Kolejna rocznica wybuchu powstania warszawskiego, oprócz wspomnień o bohaterstwie walczących i tragedii, która dotknęła miasto, to także okazja do nowej odsłony sporów o sens walki. Wielkim nieszczęściem sytuacji Polski latem 1944 r. było jednak to, że tak niewiele od nas zależało.
Wybuch w Warszawie 1 sierpnia 1944 r. był w ogólnym zarysie efektem planów, które od początkowej fazy II wojny światowej i konspiracji przygotowywało dowództwo Związku Walki Zbrojnej w kraju i Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego na uchodźstwie. Zarówno bowiem gen. Władysław Sikorski, jak i gen. Stefan Rowecki „Grot” zakładali przegraną Niemiec w wojnie z koalicją sprzymierzonych (podobnie jak w czasie I wojny światowej). W tej sytuacji musieli być gotowi do działania, by jak najlepiej wykorzystać czas upadku Hitlera do wyzwolenia się spod okupacji i zajęcia miejsca w szeregu zwycięzców wojny. Stąd pomysł powstania powszechnego, czyli przygotowanego z uprzedzeniem planu wywołania ogólnonarodowej walki na terenie okupowanego kraju. Jego celem było wykorzystanie rozprzężenia Niemców w obliczu klęski, zdobycie najpierw Warszawy i centralnego trzonu państwa, odbudowa wojska, a następnie zajęcie reszty terytorium przedwojennego oraz ziem niemieckich, które mogłyby przypaść Polsce jako zwycięzcy w traktacie pokojowym. Jedną z naczelny zasad planowania było założenie, że powstanie nie może się nie udać – wysiłek włożony w przygotowanie i sam zryw można było wykonać tylko jeden raz, a ryzyko represji ze strony mszczących się Niemców było zbyt duże.
Plan powstania powszechnego obowiązywał w Armii Krajowej faktycznie do 1943 r., zresztą większość z kilkusettysięcznej rzeszy żołnierzy podziemnej armii nie zajmowało się walką bieżąca z Niemcami, a przygotowywało się właśnie do powstania. Sytuacja polityczna w Europie się jednak zmieniała. Co prawda III Rzesza zaczynała przegrywać wojnę pod ciosami Amerykanów, Brytyjczyków i Sowietów, Polsce coraz bardziej groziło jednak wkroczenie od wschodu Armii Czerwonej – a od ujawnienia grobów katyńskich i zerwania stosunków przez Moskwę polityka ZSRR była wobec Polaków coraz bardziej wroga. Stalin stawał się z perspektywy Rządu na Uchodźstwie oraz AK „sojusznikiem naszych sojuszników”, który walczył z Niemcami, ale jednocześnie chciał podporządkować sobie Polskę. Stąd narodziny Planu „Burza”. Miał on być rozgrywany w obliczu wkraczania na ziemie przedwojennej Rzeczpospolitej oddziałów radzieckich. Celem polskiego podziemia było rozpoczęcie lokalnych walk w momencie wycofywania się Niemców. Po pokonaniu ich i wyzwoleniu polskich miast i miasteczek miały się tam ujawnić działające do tej pory w konspiracji władze lokalne – a więc przedstawiciele Delegatury Rządu na Kraj, będący legalnymi reprezentantami prawowitej władzy. Chodziło więc z jednej strony o pokazanie, że polskie podziemie walczy skutecznie z Niemcami i potrafi wyswobodzić się spod okupacji, z drugiej strony zaś wystąpienie wobec Sowietów w roli gospodarzy i pokazanie tym samym, że teren ten jest częścią państwa polskiego.
„Burza” rozpoczęła się w styczniu 1944 r. na Wołyniu i następnie rozwijała się na większości terytoriów na wschód od Wisły, zwłaszcza na Kresach Wschodnich, do których ZSRR rościło sobie pretensje terytorialne wynikające z… umów z Niemcami z 1939 r. Polacy walczyli o Lwów i Wilno i wnieśli swój wkład w wypędzenie stamtąd Niemców. AK-owcy bili wroga wspólnie z Armią Czerwoną, ale później byli otaczani przez siły NKWD, oficerów aresztowano lub mordowano, a żołnierzom dawano propozycję: albo wywózka na Syberię, albo wstąpienie do Armii Berlinga. Wystąpienia delegatów i demonstrację polskich praw do tych terenów ignorowano.
Warszawa pierwotnie nie miała być objęta „Burzą”, dowództwo Armii Krajowej rozważało jednak konieczność dokonania ostatniej próby zademonstrowania polskiej suwerenności. W stolicy bowiem znajdowało się zarówno kierownictwo podziemnego Wojska Polskiego, jak i najważniejsze instytucje cywilne Polskiego Państwa Podziemnego. Wyswobodzenie miasta samodzielnie, tuż przed wkroczeniem Sowietów, miało być gestem politycznym, zwróceniem uwagi świata, wytworzeniem faktów dokonanych, których nie można było zignorować. Takie okoliczności towarzyszyły więc decyzji o rozpoczęciu walk 1 sierpnia 1944 roku.
Problem polegał na tym, że władze polskie – zarówno te krajowe, jak i emigracyjne – z każdym dniem bliżej końca wojny coraz bardziej stawały się przedmiotem, a nie podmiotem polityki międzynarodowej. W obliczu dogadania się przez mocarstwa, czyli USA, Wielką Brytanię i ZSRR co do kształtu powojennego Europy i stref wpływów, rola Polski była coraz mniej ważna. Alianci potrzebowali Stalina do wygrania z Hitlerem i nie chcieli zrywać z nim z powodu prób wybicia się na samodzielność przez rząd Mikołajczyka i dowództwo AK. Co więcej, założenie, że Warszawa jest w lipcu 1944 r. o krok od wyzwolenia spod okupacji niemieckiej było złudzeniem. Stalin rzeczywiście nie chciał i nie pomagał powstańcom, ale nie wstrzymał celowo swojej ofensywy, by wykrwawić Polaków. Armia Czerwona tego lata wykonała ogromny skok na zachód – wyzwoliła Białoruś i dotarła aż nad Wisłę, nie miała jednak realnej siły, by pójść dalej. Niemcy mieli wciąż moce by się bronić przed Sowietami i jednocześnie spacyfikować powstanie.
Mało wydarzeń historycznych tak jak powstanie warszawskie pokazało ciężkie położenie Polski (między Niemcami i Rosją) i jej słabość w byciu suwerennym uczestnikiem polityki międzynarodowej.
Tomasz Leszkowicz