13 grudnia 2018

Udostępnij znajomym:

***

Ten rok był bardzo ciekawy, między innymi dlatego, że pojawiło się Pismo - Magazyn Opinii, a cóż może być bardziej pożądanego niż inspirujące teksty do czytania, których Pismo nam nie szczędzi. To właśnie tam możemy przeczytać krótkie opowiadania, nazwijmy je „short stories”, żeby uprościć sobie życie terminologicznie. Owe krótkie formy przyprawiają nas często o wiele poważniejszą bojaźń i potężniejsze drżenie, aniżeli duże formy literackie tych samych autorów. Taką, poruszającą do granic, opowieścią jest tekst Jakuba Żulczyka, zamieszczony w listopadowym numerze Pisma, a zatytułowany Drugie ciało. Oto mała próbka tej niezwykłości:

„Siedziała na przystanku autobusowym. Przystanek, zamiast ją osłaniać, eksponował, czuła się, jakby ktoś przykleił ją do dziesiątki na tarczy. Jednak nie wstawała z zimnej, plastikowej ławki, bo nie miała już siły. Przyciskała kolana do brody, obejmując nogi ramionami. Wyobrażała sobie, że jest żółwiem. 

Była tu od dziesięciu dni. Wyskoczyła z pociągu towarowego, gdy tylko zobaczyła na horyzoncie światła miasta, i powoli, małymi krokami, kierowała się w stronę centrum. Tak przynajmniej jej się wydawało – jeszcze do niego nie doszła.

[…]

Ojciec lubił bić matkę, sprawiało mu to przyjemność. To nie była furia, tylko rozrywka, jak krzyżówki. Miał na to różne patenty. Zmieniał je w zależności od samopoczucia. Plastikowe wiadro z wyszczerbioną krawędzią, wąż od prysznica, ciężki i stary pilot od telewizora, pompka do roweru. Różne rzeczy. Dziwne rzeczy. 

[…]

Gdy ojciec przychodził i kładł się na niej, wyobrażała sobie, że jest małym, jadowitym pająkiem, który wchodzi mu do ucha”. 

Jeśli ktoś nie lubi czytać, nie musi, bo Pisma można też słuchać, a słuchając opowiadania Żulczyka, mamy nieodparte wrażenie, że jesteśmy częścią serialu telewizyjnego. Dynamika i waga tego, z czym mamy do czynienia w Drugim ciele prowadzi nas natychmiast ku porównaniu z jego powieścią Ślepnąc od świateł, która ma też swą, jedną z najbardziej ostrych i drastycznych, realizację telewizyjną. Jest czymś kapitalnym przyjrzeć się prozie Żulczyka - dotknąć jego warsztatu, konceptu literackiego i przesłania- mając przed sobą jedynie niewielkie opowiadanie, a potem dać się pogrążyć, Ślepnąc od świateł, albo raczej od rzeczywistości o której wiemy, że jest, a jednocześnie traktujemy ją, jakby jej nie było. O co chodzi?

„Zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. O nic innego. Ktoś może powiedzieć ci, że to niska pobudka. To nieprawda - oświadcza bohater powieści Jakuba Żulczyka. Ten młody człowiek przyjechał z Olsztyna do Warszawy, gdzie prawie skończył ASP. By uniknąć powielania egzystencjalnych schematów swoich rówieśników – przyszłych meneli, ludzi mogących w najlepszym razie otrzeć się o warstwy klasy średniej, niepoprawnych idealistów – dokonał życiowego wyboru według własnych upodobań: Zawsze lubiłem ważyć i liczyć.

Waży więc narkotyki i liczy pieniądze jako handlarz kokainy. W dzień śpi, w nocy odbywa samochodowy rajd po mieście, rozprowadzając towar, ale także bezwzględnie i brutalnie ściągając od dłużników pieniądze, przy pomocy odpowiednich ludzi.

Jakub Żulczyk w poruszający sposób ukazuje współczesną rzeczywistość, zdeformowaną do tego stopnia, że handlarz narkotyków staje się równie niezbędny jak strażak czy lekarz; jest nocnym dostawcą paliwa dla tych, którzy chcą – albo muszą – utrzymać się na powierzchni.” (z recenzji wydawnictwa).

Ślepnąc od świateł jest procesem operowania w rzeczywistości jednopoziomowej, a raczej jednowymiarowej. Niby mamy różne opcje i możliwości, ale w istocie sprowadzają się one do jednego:

„Żulczyk tworzy rzeczywistość jak z mrocznego snu, gdzie nie ma gotowych rozwiązań problemów, a przemoc warunkuje większość działań. Jacek porusza się niezauważalnie po stolicy i zatrzymuje tylko w punktach na mapie swoistego chaosu. Jest zatem Warszawa miejscem, w którym ludzie zniewoleni są przez pieniądz i pragnienia na własne życzenie. Nie ma co im współczuć. "Nie licząc niektórych rodzajów raka, wszystko, co spotyka ludzi, wyrządzają sobie sami". Po pewnym czasie dochodzimy do tego, co wyrządził sobie sam Jacek. Lektura staje się ciekawa mniej więcej w połowie, kiedy pojawiają się pierwsze pęknięcia w fabule - wpada najlepszy klient, sypie swego dostawcę, kolejne zdarzenia to już efekt domina i w związku z tym uporządkowany świat Jacka zaczyna się rozpadać.

Odnoszę wrażenie, że w tej powieści niczemu nie można zawierzyć i wszystko zostaje potem przez autora zakwestionowane. Jacek pragnie odejść od szarego przeznaczenia smutnych proli, dla których nie ma szans na zrobienie w życiu czegoś wyjątkowego. Jego droga nie jest jednak żadną alternatywą. Wolności nie ma jako takiej, bo o wolności bohaterowie tej książki mogą jedynie rozmyślać. Jacek usiłuje uwolnić się od wszystkiego, co go wiązało z życiem w przeszłości, a przyszłość widzi jedynie, jako drogę pewnego eskapizmu, bo tu i teraz, z tysiącami w kieszeni i z płaszczem za 1200 euro, nie widzi ani sensu, ani swobody, nie widzi siebie i nie jest w stanie określić, na ile tak naprawdę jest przezroczysty”.(za: blog, J. Czechowicz, Krytycznym okiem)

Zupełnie odmiennie kształtuje się świat Dzikiego autorstwa Guillermo Arriagi, o której to powieści pisałem tu wielokrotnie. Łączy je obie jednakowoż pewna wspólnota przeżywania, a w zasadzie poszukiwania sensu życia. Te poszukiwania są realizowane w skrajnie różny sposób, ale dzieją się w podobnych dekoracjach wielkiego miasta, narkotyków, zabijania, wiecznego strachu, przemocy i śmierci. Dziki jest wieloaspektowy i strukturalnie skomplikowany, Ślepnąc od świateł jest raczej płaski. Obydwa te teksty są porywająco filmowe, są obrazami. Trzymają czytelnika/widza w nieustannym napięciu i to niekoniecznie spowodowanym obawą, strachem czy przerażeniem. Jeśli przypomnimy sobie Dzikiego (El Salvaje) to trudno uciec od porównania narracji powieści do montażu równoległego, który w filmie wykorzystywany jest do kreowania napięcia i dynamizowania akcji. Ślepnąc od świateł z kolei buduje napięcie przez epatowanie przemocą bardziej niż dynamizowaniem wydarzeń. Pozornie podobne opowieści o świecie dilerów narkotyków, mrocznościach wielkiego miasta i wojnach gangów są w istocie jak niebo i ziemia:

„Jacek nie ma żadnej definicji szczęścia. Dla Jacka nie ma nawet czegoś takiego jak "dzisiaj". Jak wygląda coś, co mogłoby być alternatywą od pełnego przemocy świata, od którego uciekać można tylko w kolejną przemoc? Jakub Żulczyk zjada tutaj trochę swój własny ogon, zapętla swych bohaterów w szeregu sytuacji bez wyjścia i sam ukazuje jakąś niemoc i niepewność tego, co w zasadzie zrobić z tym przesyconym złem światem, do którego wprowadza czytelników. "Ślepnąc od świateł" to proza energetyczna, złośliwa i dwuznaczna, ale tak naprawdę proza bez wyraźnie czytelnych przesłań. Trudno jest ją klasyfikować gatunkowo, ale przede wszystkim trudno cokolwiek z niej wynieść. Być może jest przeszarżowana, a być może niewiarygodna. Nie można obok niej przejść obojętnie, ale równie trudno wziąć z niej coś dla siebie”. (za: J. Czechowicz).

Kontynuacja za tydzień.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor