17 sierpnia 2016

Udostępnij znajomym:

Proza kolumbijska ma w sobie to coś, co wprawia nas niekoniecznie w bojaźń, ale z całą pewnością w swoiste drżenie. Być może tego wyjątkowego, bardzo specyficznego stanu rozedrgania wewnętrznego (emocjonalnego) doświadczamy dzięki wyjątkowej umiejętności pisarzy kolumbijskich w dotykaniu momentalności istnienia. Takie magiczno-tajemnicze wyrzucanie nas w „kosmos”, żeby nie powiedzieć w transcendencję, udaje się bardzo niewielu twórcom. Szczególnie naznaczone tą umiejętnością są: literatura latyno-amerykańska i czeska, które jako nieliczne potrafią opis fizykalności istnienia przenieść w rejony znacznie poza tę fizykalność wykraczające. W istocie jest to fenomen niezwykle trudny do uchwycenia, bo jakże hrabalowskie opowieści przy piwie, czy historie o łowieniu karpia w stawie (Śmierć pięknych saren) porównać do marquezowskich podróży ku spełnieniu, a przecież koncept jest identyczny: odkryć i zobaczyć w codzienności - umykający nam zawsze i czasem niemożliwy do uchwycenia - sens życia. To przedzieranie się przez warstwy banału bycia (jedzenie, wydalanie, rozmnażanie) jest procesem, który z opisu chwili (wydarzeń, które trwają często nie dłużej, niż mgnienia oka) konstruują sposób postrzegania siebie w świecie.

Ta nieznośna często ulotność bycia urasta w prozie Marqueza i jego następców w literaturach świata, do szalenie istotnego sposobu opisu rzeczywistości. Do szukania jego sensu lub bezsensu właśnie w owej momentalności, przypadkowości, ulotności tego, co jest w swej istocie najważniejsze, co sprawia, że nasze rozumienie siebie i innych staje czymś, co możemy poddawać, jeśli nie w wątpliwość, to przynajmniej się tym wszystkim zadziwić.

Taki właśnie wieloaspektowy, oparty na koncepcie momentalności, sposób prowadzenia narracji, prezentuje w swych tekstach jeden z najwybitniejszych pisarzy kolumbijskich młodej generacji (urodził się w 1973 roku w Bogocie) Juan Gabriel Vasquez, o którym pisałem obszernie w poprzednich tygodniach. Przypomnę tylko, że obydwie omawiane książki Vasqueza: „Hałas spadających rzeczy” (El ruido de las cosas al caer) i „Reputacje” (Las reputaciones) stawiają elementarne pytania o sens naszego życia, właśnie w kontekście chwilowych sytuacji (decyzji, wydarzeń), których konsekwencje są często dramatyczne i mogą zmienić kompletnie dotychczasowy tor naszego istnienia. Bardzo ostro ten artystyczny zabieg literacki pojawia się w kapitalnych „Reputacjach”:

„Czy można w ciągu jednego dnia zwątpić w słuszność swojej reputacji i postawić pod znakiem zapytania wszystkie swoje osiągnięcia z ostatnich 28 lat? Juan Gabriel Vásquez udowadnia, że tak. Javier Mallarino jest rysownikiem i karykaturzystą, w dodatku nie byle jakim: najbardziej znanym i nazywanym powszechnie “sumieniem kraju”. Nie bał się ani przestępców, ani polityków, tym ostatnim jego ostry ołówek mógł pomóc lub bardzo przeszkodzić w karierze. A co, jeśli kiedyś się pomylił i zniszczył, może nie całkowicie niewinnego, bo takich tu nie ma, ale niesłusznie oskarżonego człowieka? Jak łatwo się domyślić autor właśnie wobec podobnego dylematu stawia swojego bohatera”. (z: recenzja, K. Gumińska)

Jeśli jednak zmienimy na chwilę i tylko nieznacznie punkt widzenia z czysto literackiego na tekstowo-fotograficzno-dziennikarski i zamienimy książkę na artystyczną instalację w MCA (Muzeum Sztuki Nowoczesnej) w Chicago, to dopadnie nas ten sam fenomen momentalności, pokazany z innego wprawdzie, ale równie znakomicie opracowanego punktu widzenia. Instalacja, o której mowa, jest częścią wystawy prezentowanej właśnie w MCA zatytułowanej „Witness” (Świadek). Samo dzieło jest zatytułowane „The Sound of Silence” (Brzmienie ciszy) i jest skomponowane przez bardzo znanego artystę chilijskiego Alfredo Jaara, który zresztą od wielu lat mieszka w Stanach. Wielopoziomowa i wieloaspektowa, przestrzennie skomplikowana instalacja jest tak skonstruowana, że pozwala nam wejść w jej środek i śledzić na ekranie przesuwający się tekst, który informuje widza o pewnym, z pozoru zupełnie banalnym i mało znaczącym zdarzeniu, jakim jest zrobienie zdjęcia dziecku w afrykańskim buszu. Jak to ma miejsce u McEwana, Hrabala, Mutisa czy Vasqueza, tak samo i u Jaara, jest to banalność i zwykłość pozorna. Jeśli zdobędziemy się na uważne czytanie każdego z wyświetlających się na ekranie zdań, zdamy sobie w pewnym memencie sprawę, że dotykamy tu fundamentalnego problemu odpowiedzialności za wszystko, co w życiu robimy. Konsekwencje jej braku mogą być, albo zwykle są, dramatyczne. Śledząc tekst, który Jaar zadaje nam do przeczytania w małej sali projekcyjnej we wnętrzu swej instalacji odkrywamy, że cały artystyczny zamiar i koncept opiera się na historii jednej fotografii, jednego zdjęcia, które zrobił Kevin Carter – południowo-afrykański dziennikarz, fotoreporter i działacz walczący o prawa czarnej ludności Południowej Afryki. Wieloaspektowość całości przekazu, jaki prezentuje widzowi instalacja Jaara, jest zbudowana na niejasnościach i niedomówieniach związanych z powstaniem kultowego zdjęcia, z osobistymi dokonaniami artysty, jego biografią oraz polityczną i społeczną katastrofą w Sudanie, gdzie zdjęcie zostało zrobione. Widzimy na nim małe, nagie, skulone w bezbronnej pozie, umierające z głodu dziecko, obok którego czai się wielki sęp.

Cały problem rodzi się w pytaniu:

- czy Kevin Carter zrobił to kultowe zdjęcie i sobie poszedł zostawiając głodne i wycieńczone dziecko na pastwę drapieżnego ptaka? Trudno pozbyć się takiego właśnie wrażenia, które dosyć drastycznie wynika z historii opowiedzianej w instalacji Jaara. Nie wiemy jednak niczego do końca i chyba się już tego nie dowiemy, biorąc pod uwagę fakt, że Carter popełnił samobójstwo. Nie zmienia to jednakowoż istoty problemu wynikającego z uczestnictwa chwili, która może mieć wpływ na całe nasze życie.

„Po publikacji zdjęcia zrobionego przez Cartera, wiele osób dzwoniło z pretensjami i pytaniami. Dlaczego nie pomogłeś temu dziecku? Co się stało z tą dziewczynką? Pytania zrodzone w głowach czytelników „New York Timesa” odnosiły się do jednostki i nie dostrzegały znacznie głębszego problemu, jakim jest globalne ujęcie cierpienia. Pojawiają się też pytania o to, jaką rolę pełni fotograf czy dziennikarz i z jakimi dylematami natury moralnej musi się zmierzyć. Czy ma być tylko bezstronnym świadkiem, czy też powinien zabawić się w Boga i zmienić bieg wydarzeń? To pytanie jest dla każdego otwarte.

Praca Jaara jest nie tylko opowieścią o subiektywizmie oraz emocjach kierujących zarówno zbiorowością jak i jednostką. To także próba połączenia dwóch światów: sztuki i dokumentacji, które wspólnie, jednym głosem próbują mówić o tym, jak reagujemy na ludzkie tragedie i ból”. (z: Jaar, Witness)

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor