----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

15 października 2025

Udostępnij znajomym:

„Emocje […] są tak dojmujące, trzeźwa poetyckość tak poruszająca, intelekt kryjący się za rzeźbionymi zdaniami tak niezaprzeczalny, że zawieszamy wszelką niewiarę”. (J.M. Coetzee o książce Równiny, G. Murnane’a)

Równiny Geralda Murnane’a to tekst zdecydowanie obezwładniający na wiele sposobów. Czytanie o równinach w ich wersji australijskiej, może przyprawiać, nie tyle o lęk i drżenie, co o senność i znudzenie. Powieść pozbawiona tempa, toczy się nizinnie i meandrycznie, w jakiś nieokreślony i niezakończony sposób, wokół postaci reżysera, który ma nakręcić film, ukazujący fenomen równin – czyli czegoś, co jest w istocie swej nieuchwytne. Po co ma to zrobić? Tego nie wiemy, aczkolwiek widoczna jest determinacja, jaka towarzyszy temuż przedsięwzięciu i to nie tylko w tym konkretnym, filmowym przypadku. Równiny są bowiem przedmiotem wielu działań artystycznych. Jak mówią kuratorzy sztuki, oczekujemy w powieści wielu interwencji artystycznych, których przedmiotem ma być unikalność płaskiego krajobrazu.

Wynajęci i świetnie opłacani przez australijskich latyfundystów: pisarze, kompozytorzy, malarze, historycy sztuki, filozofowie, specjaliści od kolorów, ubiorów czy literatury mają – nie do końca sprecyzowane – zadanie, przetransponować fenomen równin interioru australijskiego z wymiaru dosłowności w wymiar metaforyczny. W gruncie rzeczy cały tekst Geralda Murnane’a można traktować jako jedną, wielką metaforę czy parabolę wymykających się znaczeń. Bo właśnie ich poszukiwaniu oddają się wszyscy wymienieni artyści, znawcy tematu czy raczej specjaliści od nieskończonej ilości aspektów życia bogatych ziemian. Przeszukiwanie świadomości w poszukiwaniu niemożliwego? Fascynacja intelektualnymi grami z nieokreślonością?

Powieść jest skonstruowana jako monolog głównego bohatera, wspomnianego filmowca, który sam poszukując inspiracji do swego dzieła, mówi o pracach innych artystów zatrudnionych w tym samym celu, co on:

„Równiny, przez które przyszło mi wówczas jechać, nie były jednostajnym bezkresem. Czasem wyglądałem na rozległą, płytką dolinę usianą z rzadka drzewami i ospałym bydłem; środkiem mógł leniwie sączyć się jakiś strumień. Kiedy indziej, po odcinku skrajnie nieobiecującego terenu, droga wspinała się na coś, co ewidentnie było wzniesieniem, ale zaraz widziałem przed sobą tylko dalszą równinę, płaską, nagą, przemożną”.

Ten niewielki fragment pokazuje doskonale poetycki wymiar tekstu, który nie zmierza do niczego, nie wciąga w dynamiczną akcję, nie buduje krwistych charakterów – opowiada o zmaganiu się z nieskończonością, nieokreślonością, pustką i wszystkim tym pozornie bezkresnym, a przecież definiowanym przez tych, którzy o równinach decydują, którzy z nich żyją, czyli niewielkiej, ale bardzo wpływowej i niezwykle zamożnej, grupie latyfundystów. Cały literacki zabieg, na którym zbudowana jest książka Murnane’a, polega na nieustannym rozmyślaniu i medytowaniu o relacji mecenasów, czyli posiadaczy ziemskich, w istocie właścicieli tytułowych równin i tych, których oni zatrudnili, by zrealizować, czy raczej nadać kształt wizjom określającym specyfikę życia w płaskim horyzoncie. Te intelektualne gry i zabawy przeistaczają się w językowe odszukiwania metaforycznych zmienności.

Rodzi to oczywiście pytanie: po co? Po co zastanawiać się nad unikalnością australijskiego interioru (paraboli ludzkiej świadomości?) w kontekście zabiegów grupy super bogaczy, którym być może przewróciło się w głowach z nadmiaru kasy i otoczyli się artystami, by dodać sobie wyrafinowanego splendoru?

„Pamiętałem jednak esej pewnego zapoznanego filozofa, sztukującego sobie dochody sobotnimi felietonami w podupadającej gazecie. Autor dowodził, że każdy człowiek jest w głębi serca wędrowcem w bezkresnym terenie. Jednak nawet ludzie równin (którzy przecież powinni już wyzbyć się lęku przed dalekimi horyzontami) w niepokojącym krajobrazie ducha starali się znaleźć punkty orientacyjne i drogowskazy. Posiadacz ziemski, który czuł przymus intensywniejszego naznaczania widocznych równin swoim monogramem czy jakimś zestawieniem kolorów, wyznaczał w ten sposób tylko granice terytorium, które było dla niego rozpoznawalne. Taki człowiek powinien raczej oddać się badaniom tego, co kryło się za iluzjami dającymi się wyrazić w prostych kształtach i motywach. Z tą interpretacją polemizowali inni teoretycy …”. (s. 41)

Taki sposób prowadzenia dyskursu nakłada się na całość tekstu powieściowego, o ile w ogóle możemy tekst Równin nazwać powieścią, bo jest zdecydowanie bliższy rozbudowanemu esejowi. Nie w nim przecież akcji w tradycyjnym znaczeniu, wielowątkowości czy rozbudowanych charakterów. O głównej postaci książki, wiemy tylko tyle, że jest filmowcem, być może alter ego autora, co w jakiś sposób uprawomocnia narracja w pierwszej osobie. Wszystko, co stanowi o unikalności prozy Murnane’a jest wybitnie nie-czasownikowe. Dzianie się w przestrzeni (też przestrzeni równin) nie ma znaczenia. Co ma znaczenie, to metoda czy raczej sposób prowadzenia rozmyślań. I nie jest wcale pewne, czy J. M Coettzee ma rację, pisząc, iż:

„Emocje […] są tak dojmujące, trzeźwa poetyckość tak poruszająca, intelekt kryjący się za rzeźbionymi zdaniami tak niezaprzeczalny, że zawieszamy wszelką niewiarę”.

Wydaje się bowiem, że emocji w tekście Równin nie ma w ogóle, a jeśli już je gdzieś znajdziemy, to mają charakter zdecydowanie nacechowany emocjonalnym rozedrganiem wrażliwych estetów. Jak pisze Ben Lerner w eseju, Widziane z równin:

„Opisywane przez Murnane’a dzieła sztuki to porażki. Wspomniany kompozytor odpowiada krytykom wytykającym niedostatki jego utworów, że /celem jego sztuki jest zwrócenie uwagi na niemożliwość pojęcia nawet tak oczywistej cechy równin, jaką są rozbrzmiewające nad nimi dźwięki/. Wciąż żywi jednak nadzieję, że w swoich eksperymentach zdoła uchwycić choć ślad tej całości/. (s.135)

Równiny - nieskończoność, ulotność, bezkres, nieokreśloność, światło, bezmiar, ciemność;

„Jeśli ten ich świat widzialny miał gdzieś swoje miejsce, to właśnie w tym mroku – jak wyspa omywana przez bezkresny ocean tego, co niewidzialne”. (s. 116)

Tekst Równin jest pełen takich pięknych, poetyckich metafor, ale co z tego? Jak pisze Adam Skalski w recenzji tej książki:

/Murnane plącze odrealnione obrazy, opisuje padające na biblioteczne półki promienie słońca, podkreśla znaczenie Borgesowskich w duchu książek nieistniejących. Całość zdaje się trafnie oddawać tytuł jednej z należących do narratora teczek: „Ostatnie przemyślenia przed rozpoczęciem właściwego scenariusza”/ do czego jednakowoż nigdy nie dochodzi.

Równiny, Gerald Murnane, przekład Tomasz S. Gałązka, wyd. Czarne, 2025, s. 137.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

DOM KSIĄŻKI D&Z

----- Reklama -----

DOM KSIĄŻKI D&Z

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH WYBORCZYCH 300 X 600

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor