23 listopada 2016

Udostępnij znajomym:

Umysł jest swoim własnym panem i sam potrafi
niebem uczynić piekło i piekłem niebo.
(John Milton, Raj utracony)

Bezludna wyspa jest dla rozbitka jednocześnie wybawieniem i przekleństwem. Wyspa ratuje mu życie, ale bycie na tej wyspie skazuje go często na szaleństwo i unicestwienie. Cud ocalenie rozpływa się w przekleństwo istnienia. Dlaczego? Być może dlatego, że wbrew tezie Sartre’a piekło jest bardziej w nas, niż poza nami. Żeby tego doświadczyć, potrzebujemy jak powietrza drugiego. To właśnie obecność tego drugiego, tego innego ode mnie, pozwala Lucyferowi wkroczyć w tę relację i ją zapośredniczyć:

”Inny jest ograniczeniem mojej wolności, ponieważ sam jest wolny. W momencie zderzenia dwóch podmiotowych wolności albo trzeba zabić, albo dokonać samoograniczenia. Zabicie Innego, który stoi na mojej drodze, jest nieskuteczne, ponieważ zawsze pojawi się następny inny. I jego też trzeba będzie zabić. Jak widać, droga ta wiedzie donikąd, gdyż po pierwsze nie widać mety, a po drugie nasz projekt egzystencjalny ograniczyłby się do permanentnego zabijania. I choć to wiemy, historia uczy, że pokusa jest zbyt silna, by logicznie działać i myśleć”. (z: J. Stasica, Zadżumiona rzeczywistość)

Jak pisałem poprzednio, zarówno William Golding we „Władcy much” jak i Laura Restrepo w „Wyspie cierpienia” wciągają czytelnika w ten niesamowity proces rozdarcia między piekłem i niebem. Świat odseparowany, wyspa otoczona bezkresnym oceanem, stanowi rzeczywistość w zamknięciu, z której nie ma ucieczki. Robinson Crusoe i Piętaszek, kapitan Ramon Arnaud wraz żoną Alicją, Ralf z Prosiaczkiem muszą ulec regułom, które dyktuje wyspa. Nie ma nawet znaczenia, czy znaleźli się tam w efekcie jakiejś katastrofy i są ofiarami określonej sytuacji, czy też, jak w wypadku bohaterów „Wyspy cierpienia”, wybrali los wyspiarzy w akcie absolutnie wolnej i niczym nieprzymuszonej, własnej decyzji. Wyspa wymusza swe reguły życia bez względu na cokolwiek i kogokolwiek – musisz je przyjąć, co wcale nie znaczy, że dzięki temu przeżyjesz. Ocalenie (jeśli w ogóle zaistnieje) może być, ale wcale nie musi, dziełem totalnego przypadku, czymś swoiście absurdalnym.

Metafora wyspy jest niezwykle nośna i głęboko osadzona w literaturze dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Miała wiele realizacji utopijnych i dystopijnych:
„Krół Maciuś na bezludnej wyspie”, Janusz Korczak
„Jagódkowe oczy”, Fiodor Knorre
„Wyspa Robinsona”, Arkady Fiedler
"Tajemnicza wyspa”, Juliusz Verne
„Noc, morze i gwiazdy”, Heather Graham
„Koralowa wyspa”, R.M. Ballantyne
„Wyspa skarbów”, Robert Louis Stevenson
„Księga dżungli”, Rudyard Kipling
„Foe” J. M. Coetzee

Nas bardziej interesują autorzy „przeszukujący” dystopijną metaforę wyspy, czyli świata oddzielonego od reszty. Taka wersja pozwala się przyjrzeć człowiekowi w relacji do siebie i innych w warunkach izolacji. Jest coś niesamowitego i przyprawiającego o bojaźń i drżenie w podglądaniu „rozbitków” skazanych na rozpaczliwe trwanie w powolnym podaniu w szaleństwo.

„Nocami kobiety czuły się zagrożone, przybite lękiem i smutkiem. Pod zimnym światłem gwiazd rozmowy przeciągały się do świtu. Dzieci, struchlałe z przerażenia, trzymały się matek i zasypiały tylko na ich kolanach. A matki, pomimo wielkiego zmęczenia, nie mogły zasnąć. W ciemnościach wspomnienia odżywały z taką siła, że nagle przeszłość stawała się teraźniejszością i zmarli wracali, po kolei, aż zapełniali cały dom i żywi musieli kulić się po kątach, ustępując im miejsca”. (s.169/170)

Szaleństwu bycia wyspiarzem ulegają zresztą nie tylko ludzie:

„zwierzęta domowe, uwolnione z klatek i zagród, przechadzały się po wyspie, nieco otępiałe. Ponieważ człowiek przestał je karmić i chronić, potraciły pióra, wyleniały, zmarniały. Zapomniały o zachowaniu właściwym ich gatunkom, bo inaczej by nie przeżyły. Wyostrzyły łowieckie instynkty, psy i koguty polowały na kraby, które stanowiły ich nowe pożywienie. Kobiety umieszczały niemowlęta gdzieś wyżej, w obawie, by nie zostały pogryzione przez świnie. Zwierzęta zmieniły nawet swoje obyczaje reprodukcyjne i niektórzy twierdzili, że kury spółkowały z głuptakami. Zmieniły się żyjące istoty, ale zmieniło się też ich otoczenie”. (s.122)

Trzeba by powiedzieć raczej, że „zmieniły się żyjące istoty, BO zmieniło się też ich otocznie”. Instynkt samozachowawczy, siła życia i determinacja w jego zachowaniu, umiejętność przystosowania się do wszystkich i wszystkiego w warunkach skrajnych po to, by przeżyć – generują zachowania nie do zaakceptowania w warunkach względnej normalności. Pisze o tym Philip Zimbardo w swej książce „Efekt Lucyfera”, która będąc analizą słynnego doświadczenia stanfordzkiego, omawia takie kategorie człowieczeństwa jak: poczucie władzy, konformizm i posłuszeństwo w kontekście oddziaływaniami szerszego środowiska społecznego. Zimbardo opisuje fenomen człowieka odizolowanego i tym samym skazanego na odczłowieczenie. Jego koncept „postawy heroicznej” jest próbą budowania nadziei wobec zła, które jest w każdym „wyspiarzu”, zakładając, że każdy z nas, to samotna wyspa.

Philip Zimbardo przeprowadził eksperyment, który udowodnił - wprawdzie dobrze literacko reprezentowaną, ale naukowo niejasną - tezę, że piekło to nie tylko inni. Zimbardo dowiódł, że piekło to też my sami, bo szelmowski śmiech Lucyfera rozlega się zawsze tam, gdzie ludzie są skazani na życie w izolacji (fizycznej albo psychicznej). Żeby przetrwać i nie dać się unicestwić, uaktywniamy najbardziej pierwotne instynkty, które w warunkach względnie normalnej codzienności, trzymamy na smyczy kulturowych regulacji. Wystarczy jednakowoż, że znajdziemy się sam na sam z drugim na „bezludnej wyspie” grupowego (społecznego) przyzwolenia na to, co do tej pory uznawaliśmy za zakazane, by przyszło nam hulać, jakby piekła nie było. W takich sytuacjach prawie zawsze:

„Odczuwam lęk przed drugim, bo jest on dla mnie tym, kto ogranicza moją wolność. Jest zagrożeniem dla realizacji mojego projektu egzystencjalnego. Wkracza w horyzont mojego istnienia, jako obcy i absolutnie nieusuwalny. Świat postrzegany jako horyzont zdarzeń jest dla niego tym samym, czym jawi się mnie - zbiorem narzędzi, za pomocą których realizuje swój własny, całkowicie odmienny od mojego, projekt egzystencjalny. Nasze projekty zderzają się ze sobą, nachodzą na siebie, wchodzą w konflikt narażając na fiasko cel obu z nich. […] Lęk przed Drugim jest w istocie obawą przed zniweczeniem planów, marzeń, zamiarów, tęsknot i pragnień. Inny jest przeszkodą, staje na drodze i nie chce z niej ustąpić. [Trzeba go zatem upokorzyć, pomniejszyć, odczłowieczyć i w ostatecznie unicestwić]. Tak należy zatem rozumieć zdanie Sartre'a: "Piekło to Inni". (z: J. Stasica, Zadżumiona rzeczywistość).

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor