„Każdy z nas jest czymś ulotnym; i ten, który pamięta, i ten, którego pamiętają. Wszystko jest nietrwałe, i pamięć, i przedmiot pamięci. Niedługi czas, gdy o wszystkim zapomnisz; niedługi czas, gdy wszyscy zapomną o tobie. W krótkim czasie nie będziesz nikim nigdzie”
– Marek Aureliusz
Ulotność – słowo niezwykłej piękności, które skupia w sobie i delikatność, chwilowość, zwiewność, ale także przemijanie w swej nieuchwytności. Olga Tokarczuk w Grze na wielu bębenkach, pisze:
„Istniała prosta zależność między zaciąganiem się papierosowym dymem a pisaniem. Dym, gdy napełniał mu płuca, jednocześnie w jakiś sposób poruszał w nim pamięć, pewnie dlatego, że i dym, i pamięć mają tę samą naturę - ulotne smugi nieoczekiwanie zwijające się w kółeczka, w zawijasy, w transparentne porządki warstw, które trwają przez chwilę w udawanej strukturze, a potem bezpowrotnie przepadają. Przy odrobinie skupienia można było za sprawą niepojętego cudu zamienić te ulotności w słowa i zdania”.
Katarzyna Sobczuk w Małej empirii prowadzi nas przez meandry tego, co niechętnie i z pewnym wewnętrznym rozedrganiem, nazywamy starzeniem się. Książka składa się z wielu impresji, bardzo odmiennych, ale bez wyjątku zanurzonych w doświadczeniu zbliżania się ku temu, co ostateczne. Owo zbliżanie ma wiele różnych wersji, co jest oczywiste, bo każdy z nas doświadcza starzenia się na swój bardzo indywidualny, intymny sposób. Często są to sytuacje nieomalże niezauważalne w kontekstualnej mnogości objawów przekraczania kolejnych urodzin. Jak czytamy w impresji Brzydkie prezenty:
„Innym objawem początku starości jest czułość, jaką budzą w nas skromne lub brzydkie prezenty: długopis, kubek, rysunek od dziecka znajomych. Rzeczy, które kiedyś wyniosłabym do piwnicy, zaczynają wywoływać dziwną wdzięczność i tkliwość. Jak przyjemnie jest pisać tym brzydkim długopisem! Jak miło pić z kubka od studenta! Przyczepię sobie ten rysunek dziecka sąsiadki do lodówki. Jakbyśmy się lepiej rozgościli w życiu i jakby te rzeczy nadawały nam jakąś rangę. Czy zasada tej zmiany jest prosta (są to dowody tego, że ktoś o nas myśli), czy tkwi w tym jakaś komplikacja – nie wiem. Dlaczego w młodości nie celebrujemy przypadkowych darów, a z czasem nabierają one wartości? Nie ma przecież prawa, według którego człowiek z wiekiem staje się coraz bardziej sentymentalny. Gdybym miała używać metaforyki kuchni pięciu przemian, gdzie występują głównie dwie kategorie: wychłodzenie i ocieplenie, uznałabym, że w starości chodzi o stopniowe ocieplenie”.
To „ocieplenie”, nieomalże czułość, którą do nowego rozumienia przywołała Olga Tokarczuk w genialnym wykładzie noblowskim, można odnaleźć w tych pozornie niewinnych, ale jednak będących elementami bytowania ku ostateczności, zachowaniach wobec tego, co rośnie w ogrodzie, albo tego, co w tym ogrodzie żyje:
„Z wiekiem kontakt z przyrodą niebezpiecznie się pogłębia. Można odczuć natarczywą i nieubłaganą potrzebę karmienia zwierząt. Zaczyna się niewinnie – karmimy ptaki ziarnami ze sklepu. Z czasem pojawia się potrzeba systemu. Które ptaki co lubią najbardziej? Tu nasypię słonecznika, tam pszenicy, zobaczymy, gdzie ich więcej przyleci. Obserwowanie ptaków i ten specjalny rodzaj zadowolenia – to nagroda. […] Mój ojciec twierdzi, że ma w ogródku zaskrońca i jeża. Zostawia im mięsne ścinki koło kompostu i one to lubią. Zawsze słuchałam tych opowieści dosyć znudzona. Kto wie, kto zje resztki? Może mysz? A może nornica? […] (Kontakt z przyrodą)
Swoistą racjonalizację tego upodobania w doglądaniu ogrodowego życia przynosi, być może, tekst Barbarzyńcy w ogrodzie, Herberta:
„Wyższość człowieka manifestuje się jedynie w dziedzinie technicznej dzięki wprowadzeniu narzędzi; w dziedzinie magicznej człowiek przypisuje zwierzęciu siłę nie mniejszą niż jego własna. Z drugiej strony zwierzę stoi wyżej od człowieka z jednego lub wielu względów: dzięki swojej sile fizycznej, zwinności, doskonałości słuchu i powonienia - a więc wszystkich zalet cenionych przez myśliwych. W dziedzinie duchowej przyznaje mu jeszcze więcej wartości...
Zwierzę ma bardziej bezpośredni związek z tym, co boskie, jest bliższe siłom przyrody, które się w nie wcielają. (s. 10-13)
A zatem we wszystkim, co pozornie może nam się wydawać dziwne, śmieszne, czy starcze, można odnaleźć sens, jeśli rzecz jasna mamy w sobie wystarczająco wiele czułości, by tak się stało – a jak powszechnie wiadomo, nie zawsze tak się dzieje. W impresji Kryzys przyjaźni możemy iść trochę głębiej w to, czym tekst Katarzyny Sobczuk jest i jak określa go Izabella Adamczewska w artykule Filozoficzny coaching dla starszych dorosłych:
„Mała empiria przypomina autoteorię – kolejny, po autofikcjach i autoreportażach, typ autobiograficznego piśmiennictwa, który ostatnio stał się modny. W autoteoriach chodzi o testowanie na własnej skórze teorii naukowych. […] Autoteoria to memuary z przypisami – eseje uczestniczące, jak ktoś już napisał o Małej empirii, w której autorka, filozofka, odsyła m.in. do własnych prac naukowych. Sobczuk opowiada o tym, że siedzącego w kuchni ojca da się opisać z użyciem pojęcia inercji naturalnej ciał Keplera lub siły biernej Leibniza, a w trakcie remontów i w wychowaniu dziecka zastosować metodę fenomenologiczną (Istotę lepiej widać kątem oka)”.
Wróćmy jednakowoż do fragmentu wyjętego z impresji Kryzys przyjaźni:
„Ludzie często doświadczają go (kryzysu przyjaźni) w początkowej fazie starości, około czterdziestego roku życia. Podobno trzynastoletnie koty przechodzą kryzys zdrowotny i jeśli się nimi wtedy dobrze zajmiemy, pożyją jeszcze bardzo długo. Tak też jest koło czterdziestki z przyjaźnią. To czas, w którym ludzie nie mają złudzeń co do swojego życia, zawartości szczęścia w konstelacji rodzinnej, rangi sukcesu, skali porażki. I nagle świadek tych wszystkich doświadczeń i niespełnień, nasz stary przyjaciel, staje się niewygodny. Stary przyjaciel zbyt dobrze wie, co nam nie wyszło, jak miało być, a jak nie jest, nie chcemy ani jego osądu, ani współczucia. Starzejąc się, wolimy, żeby nikt nas nie rozliczał: miałeś być tłumaczem w Parlamencie Europejskim, a pracujesz w T-Mobile. W tym samym czasie zadzierzgają się między ludźmi dziwnie nabrzmiałe – musiałam użyć tego słowa – relacje. Składają się one z mieszaniny współczucia i zazdrości. Są oczywiście i inne składniki, ale te dwa dominują. Współczucie może dotyczyć jednego aspektu życia, zazdrość – innego. Jak przenikliwie powiedział Kant: „W nieszczęściach naszych najlepszych przyjaciół jest coś takiego, co nie całkiem jest nam niemiłe”.
Mamy w tekście Empirii przytoczenia i nawiązania do Kanta, Junga, Platona, Hemingwaya, Ani z Zielonego Wzgórza czy Ulissesa, by było przyjemniej oddać się wrażeniu przynależności do tych wielkich, którzy tak jak każdy, zmuszeni byli kierować swe życie ku ostatecznej i jedynej pewności.
Jak pisze cytowana już Izabella Adamczewska: „Mała empiria to książka w wielu partiach ujmująca, w wielu odkrywcza, w kilku – irytująca. Jest tu sporo banałów, ale są też zdania, które podkreślam, bo mnie bawią”.
Mała empiria, Katarzyna Sobczuk, wyd. Dowody, Warszawa 2024, s. 233.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com