„A czasem pamięć prowadzi do opowiadania, które utrwali ją na wieczność. Po to właśnie są opowiadania. Opowiadania są po to, by łączyć przeszłość z przyszłością. Opowiadania są dla tych późnych godzin wieczornych, kiedy nie możesz sobie przypomnieć, jak przedostałeś się stamtąd, gdzie byłeś, tu, gdzie jesteś. Opowiadania są dla wieczności, kiedy pamięć się zetrze, kiedy do pamiętania nie będzie już nic prócz samego opowiadania”. (To, co nieśli)
Wybór opowiadań Tima O’Briena z tomu „To, co nieśli” stanowi unikalny obraz przeżyć człowieka wplątanego w historię. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo każdy z nas jest w jakiś sposób częścią pewnych wydarzeń, czy tego chcemy, czy nie. Historia przecież toczy się dwutorowo: jednostkowo i zbiorowo. Niestety te dwa tory czasem się przecinają i wtedy stajemy się uczestnikami zdarzeń świata tego.
Co stanowi o niezwykłości opowiadań O’Briena, to dwuznaczność, czy raczej niedookreśloność, swoista nieostrość w opisywaniu świata wojny, tylko pozornie naznaczonego dychotomicznie w jednoznacznym podziale na to, co dobro i to, co złe. Tim O’Brien stworzył opowieść na pograniczu pamiętnika, eseju, traktatu moralnego, reportażu i przypowieści o absurdzie wojny. Opowiadania ze zbioru „To, co nieśli” opisują świat względnych ocen i wartości, które można negować, negocjować i dyskutować. Nic nie jest jednoznaczne. Jakby tego było mało, autor nie kryje się ze swoimi opiniami i sądami. Stanowią one istotną warstwę interpretacyjną i co ciekawe; nie są w żaden sposób nacechowane dydaktycznie, nie pouczają.
Mamy wyraźne podstawy, by sądzić, że narrator i autor to postaci tożsame, oczywiście w ramach, jakie narzuca nam tekst literacki. Można w tekście wielu opowiadań znaleźć fragmenty pierwszoosobowej narracji wskazującej na taką właśnie sytuację. Mamy zatem opowiadania napisane z punktu widzenia świadka/uczestnika, ale nawet takie spojrzenie nie daje żadnej pewności, co do jednoznaczności wydarzeń:
„Poprzez opowiadanie uprzedmiotawia się własne doświadczenie. Oddziela się je od siebie. Czasem uda się uchwycić kilka prawd. Inne się zmyśla. Czasami zaczyna się od zajścia, które faktycznie miało miejsce, jak ta noc w polu gówna, a potem rozwija fabułę, wymyślając zdarzenia w rzeczywistości nieistniejące, ale mino wszystko pomocne, żeby coś wyklarować, doprecyzować”. (s. 172)
Czy to fragment z teoretyczno-literackiego artykułu o typach narracji i narratora? Takie można mieć wrażenie, czytając opowiadania O’Briena, który wielokrotnie w różnych konfiguracjach zastanawia się nad metodą pisarskiej aktywności, bo:
„Wojna jest piekłem, ale to nawet nie półprawdy, bo wojna to także zagadka, groza, przygoda, odwaga, odkrycia, świętość, współczucie, rozpacz, tęsknota i miłość. Wojna jest paskudna – i wojna jest fajna. Wojna rozbudza i wojna to nuda. Wojna robi z człowieka mężczyznę, wojna robi z człowieka trupa. […] Uogólniać o wojnie to jak uogólniać o pokoju. Niemal nic nie jest prawdą. Być może fundamentalnie wojna to tylko inna nazwa śmierci, ale każdy żołnierz powie wam, jeśli będzie mówił prawdę, że bliskość śmierci pociąga za sobą symetryczną bliskość życia. Po potyczce zawsze nadchodzi bezmierna przyjemność z bycia żywym”. (s, 90/91)
Proza Tima O’Briena znacznie wykracza poza utarte normy literatury wojennej między innymi też dlatego, iż poza eseistycznym czy reportażowym stylem, jest w wielu fragmentach niezwykle intymna, nadzwyczaj osobista, bardzo prywatna, co pokazuje niebywałą wrażliwość autora/narratora. Tę delikatność potęguje, zupełnie paradoksalnie, okrucieństwo zabijania w absurdzie wojny, szczególnie tak poronionej, jak wojna w Wietnamie.
W opowiadaniu „Zasadzka” dramaturgia zdarzeń budowana jest wokół pytania, jakie Timowi zadaje jego dziewięcioletnia córka, pytając wprost, czy kiedykolwiek kogoś zabił:
„- Wciąż piszesz te opowiadania o wojnie, więc pewnie kogoś zabiłeś – powiedziała. Był to trudny moment, ale zrobiłem to, co wydawało mi się słuszne, czyli powiedziałem: Oczywiście, że nie, po czym wziąłem Katheleen na kolana i przytulałem przez parę chwil. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie o to zapyta”. (s. 145)
Dlaczego? Żeby móc powiedzieć prawdę, że oczywiście robił to, co jest istotą wojny. Trauma zabijania wraca w wielu opowiadaniach i to często w zaskakujący sposób, jak choćby w scenie przybijania piątki z trupem starca spalonego napalmem. Pytanie córki otwiera jedną z najbardziej osobistych historii, która skupia uwagę na obezwładniającej przypadkowości zabijania, które zostawia niezmywalny ślad w pamięci. Tim rzuca granatem w młodego chłopaka, który nagle wyłania się z mgły. To scena zarysowana nieomalże poetycko, niezwykle zmysłowo z widocznymi elementami naturalistycznymi w metodycznym opisie wyglądu trupa, z obsesyjnymi powtórzeniami uszkodzeń czaszki i oczu:
„Leżał pośrodku ścieki, z prawą nogą podgięta pod ciało, jedno oko miał zamknięte, po drugim została dziura w kształcie gwiazdy”. (s.147)
Autor prowadzi nas przez całą historię życia tego młodego człowieka. Poznajemy jego dom rodzinny, intelektualne upodobania i uzdolnienia. Wiemy, że był nadzwyczajnie utalentowany matematycznie i nie miał najmniejszej ochoty brać udziału w tej wojnie. Nie wiemy, czy cała ta biografia nie jest jedynie literacką kreacją, bo jakimże cudem, kiedy i jak, Tim O’Brien mógł dokonać rozpoznania jego życiorysu? Jest to zupełnie nieprawdopodobne, ale jak czytamy w cytowanym już fragmencie innego opowiadania:
„Poprzez opowiadanie uprzedmiotawia się własne doświadczenie. Oddziela się je od siebie. Czasem uda się uchwycić kilka prawd. Inne się zmyśla. Czasami zaczyna się od zajścia, które faktycznie miało miejsce, jak ta noc w polu gówna, a potem rozwija fabułę, wymyślając zdarzenia w rzeczywistości nieistniejące, ale mino wszystko pomocne, żeby coś wyklarować, doprecyzować”.
Z całą pewnością natomiast możemy przyjąć, że to wyznanie ma wszelkie cechy prawdziwości:
„Nie czułem nienawiści do tego młodego mężczyzny, nie widziałem w nim wroga; nie rozważałem kwestii moralności, polityki ani żołnierskiego obowiązku. Przykucnięty, z przygiętą głową, usiłowałem przełknąć to, co tam podnosiło mi się z żołądka – smakowało jak lemoniada, jakoś tak owocowo i kwaśno. Byłem przerażony. Nie myślałem o zabijaniu. Granat miał tego człowieka zabrać – jakby po prostu wyparował…”. (s. 146)
Opowiadania z tomu „To, co nieśli” zbudowane są wokół powracających motywów, zdarzeń i ludzi. Zapętlają się wzajemnie tworząc spójną całość zbudowaną z pozornie oddzielnych historii, które dialogizując ze sobą, tworzą unikalną sytuację w uzupełnianiu, a raczej dopełnianiu znaczeń.
W tekście „Słuszna formuła” czytamy:
„Chcę, żebyście poczuli to, co ja czułem. Chcę, żebyście wiedzieli, czemu prawda opowieści jest czasem prawdziwsza niż prawda zdarzeń. A oto prawda zdarzeń: byłem kiedyś żołnierzem. Było wiele trupów, prawdziwe trupy z prawdziwymi twarzami, ale wtedy byłem młody i bałem się patrzeć […] A oto prawda opowieści: był szczupłym, martwym, niemal lalusiowatym młodym mężczyzną […] żuchwę miał w gardle. Jedno oko było zamknięte, po drugim została dziura w kształcie gwiazdy. To ja go zabiłem”. (s. 193/194)
Opowiadanie kończy się, jak wszystko w tym tomie, niejednoznacznie, pozostawiając otwarte okna, wychodzące na świat interpretacji:
„ - Tato, powiedz prawdę – może zapytać Kathleen. - Zabiłeś kiedyś kogoś?
A ja mogę odpowiedzieć szczerze;
- Oczywiście, że nie.
Mogę też odpowiedzieć szczerze:
- Tak”. (s. 194)
To, co nieśli, Tim O’Brien, seria: Opowiadania amerykańskie, przekład Tomasz S. Gałązka, wyd. czarne, 2025, s. 260.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com