Bitwa warszawska – jedno z największych zwycięstw w dziejach Polski – której rocznica przypada w tych dniach, kojarzona jest przede wszystkim z wątkiem obrony odzyskanej niecałe dwa lata wcześniej niepodległości. Powiązana jest jednak także z istotną kwestią międzynarodową, o której warto pamiętać zwłaszcza w kontekście trwającej od trzech lat wojny w Ukrainie.
Koniec I wojny światowej oznaczał duże przeobrażenia w całej Europie, ale w środkowo-wschodniej części Starego Kontynentu były one szczególnie wielkie. Wielka Wojna doprowadziła bowiem do rozbicia wielkich imperiów, które panował nad tą częścią świata. Jedno z nich zostało osłabione i wycofało się na zachód (Niemcy), dwa z nich zniknęły niemal kompletnie (Austro-Węgry i Rosja). Ta wielka zmiana była zielonym światłem dla mniejszych i większych narodów europejskich, które podjęły starania i stworzenie własnego państwa – czy to jak Polska, która była kiedyś silnym królestwem, czy też jak na przykład Estonia i Łotwa, które nie istniały historycznie, ale mogły reprezentować istniejący naród.
Przypadkiem tego drugiego rodzaju stała się Ukraina – nie taka mała, jak wspomniane państwa bałtyckie, ale również będąca w ostatnich wiekach raczej przedmiotem niż podmiotem historii. Duże i bogate w zasoby terytorium oraz liczny naród to tylko połowa sukcesu. Ważna była też świadomość narodowa. Ukraiński ruch najlepiej rozwijał się przed Wielką Wojną w Galicji, zwłaszcza w jej wschodniej części ze Lwowem na czele. Austriacy – w ramach uniwersalnej polityki „dziel i rządź” – widzieli w Ukraińcach potencjalną przeciwwagę dla Polaków. Najważniejsze wydarzenia rozgrywały się jednak po drugiej stronie granicy – na terytorium carskiej Rosji. Ona jako pierwsza przegrała I wojnę światową, ponosząc klęski na frontach, a potem dochodząc do rewolucji lutowej 1917 r., która doprowadziła do obalenia władzy Romanowów. W zdemokratyzowanej rzeczywistości mógł na wierzch wyjść ukraiński ruch narodowy, który był także wspierany przez Niemców – chcieli oni włączyć dużą, zasobną w zboże i inne surowce Ukrainę do swojej strefy wpływów. Ostatecznie do niczego takiego nie doszło, ale fakty dokonane przez nich wpłynęły na rozwój sprawy ukraińskiej – utworzyli w Kijowie podporządkowane sobie władze, tworząc ośrodek państwowy, który odegrał ważną rolę w polityce w regionie w najbliższych latach.
Jesienią 1918 r. nastąpił wielki wybuch – wojna imperiów się skończyła, ale rozwinęły się wojny małych i trochę większych narodów. Jednym z jego elementów był polsko-ukraiński konflikt o Lwów. W obliczu upadku Austro-Węgier Ukraińcy podjęli jako pierwsi próbę przejęcia miasta i całego regionu. O ile to drugie nie było tak trudne, gdyż na galicyjskiej prowincji byli silniejsi, o tyle samo miasto było w znacznym stopniu zdominowane przez Polaków. Walki wybuchły 1 listopada i były bardzo zacięte oraz mitotwórcze – to wtedy właśnie narodziła się polska legenda o Orlętach Lwowskich, czyli młodych ludziach broniących swojego miasta. Ostatecznie po kilku tygodniach bojów, dzięki pomocy z Warszawy i Krakowa, udało się Polakom przejąć kontrolę nad miastem. Walki w Galicji Wschodniej z tzw. Zachodnimi Ukraińcami trwały jeszcze do połowy 1919 r. W tym czasie na Ukrainie centralnej i wschodniej działo się równie dużo. Obok wojsk państwa ukraińskiego, stworzonego pod patronatem Niemiec, przez tereny te przeciągały także siły walczące w rosyjskiej wojnie domowej – Czerwoni, a więc bolszewicy oraz Biali, czyli dawni carscy generałowie, którzy próbowali przeciwstawić się rewolucji. Obydwie strony łączyła niechęć do aspiracji ukraińskich i traktowanie ziem nad Dnieprem jako integralnej części Rosji. Ostatecznie siły Ukraińskiej Republiki Ludowej, na której czele stanął ataman Symon Petlura, zostały zepchnięte na zachód, na samą granicę Polski.
W tym momencie doszło do zwrotu we wzajemnych stosunkach polsko-ukraińskich. Związany był on z postacią Józefa Piłsudskiego, który kierował polską armią i starał się kreować politykę wschodnią. Był on zwolennikiem federacjonizmu, czyli współpracy Polaków z narodami dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów: Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami, których niepodległe państwa wspólnie z Polską mogłyby odeprzeć imperialną Rosję. Stawiał więc na współpracę, która najbardziej zaawansowana okazała się właśnie z Petlurą – obydwu polityków łączyły podobne poglądy polityczne, a przede wszystkim niechęć do Rosjan. W kwietniu 1920 r. doszło do polsko-ukraińskiego sojuszu. Przeszedł on natychmiast do ataku, jakim była tzw. wyprawa kijowska. Piłsudski chciał rozbić siły bolszewików na Ukrainie i pomóc utworzyć państwo ukraińskie, które mogłoby silnie bronić się na południowej flance frontu wschodniego. W maju zajęto Kijów, jednak po miesiącu trzeba było go już opuścić, gdyż Ukraińska Republika Ludowa była zbyt słaba, a Czerwoni okazali się zbyt silni. Przez kolejne miesiące wojska ukraińskie walczyły ramię w ramię z Polakami, biorąc udział w działaniach związanych z bitwą warszawską czy zwycięstwem pod Zamościem i Komarowem.
Ostatecznie w traktacie w Rydze z 1921 r. nie uwzględniono sprawy ukraińskiej – stery negocjacji przejęli wrodzy Piłsudskiemu prawicowcy, którzy byli przeciwni federacji. Petlura i jego żołnierze zostali porzuceni i internowani, a relacje z Ukraińcami przed wojną okazały się bardzo napięte. Warto jednak pamiętać o tym epizodzie sojuszu, tak aktualnym również dzisiaj, gdy Rosja znowu próbuje prowadzić politykę imperialną.
Tomasz Leszkowicz