09 marca 2023

Udostępnij znajomym:

“Jeśli wszechświat ma jakiś cel i jest w stanie go zrealizować, to musi mieć również i koniec, gdyż jego dalsze istnienie byłoby zbyteczne i bezsensowne. Na odwrót, jeśli wszechświat trwa wiecznie, to trudno sobie wyobrazić, że może on mieć jakiś ostateczny cel. Wobec tego kosmiczna śmierć może okazać się ceną, jaką trzeba zapłacić za kosmiczny sukces. Być może jedyne, na co możemy liczyć, to to, iż nasi następcy poznają cel wszechświata, nim upłyną ostatnie trzy minuty” (Paul Davies “Ostatnie trzy minuty”).

Splątanie to poważny problem, bo jest, a przecież trudno w to uwierzyć, i to nie tylko nam, bo miał z tym problem największy z wielkich, mowa oczywiście o Einsteinie, mimo że sam ten fenom odkrył jako pierwszy. Dwie cząstki, fotony albo elektrony, jeśli raz się ze sobą zetkną, to będą od tego momentu w relacji zależności, bez względu na odległość, jaka może je dzielić. Mało tego, będą się wzajemnie uzupełniać informacjami natychmiast, czyli szybciej od prędkości światła, a przecież nic się nie rozchodzi szybciej niż światło. Jak to się dzieje, że jedna cząstką wie, co się dzieje z drugą i to natychmiast, mimo ogromnych odległości? Cud? Raczej fonemem świata, który niby znamy, ale jak się okazuje, tylko pobieżnie.

Paul Davie w swej książce „Co pożera wszechświat – i inne zagadki kosmosu” pozwala nam dotknąć tych fascynujących momentów, które stanowią przedmiot badań fizyków, kosmologów, matematyków czy astrofizyków, i które dają nam możliwość otwarcia się na nowe i nieznane. Pytania o czas i jego istnienie, bo przecież wcale nie jest pewne, czy rzeczywiście jesteśmy dziećmi w czasie, czy tylko w jego złudzeniu, problem materii i antymaterii, który nie daje spokoju naukowcom, bo skoro jest tak dużo materii, to dlaczego ilość antymaterii jest taka nikła?

Ale to wszystko nic w porównaniu z pytaniem o nieustanne rozszerzanie się wszechświata, bo to, że pęcznieje on nieustanie, to jedna sprawa, ale w czym i gdzie się rozszerza? Oto jest pytanie! W niczym? A jeśli w czymś, to w czym?

Starożytni mieli o wiele łatwiejszy orzech do gryzienia, bo po pierwsze kosmos był dla nich uporządkowany i skończony, co załatwiało wiele problemów, a nieskończoność jako koncept u swych źródeł biblijny, był dla Starożytnych nie do pomyślenia, bo jeśli coś jest nieskończone, to jest nie-do-kończone, a kosmos jest piękny, harmonijny, skończony i idealny, będąc dziełem bogów albo demiurga i w żaden sposób nie mógł wychynąć z nicości, bo jest raczej coś niż nic, a zatem nie może powstać coś z niczego.

Czy można nie kochać Starożytnych za zdrowy rozsądek i uwielbienie dla piękna i harmonii?

Oczywiście, że cudowna klarowność i poetyckość filozoficznej myśli starożytnych Greków jest zachwycająca, ale czas, którego przecież nie ma, biegnie nieubłaganie i jednak, mimo trudności i ideologiczno-religijnych oporów, posuwamy się jako ludzkość, małymi wprawdzie krokami, ale jednak do przodu, w odkrywaniu naukowo potwierdzonych niezwykłości świata, w którym jakimś dziwnym trafem przyszło nam żyć. Ponad dwa i pół tysiąca lat różnicy między dyskusjami w Akademii Platońskiej i koncepcjami wszechświata prezentowanymi przez współczesnych naukowców, jest zadziwiającym fonemem nieustannych prób w odkrywaniu tajemnicy naszego bytowania, co nie zmienia faktu, że ciągle nie wiemy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy.

Ciągle nie wiemy też, czy kosmos to piękno matematycznego uporządkowania, które pozwala nam odkrywać rzeczywistość zgodną z teoretycznymi wzorami, które poddane próbie doświadczenia zostają potwierdzone w swej prawdziwości. A może to tylko złudzenie i o wszechświecie stanowi chaos i zupełnie nieukierunkowany i pozbawiony sensu przypadek?

Czy rzeczywiście jesteśmy dziećmi kosmosu i stanowimy z nim jedno, choćby dlatego, że skład chemiczny naszych ciał to te same pierwiastki, z których zbudowane są gwiazdy?

Czy prawa fizyki są wszędzie we wszechświecie identyczne z tymi ziemskimi?

Ale co z tytułowym pożeraniem wszechświata i dlaczego w ogóle stawiamy pytanie: co pożera wszechświat?

/Pomysł kosmosu znikającego bez ostrzeżenia został wysnuty w 1982 r. przez fizyka teoretycznego Edwarda Wittena z Instytutu Studiów Zaawansowanych w Princeton (gdzie wcześniej pracował Einstein) na podstawie jego własnej analizy teorii strun. Tak to opisywał autor: „W kosmosie powstaje spontanicznie dziura, która szybko się rozszerza do nieskończoności, porywając ze sobą wszystko, co napotka na swej drodze". Pomyślmy o kosmosie jak o szwajcarskim serze. Niech poszczególne dziury stają się coraz większe, aż w końcu z sera nie pozostanie nic.

Zagadkowa Zimna Plama w gwiazdozbiorze Erydanu jest tylko jedną z licznych anomalii promieniowania tła, nad którymi łamią sobie głowy kosmologowie. Wszystko wskazuje na to, że energia poświaty promieniowania reliktowego nie jest rozłożona równomiernie między półkulami nieba. Co jeszcze bardziej zaskakujące, asymetria wydaje się skorelowana z orientacją Układu Słonecznego – temu dziwacznemu i wprost heretyckiemu odkryciu nadano nazwę „osi zła" (Axis of Evil). Wygląda to tak, jakby wszechświat został ujęty w kleszcze gigantycznego imadła. O co chodzi? Czyżby zimna plama była czymś w rodzaju otworu okiennego, przez który możemy zobaczyć „przedstworzenie", epokę kosmiczną poprzedzającą Wielki Wybuch i niepodobną do wszystkiego, co znamy? Czy istnieją jeszcze inne okna z widokiem na ten ukryty „przedświat"? Wylot na szerszy wieloświat? Ale może wszystkie tajemnicze anomalie są jednak tylko artefaktami statystycznymi? Obserwujmy pilnie kosmos!/ (za: Paul Davies, Co zjada wszechświat, w: gazeta.pl. sierpień 31, 2022)

Póki co, zanim staniemy się obiektem anihilacji, co na szczęście jest niezwykle mało prawdopodobne, co nie znaczy, że niemożliwe, wróćmy do zasadniczego pytania: czy mimo wszelkich zawirowań, przyszło nam żyć w najlepszym z możliwych światów? Pytanie nie jest nowe i kwestia, którą zostawił nam w spadku Gottfried Leibniz może być przedmiotem sporu:

/W jakim sensie mógłby nasz wszechświat wygrać swego rodzaju kosmiczny konkurs piękności? Przypuśćmy, że bawimy się w Boga i postanowiliśmy przeprowadzić remont generalny wszechświata. Co dałoby się poprawić? Łatwo przychodzą na myśl rzeczy proste – jedna butelka szampana więcej, jeszcze ładniejsze zachody słońca, mniej wojen. Nie są to jednak rzeczy, które na ogół biorą pod uwagę naukowcy, gdy podejmują zagadnienia optymalizacyjne.

Jeśli chcemy ulepszyć nasz wszechświat, musimy zdawać sobie sprawę z tego, co znaczy „lepsze". Oczywista definicja wiązałaby się z istnieniem życia. Skoro życie wydaje się dobre (co byśmy zrobili bez niego?), wszechświat, w którym jest więcej życia, byłby ulepszeniem. Jak pisałem, nasz wszechświat jest dogodnym środowiskiem do życia, ale czy mógłby być jeszcze bardziej dogodny? Czy prawa fizyki można by nieco przystosować, by powstawało więcej regionów sprzyjających życiu?

Astronom Fred Adams sądzi, że poprawna odpowiedź jest twierdząca: „Wszechświat nie jest zoptymalizowany dla życia. Łatwo można sobie wyobrazić wszechświaty bardziej sprzyjające"/ (za: tamże)

Pozostaje nam zatem tylko czekać, albo przenieść się jakimś cudem w te nieznane jeszcze rejony. Niektórym już się to ponoć udało.

„Co pożera wszechświat? I inne zagadki kosmosu", Paul Davies, Tłumaczenie: Tadeusz Chawziuk, Wydawnictwo Copernicus Center Press, 2022.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor