10 sierpnia 2016

Udostępnij znajomym:

Było oczywiste, że życie zawsze sprawia bardziej
skomplikowane i nieoczekiwane niespodzianki,
tajemnica zaś polega na tym,
aby im nie przeszkadzać
i nie stawiać przeszkód na ich drodze.
[Ilona przychodzi z deszczem, s. 79]

Proza Juana Gabriela Vasqueza wprawia czytelnika w swoisty niepokój. Niby się nic nie dzieje, niby wszystko w porządku i w miarę normalnie, a w istocie nic nie jest takie, jakie powinno być. Ten znakomity kolumbijski pisarz młodego pokolenia (urodził się w Bogocie, w 1973 roku) potrafi zbudować w swoich powieściach atmosferę, charakterystyczną dla prozy, której patronuje Gabriel Garcia Marquez, ale ze znacznymi modyfikacjami. Nie ma w niej lewitujących postaci i rosnących w nieskończoność włosów, jest za to dynamiczna, współczesna Bogota i jej rzeczywistość. Nie zmienia to jednakowoż faktu, że jeśli nie mamy u niego do czynienia z miłością w czasach zarazy, to z pewnością w czasach wojen narkotykowych lat 70-tych ubiegłego wieku i to jeszcze w wersji zmodyfikowanej, bo kolumbijsko amerykańskiej. Amerykanka pracująca dla Korpusu Pokoju zakochuje się w młodym, kolumbijskim lotniku. Jego historia rodzinna jest imponującą, ale jak to u Kolumbijczyków, nic nie jest wprost i nic nie jest od razu. Poznajemy historię jego miłości poprzez ludzi, wydarzenia i przedmioty, które tworzą tajemniczą, mroczną, ale i fascynującą opowieść o człowieku uwikłanym w rodzinne tradycje, szaloną miłość, ryzykowne i nielegalne interesy. Co w tym wszystkim najciekawsze, życie Ricarda Laverdego wydaje się mieć magiczny nieomalże wpływ na wszystko i wszystkich, z którymi w jakiś sposób, czy to bezpośrednio czy pośrednio, kiedykolwiek się zetknął. „Hałas spadających rzeczy” (El ruido de las cosas al caer), to:

„powieść, którą otwiera scena, w której myśliwi polują na hipopotamy zbiegłe ze zrujnowanego prywatnego zoo narkotykowego barona Pabla Escobara. Jest w tym obrazie nutka surrealistycznej magii, ukłon w stronę literackiej tradycji. Ale Kolumbia się zmieniła i świat się zmienił – stare metafory nie pasują do nowej rzeczywistości. O współczesnej Ameryce Południowej opowiada się językiem surowego realizmu. Jesteśmy w Bogocie połowy lat 90. Bohater „Hałasu spadających rzeczy” Antonio Yammara, młody adwokat i wykładowca, przypadkiem pada ofiarą ulicznego zamachu wymierzonego w jego znajomego, małomównego i tajemniczego Ricarda Laverdego. Laverde ginie, Yammara jest ciężko ranny. Ów wypadek, a także przeszłość zabitego stają się obsesją prawnika – by odnaleźć się na nowo wżyciu i wydostać się z depresji, podejmuje prywatne śledztwo, stawiając na szali rodzinne szczęście oraz karierę zawodową. Ścieżka naturalnie prowadzi w przeszłość odległą o dwie dekady –w czasy, gdy Kolumbię nawiedzały tłumy jankeskich idealistów z Korpusu Pokoju i rodził się przemysł narkotykowy. Zbudowana jak kryminał książka Vásqueza nie jest jednak kryminałem, lecz dobrze napisaną, spójną i przenikliwą powieścią obyczajową zapożyczającą tonację i temat z najlepszych północnoamerykańskich wzorców – (auto)ironiczną, czułą historią o miłości, ryzyku, pragnieniu szczęścia i błędach, które zwykle popełniamy, kiedy chcemy czegoś za bardzo” (za: Gazeta Prawna, P. Kofta)

Co ciekawe, w jednej z recenzji napisano, iż proza Vasquesa przypomina w swym generalnym koncepcie tych pisarzy, dla których jeden moment, jedna chwila w życiu bohaterów powieści, może być absolutnie fundamentalna dla całego ich istnienia. Nie jest to wprawdzie literacki pomysł szczególnej oryginalności, ale jest w nim coś poruszającego i to nie tylko w jego absurdalnym wymiarze. Wynika to chyba z faktu, iż ta momentalność i ulotność czegoś, co istotnie wpłynęło na nasze życie, wydaje się być doświadczeniem powszechnym, bo nakładającym się na rzeczywistość bycia każdego z nas.

„…a autor książki, Juan Gabriel Vásquez, wchodzi tym samym na teren znany przede wszystkim ze współczesnej literatury angielskiej – z Banville’a, McEwana czy Barnesa, ale i nieobcy Hiszpanom: Mariásowi czy Marsé” .

Musimy (czy tego chcemy, czy nie) brać odpowiedzialność za wszystko, co postanawiamy i czego się podejmujemy i co nas spotyka, a konsekwencje naszych decyzji są w dużej mierze nieprzewidywalne. Zwykle, codzienne wyjście z domu, podniesienie słuchawki telefonu, czy spotkanie kogoś na rutynowym spacerze z psem, może mieć nieobliczalne w skutkach konsekwencje dla naszej przyszłości i to niekoniecznie ograniczające się do wyrzucenia psiej kupy do śmietnika.

W gruncie rzeczy, właśnie o spotykaniu drugiego pisze Juan Gabriel Vasquez w każdej ze swoich książek i o konsekwencjach oraz odpowiedzialnościach wynikających z takiej sytuacji, w którą wrzuca nas choćby wspomniany spacer z psem. W przypadku książek Vazqueza owoż spotkanie drugiego jest często naznaczone czymś swoiście dziwnym, może nie tyle tajemnicą, co niezwykłością. Czy nie jest bowiem czymś poza normą, że człowiek którego przypadkowo spotykamy przy stole bilardowym, staje się w konsekwencji wyzwaniem dla całego naszego sposobu bycia i myślenia? Staje się obsesyjną potrzebą poznania i zrozumienia.

Jeśli przypomnimy sobie inny tekst Juana Gabriela Vasqueza, zatytułowany „Reputacje”, o którym pisałem poprzednio, to widzimy tu bardzo podobny zamysł literacki, praktycznie identyczny i równie ostro zarysowany.

W „Reputacjach” (Las reputaciones) znany i uznany karykaturzysta, Javier Mallarino umawia się na spotkanie z dziennikarką podczas przyjęcia rocznicowego, wydanego na jego cześć. Młoda i atrakcyjna dziewczyna wydaje się być znakomita zdobyczą w erotycznych zabawach rozwiedzionego co dopiero Javiera. Rzeczywistość jednak, jak to zwykle w życiu bywa, jest znacznie bardziej zaskakująca, niż to zwykliśmy przyznać. Młoda dziennikarka okazuje się z dziennikarstwem nie mieć nic wspólnego, natomiast wiele wspólnego ma z jedną z najważniejszych w jego karierze karykatur, jakie narysował. Powrót do przeszłości, skomplikowane relacje z córką, żoną i właścicielami gazet oraz ich redaktorami naczelnymi, buduje niebywale wyrafinowaną, wręcz koronkową strukturę zależności, relacji i wpływów, jakie stały za decyzją narysowania i opublikowania wspomnianej karykatury, która pogrążyła jednego z czołowych polityków kolumbijskich owych czasów. Pogrążyła tak skutecznie, że popełnił on samobójstwo. Powieść jest kunsztownie skonstruowana i całe zapętlenie dramaturgiczne, oraz budowane napięcie ma wiele poziomów i wiele różnych aspektów. W istocie nic nie jest jednoznaczne i oczywiste, ale pozostaje ta niepokojąca niepewność, ten dziwny dreszcz wyrzutów sumienia, że może jednak w tym wszystkim było coś ponad miarę i może nie wszystko było tak jasne i oczywiste. Może publiczne napiętnowanie przez wspomniana karykaturę było przedwczesnym i nieprzemyślanym wyrokiem, może decyzje o tego typu publikacjach powinny być bardziej rozważne i mniej pochopne, mniej impulsywne?

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor