Opowiadanie Kurta Vonneguta z 1961 roku jest bardzo krótkie i bardzo poruszające. Dlaczego? Bo opisuje dystopijną rzeczywistość roku 2081, która okazuje się realnością świata roku 2025. Jak to możliwe? Okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych, a ludzka umiejętność przeistaczanie realności w nowe formy funkcjonowania jest obezwładniająca w swej intensywności.
Opowiadanie Vonneguta to próba opisu świata przyszłości, w którym „powszechna równość zapanowała dzięki trzem poprawkom do konstytucji”. (s. 907)
„Był rok 2081 i wszyscy wreszcie stali się równi. Nie tylko wobec Boga i prawa. Byli równi we wszystkim. Nikt nie był mądrzejszy od innych. Nikt nie wyglądał lepiej. Nikt nie był silniejszy ani szybszy. Równość ta była zasługą 211, 212 i 213 poprawki do konstytucji, a także niesłabnącej czujności agentów Ministerstwa Równości Stanów Zjednoczonych.
Niektóre aspekty życia nie były jednak wciąż takie jak być powinny. Ludzie wciąż na przykład wściekali się, że kwiecień to jeszcze nie wiosna. I to właśnie w tym dżdżystym miesiącu ludzie z MR zabrali Harrisona, czternastoletniego syna Hazel i George'a Bergeronów. Było to oczywiście godne współczucia, George i Hazel nie mogli jednak zbyt intensywnie o tym myśleć. Inteligencja Hazel była doskonale przeciętna, co oznaczało, że mogła skupić na czymś myśli jedynie na krótką chwilkę. Za to George, którego inteligencja wyraźnie przewyższała normę, miał w uchu małe wyrównujące radyjko. Prawo nakazywało mu je nosić przez cały czas. Nastawione było na rozgłośnię rządową. Co mniej więcej dwadzieścia sekund nadajnik wysyłał jakiś ostry dźwięk, aby ludzie pokroju George'a nie wykorzystywali swojej niesprawiedliwej przewagi intelektualnej. George i Hazel oglądali telewizję. Po policzkach Hazel płynęły jeszcze łzy, ale chwilowo nie pamiętała ich przyczyny”.
Co dwadzieścia sekund coś brzęczało, wyło, dzwoniło w uszach Georga, by żadna głębsza, dłuższa, analityczna czy krytyczna myśl nie mogła się rozwinąć. Jeśli w ogóle się pojawiała, odpowiednie służby wysyłały ostrzeżenie, kontrolując tym samym wszystko i wszystkich w imię totalnej równości, która w tekście Vonneguta przybiera formy, znanej nam skądinąd, poprawności politycznej. Musi być zaakceptowana, w inny przypadku albo zostaniemy ukarani, albo unicestwieni.
Niezwykle wieszczy Harrison Bergerom antycypuje to, o czym pisze Jonathan Haidt w książce Niespokojne pokolenie (The Anxious Generation). Pokolenie Z, które zostało zdefiniowane przez smartfon w różnych jego realizacjach (iPhone-Apple, Android-Google i wiele innych) definitywnie przeprogramowało sposób bycia młodego pokolenia Z, czyli ludzi urodzonych po roku 1995.
Podobnie jak George i Hazel nie potrafią już, i to bez „radyjka” w uchu, ale z własnej, nieprzymuszonej woli, skupić się na jakiejś konkretnej myśli dłużej niż parę sekund. Zupełnie niebywałe, a przecież absolutnie prawdziwe. Nie trzeba już „Naczelnego Wyrównywacza, niejakiej Diany Moon Glampers” (s. 908), by być częścią społeczeństwa równego pod każdym względem.
Trudno się oprzeć wrażeniu, iż termin „homogenizacja” ukuty przez Antoninę Kłoskowską w jej kultowej książce Kultura masowa - krytyka i obrona, wydanej w roku 1964, czyli tylko trzy lata później od publikacji opowiadania Vanneguta (1961) przybrało obecnie zupełnie nowy wymiar i ma znacząco rozbudowany i odmienny charakter, od tego, o czym pisała Kłoskowska, co jest oczywiste, bo jej termin opisuje świat jedynie trzech wtedy dominujących publikatorów: radia, prasy i telewizji. Ale już wtedy autorka przewidywała to, o czym pisał Ortega y Gasset w „Buncie mas”.
Pokolenie Z i kolejne Alpha (urodzeni po 2010) jest zhomogenizowane inaczej. Młodzi użytkownicy sieci zanurzeni w oceanie informatycznej brei (radio, rasa i telewizja nie dawały takich możliwości, jakich teraz dostarcza internet), co paradoksalnie nie otwiera użytkowników sieci na wolność i niezależność bycia i myślenia, ale deprawuje ich poznawczo, wykluczając z paradygmatu samostanowienia o sobie. Homogenizacja zatem, wprawdzie teraz wieloaspektowa i wielopoziomowa, ciągle jest w swej istocie procesem ujednolicenia w imię „równości pod każdym względem”, co zapewnia smartfon przez stały i powszechny dostęp do internetu.
Jak i w jaki sposób nieskończona praktycznie możliwość wyboru, jaką daje użytkowanie sieci internetowej, przestała być wyznacznikiem wolności i stała się wyznacznikiem uzależnienia z elementami zniewolenia?
„Jonathan Haidt zauważa, że na początku lat 2010-tych znacznie wzrosła liczba nastolatek i nastolatków doświadczających depresji i innych zaburzeń zdrowia psychicznego. Przywołuje tu tytułowe słowo "anxious", czyli zaniepokojonie. Nazywa to zjawisko mental illness crisis, czyli kryzysem chorób psychicznych (w Polsce stosuje się raczej termin "kryzys zdrowia psychicznego"). Podaje na to wiele danych - amerykańskich oraz z kilku innych państw zachodnich. [...]
Autor zauważa, że kryzys zbiega się z upowszechnieniem się smartfonów, które na rynek amerykański weszły w 2007 roku i upowszechniały się stopniowo w coraz większych i młodszych grupach społecznych sprawiając, że Internet - do tej pory dostępny tylko w określonych sytuacjach - trafił do naszych kieszeni i wędrował z nami wszędzie. To spowodowało osłabienie się relacji międzyludzkich, przerzucenie życia na media społecznościowe, nieustający dostęp do gier i innych aktywności w sieci. Kluczowe znaczenie ma tu fakt, że ta migracja online nastąpiła w okresie dojrzewania.
Jak do tego doszło?
Po pierwsze, Haidt zauważa, że młodzi ludzie stali się bardzo wrażliwi i delikatni. Za Nassimem Talebem przytacza termin "antykruchy" (antifragile) jako określenie pożądanej cechy - umiejętności pokonywania trudności, które dzieci i młodzież napotykają w swoim życiu. Dzięki tym trudnościom stają się bardziej zaradni i odporni. Niestety, rodzice często nadmiernie chronią swoje dzieci, starając się ograniczyć im wszelkie zmartwienia i zapewnić jak największe bezpieczeństwo: brak czasu na swobodną zabawę, certyfikowane place zabaw z drastycznie ograniczonymi możliwościami rozwijania kreatywności i interakcji społecznych, brak samodzielności. To sprawia, że dzieci nie mają jak wykształcić w sobie odporności i nauczyć się radzić z problemami. Nie cechuje ich więc antykruchość. Gorzej więc reagują nawet na drobne przeszkody.
Po drugie, wejście do przestrzeni online odbywa się często w czasie dojrzewania, który u dziewczynek Haidt określa na wiek 11-13 lat, u chłopców zaś na lata 14-15. To krytyczny moment w rozwoju człowieka, gdyż jego mózg jest w totalnej przebudowie, potrzebuje różnorodnych doświadczeń, także podejmowania ryzyka; niezbędne są wtedy interakcje społeczne i uczenie się od innych. Te interakcje mają odmienny charakter, kiedy odbywają się online, a przecież od tysięcy lat odbywały się twarzą w twarz. To poważne zaburzenie. Poza tym stały dostęp do Internetu ogranicza możliwości przeżywania różnorodnych doświadczeń, jeśli użytkownik rezygnuje z aktywności offline.
Po trzecie, Haidt wspomina rytuały związane z wejściem w dorosłość. Według niego to ważne momenty w życiu każdego człowieka, które pomagają mu wziąć na siebie większą odpowiedzialność przy wsparciu najbliższych. Ostatnio jednak w społeczeństwach zachodnich coraz częściej odchodzi się od tych rytuałów, a młodzi ludzie zostawieni są sami sobie. Nie wyczuwają zatem konkretnego momentu, kiedy powinni uważać się za dorosłych i czują się zagubieni. Zwłaszcza, że w sieci powszechnie są dla nich treści, które przeznaczone są dla dorosłych”. (za:Ewa Przybysz-Gardyza, w: Kreatywni)
Kontynuacja za tydzień.
Niespokojne pokolenie, jak wielkie przeprogramowanie dzieciństwa wywołało epidemię chorób psychicznych, Jonathan Haidt, wyd. Zysk i S-ka, tłumaczenie Robert Filipowski, 2025, s. 512.