21 stycznia 2018

Udostępnij znajomym:

Dziś poważnie, ze smutkiem nawet. Trzeba bowiem zachować spokój i powstrzymać łzy myśląc o pierwszej załogowej wyprawie na Marsa. Już przegraliśmy ten wyścig. Nie Amerykanie, Chińczycy, Australijczycy, Polacy, itd. Ludzie przegrali. Ludzkość. Wygrały maszyny...

Według wielu znawców to nie Neil Armstrong na Księżycu dokonał pierwszego małego kroku ludzkości w podboju kosmosu, ale Rosjanie swoim maleńkim Sputnikiem wystrzelonym ponad 60 lat temu, który jako pierwszy wysyłał w przestrzeń krótkie pik, pik, pik, pik..... Oczywiście nie można porównywać człowieka do niezbyt skomplikowanego urządzenia, więc w pamięci bardziej zapadły nam załogowe loty na naszego naturalnego satelitę, ale przecież musimy przyznać, że nikt nie skakałby po Księżycu, gdyby wcześniej nie pojawiły się nad Ziemią różne urządzenia, często niosące na pokładzie jakieś nieszczęsne zwierzę. Wbrew pozorom jeszcze nie odbiegłem od tematu, bo chodzi o te maszyny i ludzi.

Jeśli człowiek stworzy coś, co jako pierwsze zanurzy się na rekordową głębokość, zapadnie pod ziemię na tysiąc kilometrów lub wystrzeli poza granice naszej galaktyki, to powiemy że człowiek dokonał podboju, czy może to coś? No właśnie.

Z Marsem jest podobnie. O ile trudno było pokonać odległość niecałych 400 tysięcy kilometrów dzielących nas od Księżyca, to dostanie się na Czerwoną Planetę odległą o miliony kilometrów wymagać będzie znacznie większego wysiłku. W momencie największego zbliżenia, gdy Mars jest najbliżej Słońca a Ziemia od niego najdalej, do pokonania jest 55 milionów kilometrów. To się jednak zdarza rzadko, co 50 tysięcy lat. Średnia odległość to ok. 200-250 milionów kilometrów i na taką powinniśmy się przygotować. A jak się naukowcy pomylą i wyślą ludzi za wcześnie lub zbyt późno, to do przebycia będzie ponad 400 milionów kilometrów. Niech się lepiej nie mylą. Ostatnio coś źle obliczyli i stracili super tajnego, nowoczesnego, ultra kosztownego satelitę. Jakieś równanie złe, czy przecinek...

Już wylądowały tam różne sondy i pełzające łaziki na gąsienicach. Ale człowiek jeszcze nie ruszył ich śladem. Może się zdarzyć, że długo nie ruszy. Kilka dni temu wpadł mi w oko artykuł dotyczący zaawansowania prac nad eksploracją Marsa i jego okolicy. Nie zdawałem sobie sprawy, podejrzewam że nie tylko ja, iż w kierunku tej planety ludzie wysłali już 55 misji, z czego 25 zakończyło się całkowitą porażką, cztery częściową. Do tej pory osiem różnych urządzeń operuje na powierzchni Marsa lub na jego orbicie. Większość to różne maszyny pomiarowe i anteny. Jedynymi w pełni funkcjonującymi robotami są Opportunity wysłany w 2003 r. oraz Curiosity wystrzelony 6 lat temu. Jeśli komuś wydaje się, że to niewiele, to może przypomnę – duże miliony kilometrów.

W ciągu najbliższych kilkunastu, kilkudziesięciu lat mieli pojawić się tam pierwsi ludzie. Dziś wiemy już, że to mało prawdopodobne. Natomiast wielce prawdopodobne jest, że w naszym imieniu pojawią się tam Robonauci. W przeciwieństwie do Astronauty, Robonauta nie ma serca, płuc, nerek i innych narządów. Ma potężny procesor, trochę krzemu, silikon, dużo przewodów i zmotoryzowanych ramion. W ostatnich latach nakłady na szkolenie ludzi mających polecieć na Marsa spadły, wzrosły natomiast prace nad stworzeniem sztucznych zastępców. Niemal pewne jest, iż pierwszym humanoidem stawiającym niewielki krok na powierzchni czerwonej Planety nie będzie Neil, Wołodia, czy Mirosław, ale XCT200, albo PZT03V. W 2000 r. firma Honda stworzyła robota wielkości nastoletniego chłopca, który mógł chodzić, tańczyć i biegać. W internecie pojawiły się wesołe filmiki z jego udziałem, ale naukowcy stworzyli go głównie z myślą o prowadzeniu akcji ratunkowych w trudnym, niebezpiecznym i niedostępnym człowiekowi terenie. Dziś jest to urządzenie zaawansowane i poza bieganiem i tańcem potrafi robić wiele innych rzeczy. Kilka lat temu w ramach programu DARPA ogłoszono globalny konkurs na humanoidalnego robota. Postawiono kilka warunków, urządzenie musiało nie tylko z wyglądu i w ruchu przypominać człowieka, ale także wspinać się, używać narzędzi, komunikować werbalnie i za pomocą gestów, funkcjonować pod wodą, w stanie nieważkości, etc. Filmików z jego udziałem nie zobaczymy, objęte są tajemnicą. Natomiast wiemy już, że stworzony właśnie przez NASA model o nazwie Robonaut, przeznaczony do misji na Marsa, bije na głowę wszystko, co wymyślono do tej pory.

Czy jednak ludzie będą tak gorąco dopingować podróż na Marsa bez udziału ludzi? Prawdopodobnie nie. Nie będą też chcieli jej finansować tak chętnie, jak lotu załogowego. Człowiek jest zdobywcą i to on powinien stawiać kolejne kroki.

Stephen Hawkins zauważył niedawno, że ponieważ człowiek musi wrócić, inwestuje się w jego loty więcej i spodziewa lepszych rezultatów. Mamy na Ziemi kilkaset kilogramów próbek z Księżyca, nad którymi do dziś trwają badania. Z Marsa nic nie przywieźliśmy, bo nikt nie planował powrotu maszyn. Jeśli wyślemy Robonautę, zyskamy kilka dodatkowych zdjęć, czy filmów i nic poza tym. Nikt nie będzie za nim tęsknił, on sam nie będzie dążył do powrotu. Nie połączymy się z nim i nie porozmawiamy. A jak coś się stanie, trudno, wyślemy kolejnego. Według naukowców ideałem byłaby para – człowiek i robot. Pewnie kiedyś tak będzie, w końcu czytaliśmy już o tym w książkach i oglądaliśmy w filmach science-fiction. Jak zapewne większość z nas już zauważyła, twórcy tego gatunku na razie mylą się najrzadziej.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor