16 maja 2019

Udostępnij znajomym:

„GAFA nie jako niezręczność towarzyska, tylko kartel cyberkorpów: Google, Amazon, Facebook i Apple”

***

Za co kochamy korporacje? Bo wielkie są! Gombrowicz może przekręcać się w grobie na takie zabawy z kultowymi bon motami rodem z Ferdydurke, ale coś w tym jest. Jeśli cokolwiek jest większe niż norma, to popadamy w fascynację, a rozmiary GAFA wykraczają poza nasze wyobrażenia. Potęga czterech korporacji, które rządzą teraz światem, jest wstrząsająca i oszałamiająca. Pisze o tym Scott Galloway w kapitalnej książce „Wielka czwórka, FOUR. Ukryte DNA: Amazon, Apple, Facebook i Google”:

„…wzrost wartości gospodarczej wydaje się zaprzeczać prawom wielkich liczb i przyspieszenia. W ciągu ostatnich czterech lat (od 1 kwietnia 2013 do 1 kwietnia 2017) wartość wielkiej czwórki wzrosła o około 1.3 biliona (PKB Rosji) (s. 23,24).

Inne firmy z branży informatycznej, stare i nowe, mniejsze i większe, tracą znaczenie. Starzejące się olbrzymy, między innymi HP i IBM, właściwie nie zasługują na uwagę wielkiej czwórki. Tysiące początkujących przedsiębiorstw przelatują jak muchy, prawie niewarte tego, by sięgać po packę. Każda firma, która mogłaby tylko potencjalnie zaniepokoić wielką czwórkę, zostaje wchłonięta –za cenę, jakiej pomniejsze firmy nie są w stanie sobie nawet wyobrazić. (Facebook zapłacił prawie 20 miliardów dolarów za pięcioletnie, pięćdziesięcioosobowe przedsiębiorstwo WhatsApp oferujące bezpośrednie przesyłanie wiadomości). Ostatecznie wyłącznymi konkurentami czterech wielkich jeźdźców są wyłącznie… oni sami dla siebie nawzajem. […] W czwartym kwartale 2016 roku Apple odnotowało dochody netto dwukrotnie większe niż Amazon wygenerował łącznie od czasu założenia dwadzieścia trzy lata temu. Gotówka, jaką Apple ma w ręku, jest niewiele mniejsza od PKB (produkt krajowy brutto) całej Danii”.

To, że korporacje wielkie są, to fakt. Ciekawe jednak, dlaczego tak się stało? Co sprawiło, że są ponad wszelką miarę? Nie trzeba być wybitnym ekonomistą, socjologiem czy biznesmenem, żeby znać odpowiedź na to pytanie. Oczywiście to MY – konsumenci w cudowny sposób sprawiliśmy, że korporacje nas wchłonęły. Dlaczego zakrawa to na cud? Z jednego, bardzo prostego powodu - bez bicia, bez przymusu, bez jakichkolwiek nacisków, z własnej, nieprzymuszonej woli oddaliśmy się we władanie GAFY, tak jakby to miało mieć dla nas zbawienny wymiar. Jakbyśmy my mieli doświadczyć objawienia i samospełnienia. Jest w tym szaleństwie jakiś religijny aspekt. Scott Galloway pisze o tym tak:

„Logo Apple, zdobiące najbardziej pożądane laptopy i urządzenia przenośne, jest znanym na całym świecie symbolem zamożności, wykształcenia i zachodnich wartości. Istotą Apple (czyli „jabłka”) jest zaspokajanie dwóch instynktownych potrzeb: poczucia bliskości boga i bycia atrakcyjnym dla płci przeciwnej. Apple naśladuje religię, z jej własnym systemem przekonań, przedmiotami uwielbienia, wyznawcami kultu i figurą zbawiciela. Do zgromadzenia Apple należą najważniejsi ludzie świata: społeczna klasa innowatorów. Osiągając paradoksalny cel biznesu (tani w pozyskiwaniu produkt sprzedający się za bardzo wysoką cenę), Apple stało się najbardziej dochodowym przedsiębiorstwem w historii”.

Jak to się stało, że oddaliśmy czterem amerykańskim korporacjom tak potężną władzę? No właśnie – jak? Czy to był jakiś szczególnie drastyczny i bolesny proces, pełen okrucieństwa i przemocy? Czy GAFA wydzierała, w totalnej walce, a może nawet wojnie, swoją dominująca rolę na świecie? Czy byliśmy wsadzani do więzień i skazywani na katorgę czy też inne zesłania? Czy narzucono nam orwellowska kontrolę i cenzurę? Czy grożono nam karami i represjami za brak współpracy?

No cóż – trudno to przyznać, ale potęga GAFY zbudowana jest na bezbolesnym i w pełni akceptowanym przez nas uciekaniu od wolności. Oddajemy się bez problemu we władzę czterech jeźdźców apokalipsy i to na własne życzenie pozbawiamy się prywatności, popadamy w długi, oddajemy bezpłatnie cenne dla marketingu informacje o sobie i najbliższych, kupujemy bezmyślnie rzeczy kompletnie nam niepotrzebne, bo korporacyjny marketing zapewnia nas, że dzięki nim będziemy żyć długo, pięknie i szczęśliwie. Jest to oczywiście totalna manipulacja i orwellowska koncepcja zakłamania, które to metody kupujemy z uśmiechem na ustach i jesteśmy jeszcze do tego wszystkiego szalenie zadowoleni z faktu, że robi się z nas skończonych idiotów.

No cóż, no i co z tego? - można by zapytać. Otóż bardzo wiele. Horrendalne, przekraczające wszelkie normy bogactwo GAFA, pozornie tylko wyrzuca nas w XXII wiek generując niczym niehamowany i nieograniczony postęp i cywilizacyjny rozwój. W istocie cofa nas do modelu znanego z Wieków Średnich, których rzeczywistość można by zdefiniować w oparciu o model zamku i podzamcza. Niesłychane bogactwo zebrane (skumulowane) w rezydencji grupy uprzywilejowanej (króla, rycerzy, możnowładców) i ubóstwo tego, co wokół owej rezydencji się znalazło (pracujący dla zamku). Można sobie łatwo uświadomić ten koncept społecznego, uhierarchizowanego rozwarstwienia, oglądając kultowy film „Imię róży”, nakręcony według fenomenalnej powieści Umberto Eco, pod tym samym tytułem. Jak to się dzieje, że w XXI wieku bogactwo połowy świata trzymane jest w rękach niecałej setki hiper bogaczy, posiadaczy nie tylko zamków, ale statków kosmicznych, ludzi z planami podboju kosmosu? No i cóż, no i co z tego? Niby nic, ale …

„Wielka czwórka prowadzi Amerykę w kierunku domu dla 3 milionów lordów i 350 milionów sług’” - twierdzi Galloway i dodaje, że za sprawą internetowych molochów amerykański sen przestał działać. „Jeszcze nigdy w historii nie było łatwiej zostać miliarderem, ale też nigdy nie było trudniej zostać milionerem”. Ameryka przez półtora stulecia warunkowo godziła się z potęgą swoich korporacji. Wyborcy byli skłonni patrzeć przez palce na różne ich nieczyste zagrania, jeśli jednocześnie te firmy tworzyły miejsca pracy, umacniały klasę średnią i pozwalały tysiącom ludzi wyrwać się z biedy.

Symbolem tej filozofii była wypowiedź prezesa General Motors, który w 1953 został sekretarzem obrony w administracji Eisenhowera. Pytany w Senacie, czy nie tworzy to konfliktu interesów, odpowiedział, że to, co dobre dla GM, jest dobre dla Ameryki, i odwrotnie.

General Motors był wtedy największym pracodawcą w USA. Oferował uzwiązkowione i dobrze opłacane miejsca pracy, z licznymi dodatkami socjalnymi. Nie uchylał się przed podatkami, przeciwnie, firma wtedy z dumą podkreślała, że jest największym amerykańskim podatnikiem. W roku podatkowym 1955, jako pierwszy płatnik w dziejach amerykańskiego fiskusa, przekroczyła barierę miliarda dolarów podatku wpłaconego dla wspólnego dobra.

Ostatnią firmą działającą według tego modelu był Microsoft. Galloway pisze, że do roku 2000 firma ta wytworzyła około 10 tysięcy milionerów. Tworzyli oni niemalże odrębną podklasę społeczną, nazywaną w okolicach Seattle ‘milionerami z Microsoftu’. Kolejny technologiczny gigant z Seattle, czyli Amazon, nie tworzy milionerów. Jego szef Jeff Bezos jest najbogatszym człowiekiem świata. Ale jego podwładni to albo fatalnie opłacani i bezlitośnie wyzyskiwani magazynierzy, albo nieliczna grupa inżynierów pracujących w gruncie rzeczy nad wyeliminowaniem swoich własnych miejsc pracy.

Praca w General Motors za Eisenhowera czy w Microsofcie za Reagana była sposobem na życiową stabilizację, na spoglądanie z optymizmem w przyszłość. Praca w Amazonie - wprost przeciwnie.”

Kontynuacja za tydzień.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor