----- Reklama -----

LECH WALESA

09 lipca 2025

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

„Amerigo, pisząc w pierwszej osobie, przywołuje czytelnika tak blisko skraju przepaści, jak to tylko możliwe: na swoją ulicę, do swojego domu, do swoich myśli. Jest tylko dzieckiem, które powinno cieszyć się dzieciństwem i dorastać bez trosk i zmartwień. Tymczasem, jego ulubioną grą jest liczenie butów na nogach przechodniów i przyznawanie punktacji za stare, zniszczone i nowe. A gdy uzbiera już odpowiednią ilość punktów, to wtedy na pewno zdarzy się coś pięknego”. (za: Olitoria)

I czy coś pięknego się dzieje? I tak i nie. Tu zresztą leży cały koncept tej, skądinąd łzawej, opowieści. Łzawej dlatego, że historie, których bohaterami są dzieci, do tego biedne i niekoniecznie z kochających rodzin, albo kochających inaczej – zawsze budzą litość i współczucie, co jest obrzydliwe, ale tak to jest z litością. Piękne przeplata się tu z niepięknym i dzięki temu nie popadamy w landrynę, ale nie do końca.

Historia opowiedziana w książce Violi Ardone, włoskiej pisarki, jest nadzwyczaj prosta i skupia się wokół historycznie zaistniałego faktu w dziejach powojennych Włoch, gdy z biednego południa kraju wysyłano dzieci na wakacje do bogatej północy. Po co? Głównie po to, by mogły się najeść, a nawet dostać nowe palto i buty:

„Obserwuję buty przechodniów. Cały but: punkt zdobyty; dziurawy but: punkt odjęty. Brak butów: zero punktów. Nowe buty: gwiazdka i bonus. Nigdy nie miałem własnych butów, zawsze noszę cudze i zawsze mnie uwierają". Buty zresztą mają w tekście istotne znaczenie i motyw ten przewija się tam nieustannie.

O co chodzi?

„Jesień 1946. Siedmioletni Amerigo Speranza wraz z matką wałęsa się po zniszczonym wojną Neapolu. Na mieście mówi się, że wszystkie dzieci pojadą specjalnym pociągiem do środkowych i północnych Włoch, do rodzin, które się nimi zaopiekują.

I rzeczywiście – Amerigo stanie się jednym z siedemdziesięciu tysięcy małych uchodźców, których w latach 1945–1952 uratowano przed głodem i chorobami drążącymi południe kraju. Gdy przybywa do Bolonii, odkrywa zupełnie inny świat, a rodzina, która przyjmuje go pod opiekę, szybko zaskarbia sobie jego przychylność. Niespodziewanie przychodzi jednak czas, by powrócić do domu, do dawnego życia. Skrzypce, na których Amerigo uczył się grać w Bolonii, lądują pod łóżkiem, a chłopiec codziennie spogląda na peron, marząc o powrocie do ukochanej opiekunki Derny.

Lato 1994. Dorosły Amerigo, uznany skrzypek, raz jeszcze przybywa do Neapolu, by pochować matkę. Wraz z nim po mieście kroczą duchy przeszłości. Mężczyzna niechętnie decyduje się na podróż w głąb własnego dzieciństwa i spotkanie z dawnymi znajomymi. Niektóre z nich okazują się szczególnie bolesne”. (z recenzji wydawnictwa)

Powieść toczy się niezwykle płynnie – od dzieciństwa po dorosłość Amerigo Speranzy, postaci nadzwyczaj utalentowanej, ale talent do matematyki czy do muzyki to rzecz drugorzędna w rodzinie, która nie ma pieniędzy na zupełnie podstawowe rzeczy, takie jak jedzenie czy ubranie. Rodzina Amerigo to w istocie matka, raczej słabo wykształcona, jeśli w ogóle, bo przecież nie umie czytać ani pisać. O ojcu wiadomo tyle, że wyjechał do Ameryki, ale możemy podejrzewać zupełnie inną historię, która pojawia się przy końcu powieści i jest związana z postacią Zakutego, którego nazwisko brzmi zadziwiająco podobnie do nazwiska dzieciaka: Luigi Amerio.

Mały Amerigo zostaje wysłany na północ i znajduje tam fantastyczne środowisko ludzi oddanych ideologii komunizmu, która przekłada się na bezinteresowną pomoc dla niego. Dostaje tam nie tylko ubranie, jedzenie i buty, ale mnóstwo uczucia i nowe skrzypce, gdyż zbiegiem rożnych zawirowań jest w stanie rozwijać swój rzadki talent muzyczny. Dostaje tam też swoje pierwsze, małe skrzypce, które stają się głównym powodem do udramatyzowanie całej historii i to w istocie dzięki nim, porzuca matkę i wraca do ludzi, którzy go zaadoptowali. Dramatycznych zwrotów akcji jest zresztą w tej powieści więcej.

Opowieść toczy się wielowątkowo i nie dotyczy jednie Amerigo, ale też paru jego bliskich przyjaciół. Wszystko to są historie dzieci południa, które doświadczyły traumatyzującej biedy i dla których doświadczanie wakacyjnego pobytu na północy, zmieniło bieg ich życia w sposób często niezwykły. Amerigo miał pracować u szewca, ale został znakomitym skrzypkiem, jego najlepszy przyjaciel prawnikiem.

/...tytuł polskiego przekładu „Czekam, aż stanie się coś pięknego”, nawiązuje do dziecięcej zabawy-gry polegającej na zbieraniu punktów za buty, którą wymyślił i bawił się mały Amerigo. Gra działa, jak loteria i chłopiec pokłada w niej nadzieję na odmianę losu i lepsze życie, które tymczasem wiedzie w dzielnicy nędzy w zniszczonym wojną Neapolu. Zabawa w zbieranie punktów za buty to dziecięcy sposób na odpędzenie lęku podłożem, którego jest straszna bieda i dokuczający głód.

Powieść podzielona jest na dwie przestrzenie czasowe, pierwsza opowiada o dzieciństwie małego Amerigo, druga dotyczy już dorosłego mężczyzny, który wraca do Neapolu, konfrontuje i rozlicza się ze swoją przeszłością.

W każdej części wątki z butami mają istotne znaczenie. Mały Amarigo nosi buty używane, za małe i raniące stopy, ale minęło wiele lat i 50-cio letni skrzypek Vittai nosi eleganckie pantofle dopasowane do stopy. Buty w książce to symbole dostatku i dobrobytu. Butami posługuje się Ardone, kiedy opisuje ciężką rzeczywistości zniszczonego wojną Neapolu. Mały Amerigo patrzy na buty mieszkańców, kiedy idzie z mamą ulicą Rettifilo i w zakładzie szewskim, gdzie terminuje, wszystkie buty są stare, zniszczone, dziurawe, podzelowane.

„Od kiedy siedzę w pracowni szewskiej, codziennie oglądam buty mieszkańców mojego miasta. Zdarte czubki, połamane obcasy, urwane sznurówki, buty odkształcone od stóp, które je nosiły. Co para butów- to inna biedaczyna, co dziura- to potknięcie, co rozdarcie- to upadek. To już nie zabawa/. (s.185) (za: Bożena Baran)

Gorzko słodka opowieść i nieprzewidywalności życiowych sytuacji i o konsekwencji decyzji, których rezultaty są poza zasięgiem wyobraźni. Nie możemy zapominać, że Amerigo porzuca swą mamę Antoniettę, bo ta oddała jego skrzypce w zastaw. On sam, dzięki niezwykłemu sprytowi i inteligencji, ucieka z Neapolu, by powrócić do domu Derny, komunistycznej aktywistki i domu Alcide, który zrobił mu owe skrzypce. Ta jedna decyzja kompletnie zmienia jego życie.

Jednocześnie owa zadra porzucenia Antonietty jest nie do przepracowania i naznacza go na zawsze piętnem przytłaczającego smutku. A wszystko zaczyna się w roku 1946...

Czekam, aż stanie się coś pięknego, Viola Ardone, wyd. Sonia Draga, 2020, s. 276.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

OBAMACARE - MEDICARE 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor