18 maja 2018

Udostępnij znajomym:

Świat podzielił się na trzy grupy: mających głęboko w nosie ślub brytyjskiego księcia, zainteresowanych tym wydarzeniem i oszalałych na tym punkcie. Do niedawna należałem do tej pierwszej, ale pod wpływem wielu, bardzo... bardzo wielu informacji na ten temat pojawiających się w mediach, chcąc nie chcąc, musiałem się nieco sprawą zainteresować. Wiem już nawet kim jest książę Filip i jak wygląda, choć mało kto go widuje.

Samo zainteresowanie sprawą to za mało, by otrzymać zaproszenie na imprezę, ale nie tracę nadziei. Na wszelki wypadek wyprasowałem krawat i sznurówki. Ślub ma być kameralny, bo zorganizowany dla zaledwie 600 osób mogących podziwiać wszystko wewnątrz budynku i prawie trzech tysięcy zgromadzonych na zewnątrz, uczestniczących w ceremonii prawdopodobnie dzięki łączom światłowodowym i wielkim ekranom. Szczegółów nie znam.

Z drugiej strony podziwianie książęcego ślubu w telewizorze we własnym domu wydaje się lepszą alternatywą od wystawania godzinami na trawie i wlepiania wzroku w telebim. Nie muszę się elegancko przebierać i żadnego kapelusza wkładać. Zwłaszcza, że ze względu na różnicę czasu obowiązywał będzie u nas strój nocny (nie mylić z wieczorowym). Nawet będzie można ziewnąć bez wzbudzania czyjejś krytyki.

Żartowałem! Nie mam zamiaru zarywać nocy z tego powodu, choć zaskoczyła mnie liczba osób mających takie plany. Chodzi oczywiście o USA, gdzie przecież niechęć do monarchii brytyjskiej powinna być głęboka, ustępująca jedynie niechęci do piłki nożnej. Jednak kolejne sondaże przeprowadzane przez różne media wskazują, że co któraś tam osoba traktuje przygody odległej monarchii bardzo poważnie i na żywo zamierza się planowanemu spektaklowi przyglądać.

Oczywiście możemy domyślać się przebiegu imprezy. Będzie dostojnie, kolorowo i według scenariusza. On, czyli książę Harry, będzie występował w mundurze lub czymś go przypominającym. Ona, czyli Meghan Markle, prawdopodobnie będzie miała na sobie białą suknię uszytą z kilkuset metrów kwadratowych falbanek. Pewnie będą jakieŚ ozdoby diamentowe i ubrana w hałaśliwe kolory królowa. Podczas ślubu starszego wnuka miała na sobie jaskrawożółte odzienie i kapelusz podobnego koloru. W tym roku stawiam na zielony.

Pewnie w ciągu kilku dni podróbki ubiorów prezentowanych podczas ślubu będzie miał w swojej kolekcji co drugi dom mody, do tego za pół ceny. Tak przynajmniej było ostatnio.

Co jeszcze możemy przewidzieć? To, że przez kolejnych 48 godzin powtórki z tego wydarzenia pojawiać się będą w każdym programie, łącznie ze sportowym ESPN.

To wielkie zauroczenie świata brytyjską monarchią jest nieco dziwne, skoro nawet sami mieszkańcy wysp zastanawiają się nad jej dalszym utrzymywaniem. Jednak to tradycja, więc niewiele w tym temacie robią i cieszą się wyjątkowością swego kraju. Łożą też pieniądze na jej utrzymanie i zgadzają się na dziwne, bardzo nawet dziwne zachowania i zwyczaje.

Zafascynowani tematem o tym wiedzą, ale pozostałych poinformuję, iż książę Karol ma na przykład trzech osobistych kamerdynerów. Każdy odpowiedzialny jest za co innego, jeden z nich jeszcze do niedawna wyciskał z tubki pastę do zębów bezpośrednio na książęcą szczoteczkę. By się Karol nie zmęczył i nie zabrudził.

Osoby przygotowujące posiłki w Pałacu Buckingham oprócz gotowania potraw muszą wcześniej zmierzyć wszystkie ich składniki. Chodzi o to, by na przykład różnej wielkości ziemniaki nie psuły kompozycji na talerzu. Obrazą monarchii byłaby nierówno pokrojona marchewka.

Jeśli ktoś się zastanawia, czy królowa brytyjska faktycznie spożywa pospolite ziemniaki i zwykłą marchewkę, to śpieszę poinformować, że tak. Mało tego, posiłki są tam zaskakująco proste, choć nie można ich nazwać ubogimi. Na śniadanie, na przykład, pojawia się miska mleka ze zwykłymi płatkami i odrobiną pokrojonych owoców. Wielu potraw im jeść nie wolno, zwłaszcza tych, w których zamachowcy w dawnych wiekach umieszczali trucizny. Biedny książę nie wie, jak smakują krewetki lub ostrygi, bo to potrawa wysokiego ryzyka.

Ubrania rodziny królewskiej mogą być tylko prane ręcznie i suszone na wietrze. Co jest dziwne, bo przecież oficjalnie wiadomo, iż zdecydowana większość królewskich ciuchów wkładana jest tylko raz. Poza młodzieżą, czyli wnukami królowej, którzy wkładają co chcą, tyle razy, ile mają na to ochotę.

Kanapka imperium brytyjskiego, czyli popularny sandwich, to po prostu dwie kromki pieczywa z jakimś wkładem. Jednak te królewskie wyglądają inaczej. Muszą mieć mocno zaokrąglone rogi. Właściwie są prawie okrągłe. Dokładnie nie wiadomo o co chodzi, ale legenda mówi, iż księciu Albertowi te nieprzycinane w kółko przypominały kształtem trumny.

Królowa jest właścicielką wszystkich delfinów i wielorybów zamieszkujących w odległości do 3 mil od wybrzeża, a także wszystkich łabędzi. Jako jedyna osoba w kraju może też zjeść łabędzia, choć taki przypadek nie jest znany i trzyma się ona raczej zup mlecznych.

Choć rodzina królewska biedna nie jest, to od czasu upaństwowienia wielu posiadanych przez nią dóbr oszczędności poważnie stopniały. To nic, za wszystko płacą podatnicy.

Z drugiej strony królowa od 40 lat ceruje te same rękawiczki i nie wyrzuca opakowań i wstążeczek z prezentów, starając się je wykorzystać. Podobno jest oszczędna i nawet chodzi wieczorem po pałacu, gasząc światła w pustych pokojach. Ponieważ ma ich 250 do dyspozycji, to zajmuje jej to chwilę. Cała rodzina stara się nie wyróżniać i żyć normalnie - latać klasą ekonomiczną i kupować na przecenach, itd.

Sam już nie wiem, do której z wymienionych na początku grup należę. Wciąż nie mam w planach zarywania nocy. Chociaż...

Miłego weekendu

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor