawd opisujących twoje położenie w świecie, a jedynie uważać za pewne metafory, dzięki którym łatwiej ująć mgławicową rzeczywistość psychiki.

Idea ‘nieświadomości’ nie opisuje żadnego realnego bytu. Jest raczej narzędziem, dzięki któremu możesz zajrzeć poza widzialną, obecną tu i teraz, aktualność twojego zachowania i doświadczenia. Idea ‘rodziny’ pozwala ci dostrzec własne uwikłanie, własną zależność, uczestnictwo w strukturze przekraczającej wąsko rozumiane ‘ja’. I tak dalej.” (za: Potyczki…, s.193)

Tomasz Stawiszyński w swych książkach wystawia nas na ciężkie próby przedefiniowania swojego dotychczasowego sposobu myślenia, nastawienia do świata i postrzegania siebie w relacji z innymi. Jakie to ciężkie próby i na czym polegają? Głównie na dostrzeżeniu u siebie rutyny i braku otwarcia nie tylko na nowe, ale też na inne. Rutyna betonuje nas i dusi w okowach nudnej, a nie twórczej powtarzalności. Jeśli myślisz, że wiesz, to znaczy, że nie wiesz – jeśli coś tłumaczy wszystko, to tak naprawdę nie tłumaczy niczego – pisze Stawiszyński w Potyczkach z Freudem. Tym sposobem stawia nas w powiewie nieustannego powątpiewania, brania w nawias, analizowania – jednym słowem każe nam myśleć, a to czynność wyjątkowo mecząca dla wielu. Stąd Ucieczka od wolności, ku różnym fundamentalizmom, czyli ku temu, co nie każe myśleć, a jedynie naśladować, czy postępować według jakichś reguł. Ta wygoda nie-myślenia, pozwala kroczyć za wskazaniami bezkrytycznie tylko wtedy, gdy obdarzymy owe wskazania wiarą. Wtedy nasza moc rośnie niebywale. Możemy się wysadzać w powietrze i palić na stosie i cierpieć za miliony, bo uwierzyliśmy, że tylko ta konkretna idea, opcja, myśl, ideologia czy koncepcja jest jedynie słuszna.

„Jedną z dróg prowadzących do wyjścia poza fundamentalizmy jest uświadomienie sobie wielości idei oraz perspektyw przenikających i kształtujących nasz sposób widzenia świata”. (tamże, s.192)

Ta myśl prowadzi nas w prostej linii do innego postrzegania drugiego czy raczej innego człowieka. Inny czyli drugi czyli ten, z którym pozostajemy, przypadkowo czy też celowo, w jakiejś zależności. Z łatwością nakładamy przecież na bliźnich kalki, które przejęliśmy od innych. Ten jest taki, a tamten owaki. Ale czy naprawdę, a jeśli nawet, to na ile? Skąd to wiemy, i czy wiemy to na pewno, a jeśli nam się wydaje, że tak, to jak i czym mierzyć tę pewność?

Żeby to zobrazować, Tomasz Stawiszyński wciąga nas niepostrzeżenie w akcję Pod wulkanem. Ta genialna powieść alkoholiczna Malcolma Lowry’ego jest przecież nie, albo nie tylko, o destruowaniu się w uzależnieniu od tequili. Brytyjski konsul w Cuernavace, Geoffrey Firmin umiera z miłości niemożliwej. Wszystko to dzieje się w zaduszki roku 1938 i pogrąża nas w magiczno-mistyczno-mitologicznej podróży ku śmierci.

„To przerażające studium śmierci ludzkiej duszy rozgrywające się w dusznym, złowrogim, nieprzyjaznym klimacie meksykańskich gór, pośród brudnych cantinas, krzykliwych karnawałów, natrętnych halucynacji i tępego okrucieństwa staje się jednocześnie głęboką metaforą, smutną alegorią upadku całego świata. Nawet jeśli nasze własne życie nie przypomina dusznego, nasączonego alkoholem, sennego koszmaru, nie sposób uniknąć piętna, jakie na każdym wrażliwym czytelniku wyciśnie ta historia pełna bólu, strachu i bezlitosnej prawdy. Słowa przesycone smutkiem, złością, sprawiają, że otchłań, w jaką wpatrzony jest czytelnik, spogląda również i do jego wnętrza”. (za: Biblionetka.pl)

KSIAZKI

Czy Firmin, albo może Lowry powinni udać się na terapię odwykową, zapisać do grypy AA, albo ślubować wieczną trzeźwość? Czy alkoholizm nie jest naganny? Czy w ogóle warto zajmować się pijakami? Można sobie przecież wyobrazić Malcolma Lowry’ego na terapii w grupie AA i można nawet założyć, że to leczenie byłoby skuteczne. Spełniłyby się oczekiwania społeczne. Ale czy mielibyśmy wtedy Pod wulkanem – arcydzieło literatury XX wieku? A Charles Bukowski, Hemingway, Kerouac, Truman Capote, Stephen King, a Pilch, Wojaczek czy Marek Hłasko - co z ich powieściami?

Jak się okazuje, nasze ocenianie i nasze opiniowanie życia innych nijak się ma do życia tych innych, tak jak obietnice super skutecznych i wyzwalających terapii w gabinetach psychologów czy psychiatrów, o których pisze Stawiszyński, nijak się mają do rzeczywistości. Jak bowiem, po „usunięciu wszystkich tych blokad, splątań, lęków, zahamowań, rodzinnych uwikłań, kompleksów, niedojrzałości i (uzależnień) – funkcjonowalibyśmy w świecie, który przecież (w odróżnieniu od nas) wskutek tych terapeutycznych zabiegów, nie zmieniłby się ani trochę?” (Potyczki, s.236) Paranoja widoczna gołym okiem? Jeśli jednak tak, to na ile?

Jeśli przyjrzymy się Gorączce złotych rybek, opowiadaniu Kanoko Okamoto, tekstowi niebywałej piękności w taki sam sposób, jak Stawiszyński zrobił to z powieścią Lowry’ego, to trudno pozbyć się wrażenia, że jesteśmy nieskończenie łatwowierni, bo z niezwykłą łatwością oddajemy się bezkrytycznej i bezrefleksyjnej metodzie potępiania czy tych, z którymi mamy do czynienia. O czym jest Gorączka złotych rybek? O niemożliwej miłości? Znowu? Co z tą niemożliwą miłością jest nie w porządku, że wszędzie się pojawia? O niespełnieniu i uporczywym trwaniu w swych postanowieniach? O koncepcie wabi sabi i poszukiwaniach piękną wśród niedoskonałości?

„Mataichi był pewien, że zacisnął powieki i zamknął usta, lecz zimne różowe płatki zdążyły wlecieć mu do buzi. Odkaszlnął i wypluł je razem ze śliną, ale jeden płatek przykleił mu się na sam miękki koniec podniebienia, gdzie nie był w stanie przesunąć go końcem języka, ani dosięgnąć palcami. Mataichi przeraził się, że przyklejony płatek doprowadzi go do zgonu i wyjąc, popędził do studni. Przepłukał gardło i wreszcie udało mu się wypluć kwiat wiśni, ale inny dławiący płatek pozostał na zawsze gdzieś głęboko w jego sercu, skąd nie mógł go nigdy usunąć”. (s. 32)

A gdyby mu tak terapeutycznie ten płatek usunąć? Przecież to zabieg zupełnie możliwy – ale po co?

Zbyszek Kruczalak

 

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor