11 lipca 2019

Udostępnij znajomym:

Jak co roku lipiec jest czasem upamiętniania ofiar jednej z największych zbrodni w historii Polski – czystki etnicznej, dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Temat ten wciąż budzi ogromne emocje społeczne.

Film Wojciecha Smarzowskiego pod tytułem „Wołyń” – w charakterystycznym dla tego reżysera, pełnym naturalizmu i brutalności stylu – okazał się punktem przełomowym w przypominaniu o zbrodni, która doświadczyła wielką część polskiej populacji Kresów Wschodnich. Przez kilkadziesiąt lat po wojnie ofiary nie mogły być godnie upamiętnione z powodu cenzury komunistycznej, która wyciszała ten wątek wojennej przeszłości, zwalczając pamięć o Kresach. Po 1989 roku sytuacja była równie trudna – budowa dobrych stosunków z Ukraińcami odgrywała ważniejszą rolę, nie istniała też świadomość społeczna ogromu tych zbrodni. W istocie bowiem doświadczenie rzezi wołyńskiej miało charakter chłopski i ludowy – nie zapisało się mocno w kulturze, nie było znane inteligentom, zabici zostali pochowani w anonimowych mogiłach, a ich ocalone rodziny przesiedlono na Ziemie Zachodnie. Dopiero ostatnie dziesięć-piętnaście lat stanowi przełom w powrocie tej tematyki do polskiej świadomości.

Przed II wojną światową ukraiński ruch narodowy rozwijał się bardzo intensywnie w kontrze do państwa polskiego, które kontrolowało zachodnie tereny zamieszkiwane przez ludność rusińską/ukraińską (świadomość narodowa Ukraińców dopiero upowszechniała się w szerokich masach ludowych). Pamięć o nieudanej próbie budowy własnego państwa po I wojnie światowej zachęcała do kontynuowania wysiłków, a świadomość, że rywalem w tej walce była też Polska (wojna tocząca się od listopada 1918 roku do połowy następnego roku) wspierała wrogość wobec Rzeczpospolitej. Polską politykę wobec mniejszości narodowych w dużym stopniu budowano na koncepcji narodowej demokracji – jej ideolog, Roman Dmowski, był zwolennikiem aktywnej asymilacji mniejszości, czyli ich spolszczania.

Ważną rolę odegrała też działalność terrorystyczna ze strony nacjonalistów ukraińskich, którzy atakowali władze polskie (w 1934 roku zamordowano m.in. ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego) oraz tych Ukraińców, którzy opowiadali się za współpracą z Polską. Popularność w tych czasach zdobył Stepan Bandera – polityczny lider Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.

Wybuch II wojny światowej i upadek państwa polskiego okazał się dla Ukraińców okazją do współpracy z Niemcami. W OUN trwał spór, czy III Rzesza jest tylko partnerem okazjonalnym, czy strategicznym, kontakty zostały jednak nawiązane – Ukraińcy stworzyli własną dywizję SS „Galizen”, brali aktywny udział w kolaboracji (m.in. jako strażnicy w obozach koncentracyjnych), w 1941 roku uczestniczyli też w pogromach ludności żydowskiej i zbrodniach na polskiej elicie m.in. we Lwowie. Nacjonaliści pilnie obserwowali działania Niemców – masowe zbrodnie na Żydach, wynaradawianie Polaków, przesiedlenia, bezwzględność wobec komunistów. Na ich wzór planowali przeprowadzenie własnej akcji wymierzonej w ludność polską na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Kręgi kierownicze OUN oraz podporządkowanej jej organizacji wojskowej – Ukraińskiej Powstańczej Armii – chciały doprowadzić do oczyszczenia ziem uznanych za ukraińskie z Polaków. Środkiem do tego miało być rozpoczęcie czystki etnicznej, która oprócz samych mordów przestraszyłaby ludność polską i zmusiła ją do ucieczki na zachód. W czasie przyszłych rozstrzygnięć międzynarodowych Ukraińscy mieliby dzięki temu argument za przynależnością tych terenów do swojego państwa. Wbrew popularnym opiniom współczesnych środowisk skrajnych, czystka etniczna nie była wystąpieniem całej ludności ukraińskiej przeciw Polakom, w imię jakiejś naturalnej wrogości narodowej. Główną rolę sprawowali nacjonaliści, którzy chcieli przykryć swoją akcję pozorem „buntu chłopskiego” i zaangażować ludność chłopską jako współuczestników mordów.

Mordy wymierzone w skupiska Polaków rozpoczęły się w lutym 1943 roku. Schemat był podobny – żołnierze UPA podburzali chłopów ukraińskich do ataków na ludność polską, które przeprowadzano z użyciem prymitywnych narzędzi gospodarskich (noży, siekier, wideł itp.). Poszczególne wsie likwidowano w sposób okrutny, bez okazywania litości kobietom i dzieciom. Chodziło z jednej strony o wywoływanie strachu wśród innych Polaków, ale też angażowanie miejscowego chłopstwa, które mordując nierzadko swoich sąsiadów przekraczało mentalną granicę. Największe nasilenie ataków miało miejsce latem 1943 roku, a punktem kulminacyjnym okazała się krwawa niedziela 11 lipca, w której zaatakowano co najmniej 530 polskich wiosek i osad i zamordowano ok. siedemnastu tysięcy Polaków. Opór wobec czystek był słaby – tworzono oddziały samoobrony i grupowano się w większych miejscowościach, nie mogło to jednak powstrzymać banderowców.

W masakrach na Wołyniu zginęło ok. 50-60 tys. Polaków, zaś w Małopolsce Wschodniej od 25 do być może nawet 70 tys. ludzi – w większości zostali oni pochowani w zbiorowych, anonimowych mogiłach. Setki tysięcy opuściło Kresy, uciekając przed zbrodniarzami. Konflikt z UPA zintensyfikował się, a w akcjach odwetowych zginęło kilka tysięcy Ukraińców. Południowo-wschodnie ziemi II RP spłynęły krwią, polskie skupiska na tych ziemiach zrównano z ziemią. To kolejny element tragedii II wojny światowej, o którym warto w kontekście historii Polski pamiętać.

Tomasz Leszkowicz

 

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor