08 września 2016

Udostępnij znajomym:

"Wyścig na najokrutniejsze zbrodnie trwa"

– Kryminałów jest zatrzęsienie, więc nic dziwnego, że autorzy próbują się z tej masy wyróżnić i podejmują z czytelnikiem pewną grę. Bo on z jednej strony oczekuje od kryminału znanej, ustalonej konwencji: zaczyna się od tego, że jest trup, potem ktoś się tym trupem interesuje i próbuje dojść, skąd ten trup się wziął, na końcu zaś poznajemy rozwiązanie zagadki. Ale jednocześnie w tych ramach czytelnik chce mieć coś nowego – mówi Zygmunt Miłoszewski. Rozmawiamy z nim tuż po premierze jego najnowszej książki "Gniew" – ostatniej z serii o superprokuratorze Teodorze Szackim.

Moja ostatnia randka z prokuratorem Szackim trwała nieprzerwanie do 4.20 rano – bardzo dziękuję. I rozumiem już, czemu zatytułowałeś tę książkę „Gniew”...

– Starałem się, żeby tytuł był adekwatny.

Ja czuję, że będzie to właśnie reakcja fanów Szackiego. Co to za zakończenie jest?!

– Zakończenie jak zakończenie. Tak zwane otwarte. Historia literatury zna takie przypadki. Nie zdradzając, co jest w tej książce, ale skoro czytałaś, to wiesz, że niezależnie od zakończenia, niezależnie od ostatniej strony, po tym, co się wydarzyło w tej powieści, nie ma mowy, żeby pojawiła się jakakolwiek inna powieść z prokuratorem Szackim.

Czyli tak jak zapowiadałeś: trylogia i na tym koniec?

– Tak. I w ogóle nie rozumiem, czemu to budzi tyle emocji.

Bo stworzyłeś dobrą postać. Czytelnicy się przywiązali.

– Ale to miejcie trochę zaufania, że jak udało mi się z jednym, to może uda się też z kolejnymi? Czy pisarz ma jakoś przypisaną odgórnie jedną określoną postać? Że jak raz trafił w bohatera, to już koniec? Potem może się tylko przebranżowić i produkować meble artystyczne?

Miejmy nadzieję, że nie przerzucisz się na meble. Ale, o ile wiem, wątków prokuratorskich nie porzuciłeś całkowicie – jesteś współautorem scenariusza serialu o prokuratorze, choć nie Szackim.

– Serial jest przede wszystkim autorstwa mojego brata Wojtka. Zaczęliśmy pracować nad tym scenariuszem wspólnie, początkowo nawet miało być o Szackim, ale potem uznaliśmy, że to, co powstało, różni się na tyle od mojej postaci, że nazwaliśmy go inaczej. Serial wszedł już w fazę realizacji, właśnie ruszają zdjęcia. W roli prokuratora Procha wystąpi Jacek Koman, co mnie bardzo cieszy, bo uwielbiam tego aktora, a brat donosi z planu, że jest mistrzowski w tej roli. Jego partnera policjanta gra z kolei Wojciech Zieliński; podobno jest chemia!

Czemu ty tych prokuratorów tak lubisz? W książkach pojawiają się takie określenia jak szeryf, superbohater – tak widzisz tę rolę? Prokurator lepszy niż policjant?

– Prokurator może chodzić w garniturze, a policjant musi w skórzanej kurtce trzy czwarte. Nienawidzę skórzanych kurtek.

Skąd ten wątek elegancji? Sam reprezentujesz raczej elegancję sportową – interesujesz się jakoś bliżej modą męską? Czytasz porady dla szarmantów?

– Nie, ja jestem taki dość wymięty – dziękuję za tę sportowa elegancję – i właściwie nie znam się na tym wcale. Jestem z tego rodzaju mężczyzn, którzy wchodzą do sklepu kupić buty, bo poprzednie już całkowicie schodzili, i płaczą, gdy okazuje się, że w sklepie nie ma już takiego samego modelu albo przynajmniej podobnego do tego, który mieli.

Ale Szacki jest taki przekonujący, gdy sarka na krój poszetki czy dobiera garnitur...

– Tutaj akurat pomogła mi żona. Przeczytała i zapytała: „A to ty nie wiesz, jak nazywa się taka chusteczka wystająca z kieszeni marynarki?” A skąd mam wiedzieć? Chusteczka to chusteczka. Dopiero żona mi uświadomiła, że to właśnie poszetka, że to bardzo ważny element męskiego ubioru, bo w takim bardzo formalnym stroju to jedyna rzecz, która pozwala zaznaczyć swoją osobowość czy styl. Więc to nie jest tak, że się znam, ale tak jest z wieloma rzeczami, o których piszę – nie interesuję się nimi, ale staram się je poznać jak najlepiej, kiedy o nich piszę. Jest takie powiedzenie, że należy pisać o tym, co się wie, natomiast kiedyś jeden amerykański autor mi powiedział, że trzeba pisać nie o tym, co się wie, tylko o tym, czego się dowie. Trzeba po prostu dużo pracować, by poznać jak najlepiej rzeczywistość, o której się pisze. I to potem procentuje. Nigdy nie pracowałem w prokuraturze, nigdy nie miałem do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, ale rozmawiałem dziś rano z prokuratorem, który mówił, że udało mi się oddać specyficzny sposób myślenia prokuratora. W ogóle jestem pupilkiem prokuratury, bo jako jedyny przedstawiam ich w korzystnym świetle.

Wracając zaś do kwestii odzieżowej pedanterii Szackiego – u niego strój pełni bardzo określoną funkcję. On się wpisuje w konwencję opowieści o superbohaterze, a superbohater musi mieć kostium. Nie ma superbohatera bez kostiumu: peleryny, rajstopek, maski. Szacki ma zaś swój garnitur. Zawsze zapięty pod szyję, górny guzik marynarki zapięty, mankiety wystające ile trzeba. Bo to jest jego forma: nie jest jakimś urzędasem po prawie, tylko przedstawicielem sprawiedliwości Rzeczpospolitej.

Konwencja superbohaterska to jedno, ale Szacki wpisuje się też w inny trend we współczesnym kryminale, czyli poszukiwanie innego bohatera niż prywatny detektyw, policjant czy adwokat. Mamy więc patologów, profilerów, koronerów i prokuratora. To jest wyraz znużenia twórców gatunku?

– Kryminałów jest zatrzęsienie, więc nic dziwnego, że autorzy próbują się z tej masy wyróżnić i podejmują z czytelnikiem pewną grę. Bo on z jednej strony oczekuje od kryminału znanej, ustalonej konwencji: zaczyna się od tego, że jest trup, potem ktoś się tym trupem interesuje i próbuje dojść, skąd ten trup się wziął, na końcu zaś poznajemy rozwiązanie zagadki. Ale jednocześnie w tych ramach czytelnik chce mieć coś nowego: jakąś nieoczywistą fabułę, tło społeczne, opis profesji, o których nie miał pojęcia, zaskakującego bohatera. I my się staramy sprostać tym oczekiwaniom: utrzymać formę, ale włożyć do niej wystarczająco dużo nowych elementów, żeby czytelnik nie wywracał oczami, że to już wszystko było.

Nie wiem, czy nie jest to jednak nieco ślepa uliczka. Popatrz, ilu się namnożyło „dziwnych” detektywów – a to z zespołem Aspergera albo nerwicą natręctw czy jakimś innym odstępstwem od normy. Nie za dużo tych udziwnień?

– Tak, to są zdecydowanie dowody na degenerację gatunku. Ściganie się na najdziwaczniejszych śledczych, najokrutniejsze zbrodnie, najstraszniejszych morderców doprowadziło do tego, że ja już tego nie mogę czytać, bo to się dla mnie ociera o pornografię. Sięganie po coraz bardziej szokujące tematy spowodowało, że teraz dzieci są gwałcone w co drugiej książce, bo wiadomo, pedofilia, trauma z przeszłości – to się poniesie. Ale zjawisko eskaluje – już nie wystarczy sam gwałt, trzeba gwałcić przez pięć lat, najlepiej w specjalnym ośrodku, wybudowanym tylko po to, by gwałcić dzieci, bo trwa taki niejawny wyścig, żeby przebić poprzedników. To jest jeden z powodów, dla których się z tego gatunku wycofuję.

Katarzyna Nowakowska

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor