17 lutego 2016

Udostępnij znajomym:

ale w grupach, stronnictwach, narodach i epokach jest regułą (5)

Pisałem uprzednio o szczególnym zabarwieniu emocjonalnym kryminałów, które piszą autorzy latynoscy. Jest w nich coś niepokojąco innego i to wcale nie musi być realizm magiczny, ani magiczny realizm. Jest to raczej umiejętność budowania świata przedstawionego, która polega na tym, że w pewnym momencie czytelnik musi zadać sobie pytanie: naprawdę?

To „naprawdę” stawia nas w sytuacji zadziwienia, bo jak inaczej zdefiniować coś, co jest i czego nie ma, co się dzieje i co jest tylko ułudą – baśnią, bajką, legendą, a może właśnie kryminałem, thrillerem czy powieścią sensacyjną? Tak czy owak, to dziwne podobieństwo w relacjach baśni i kryminału mieści się w potrzebie uczestnictwa w czymś realnym (oczywiście tylko pozornie), co pozwali nam bać się bezpiecznie. Ułuda jest zatem kategorią nadrzędną obu gatunków. Bez względu na specyficzne różnice, oba te gatunki udają, że mówią o rzeczywistości realnej. Spójrzmy na parę pierwszych zdań zaczerpniętych z najbardziej znanych baśni i bajek:

Było bardzo zimno; śnieg padał i zaczynało się już ściemniać; był to ostatni dzień w roku, wigilia Nowego Roku. (Ch. Andersen, Dziewczynka z zapałkami)

Był sobie raz rybak i jego żona. Mieszkali razem w starej budzie blisko morza, a rybak chodził codziennie nad morze i łowił i łowił i łowił. (Bracia Grimm, O rybaku i jego żonie)

Była sobie raz pewna wdowa. Miała ona dwie córki. Starsza – była to wykapana matka, zarówno z twarzy, jak i z usposobienia. Jedna i druga były tak nieuprzejme, tak zawsze odęte, że nie sposób było z nimi wytrzymać. (Ch. Perrault, Wróżki)

Ta nierealność literackiej realności, jak już wcześniej pisałem, jest często trudno rozpoznawalna. Autorzy (zarówno baśni, jak i kryminałów) mają bowiem głęboko zakorzenione przekonanie, a raczej (szczerą lub nie) intencję do „sprawiania wrażenia”, iż rysują przed nami sytuacje „prawdziwe”:

„Zdecydowałem, że opowiem o swoim życiu. Będzie to odważna, rzetelna i, za wyjątkiem imion i nazwisk, prawdziwa w najdrobniejszych szczegółach relacja. Jej zakończenie może jednak minąć się z prawdą” – tak rozpoczyna swą powieść Dziennik latarni znakomity pisarz brazylijski, Joao Ubaldo Ribeiro. Mamy więc generalnie opowieść „prawdziwą”, ale nie do końca, który już taki niekoniecznie musi być.

Trzeba pamiętać, iż do pewnego czasu dziecko (dorosły) nie zdaje sobie sprawy, że przekazywana mu historia jest zmyślona. Czasem jednakowoż ten „pewien czas” znacznie się wydłuża, a nawet nigdy nie kończy i w ogóle nie wychodzimy z dziecięcego poczucia czasu, co jest z jednej strony przejawem niedojrzałości, czy też niedorosłości, ale z drugiej strony, jest dowodem na to, że zdając sobie sprawę z ułudy, jaką jest kategoria czasu, tę ułudę przyjmujemy za rzeczywistość.

Kochamy zestawiać wydarzenia świata literackiego z rzeczywistością, w której żyjemy, a kryminały (o dziwo) zaczynają się często bardzo podobnie jak baśnie:

Dziś nad urwiskiem wydarzyło się cos strasznego. Musiałem zabić tatę. (Ogród z brązu)

Stopy w ruchu: krok, jeszcze jeden. Nieruchome oczy utkwione w płytach chodnikowych. (E. Parra, Jestem nikim)

Gdzie on się nauczył tak wywijać? Trzeba przyznać, że jak na gringo tańczył fantastycznie. (D. Chavarria, Tango dla oprawcy)

Początki bajki i kryminału wcale nie muszą się od siebie zatem drastycznie różnić i zaczynać mniej więcej tak:

– za siedmioma górami, za siedmioma lasami, żyła sobie przyjemnie, raczej nieprzyjemna czarownica (czy też odwracając kota do góry ogonem)

– zabił ją z zupełnie zimną krwią, która spłynęła szerokim strumieniem po wąskim ostrzu noża.

Wystarczy, że początek ów wprowadzi nas w nastrój. To właśnie poprzez odpowiednie „nastrojenie” wpływamy na szeroką przestrzeń oceanu wydarzeń, które nas pochłaniają. Takie wchłonięcie zupełne i kompletne jest szczególnie „bezlitosnym” doświadczeniem przy czytaniu kryminałów latynoskich. Pisałem już o kapitalnym „Ogrodzie z brązu”, gdzie wszystko dzieje się w Buenos Aires, ale jednocześnie w ogrodzie wykreowanym ręka artysty. Gdzie nic nie jest tym, czym nam się wydaje, że świat przedstawiony łudzi nas i zwodzi, by nagle wrzucić w coś, co sprawia, że musimy zadać sobie pytanie:

– naprawdę?

Czy naprawdę czy nie – tego nigdy się nie dowiemy, ale „nastrojenie” do szukania odpowiedzi na to pytanie pozwala nam spojrzeć na wszystko wokół nas inaczej, aniżeli do tej pory robiliśmy.

Jest taka niesamowita powieść Davida Toscana zatytułowana „Ostatni czytelnik” – której nie sposób zdefiniować, ani gatunkowo zakwalifikować i która skupia w sobie wszytko to, o czym pisałem porównując baśń z kryminałem. Wszystko się tam dzieje i nie dzieje, zabójstwo dziecka jest morderstwem i nie jest, dziewczynka jest i nie jest pogrzebana, bibliotekarz jest jednocześnie mordercą i nim nie jest, a wszystko do tego ma miejsce w kontekście wiejskiej biblioteki, gdzie fragmenty różnych powieści żyją swoim życiem wplatając się w cykl wydarzeń świata przedstawianego. Kompletne pomieszanie z poplątaniem, a przecież dzięki temu zabiegowi przenikania i prześwitów różnych światów i różnych znaczeń, wyobraźnia autora nastraja nam w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie:

– naprawdę?

Tekst Davida Toscana zaczyna się tak:

Wiadro opada w dół studni, uderza o powierzchnię trwalszą niż woda i wydaje dźwięk, na który Remigio czekał. (D. Toscana, Ostatni czytelnik)

Czy można sobie wyobrazić czynność bardziej banalną, niż spuszczenie wiadra do studni w małej, zapyziałej wiosce, w której od dawna panuje susza? A przecież skrywa się tu całe zapętlenie akcji, jej cały dramatyzm i tajemnica, która nigdy nie zostanie do końca wyjaśniona, bo:

„Icamole, niewielka meksykańska wioska. Czas suszy. Od ponad roku nie spadła tu ani jedna kropla deszczu. Jedynie w studni Remigia zachowała się odrobina zimnej, krystalicznie czystej wody. Pewnego dnia na dnie studni mężczyzna dostrzega ciało martwej dziewczynki. Przerażony, że zostanie oskarżony o morderstwo, wyciąga je na ziemię. Jednak nie ma pojęcia, co dalej z nim robić. Ojciec Remigia podpowiada mu, żeby idąc w ślady bohatera jednej z książek, zakopał dziewczynę między korzeniami drzewa awokado – one oplotą ją, pozwalając Remigiowi zapomnieć o jej strasznym losie. Tymczasem w Icamole pojawiają się policjanci, którzy poszukują zaginionej dwunastoletniej Anamari, a wraz z nimi matka dziewczynki, która podobnie jak ojciec Remigia utrzymuje, że jej córka przemieniła się w żyjącą przed dwustu laty bohaterkę jednej z historycznych książek. […] Toscana nie wytwarza nadnaturalności, nie ukazuje rzeczywistości tak, jakby była magiczna, nie wprowadza elementów przeczących prawom natury i logiki. Odrzuca wszystko to, co dla realizmu magicznego jest najważniejsze. W zamian wprowadza elementy oniryczne i tworzy fantastyczny świat wyobraźni – świat, w którym życie w zaskakujący sposób przenika się z literaturą”.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor