24 sierpnia 2021

Udostępnij znajomym:

Dlaczego w dwu? Z prostego powodu. Grobowa cisza, żałobny zgiełk, to kolejna książka Japonki Yōko Ogavy, którą możemy czytać po polsku. Poprzednia, Ukochane równanie profesora, to rzecz znacząco odmienna. Ciekawe będzie zestawienie tych dwu tekstów. Co je łączy, a co jest ich znaczącą odmiennością?

W obu powieściach mamy istotnie wypunktowane relacje międzyludzkie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i oryginalnego, cała literatura w gruncie rzeczy jest przecież o takich relacjach, ale Ogawa buduje światy przedstawione obu tekstów drastycznie odmiennie, pokazując, że nawet jeśli chcemy uciec od drugiego, to w jakiś zadziwiający sposób jesteśmy skazani siatką nieprzewidywalnych, a nawet tajemniczych powiązań, na współistnienie.

Ukochane równanie profesora jest narracyjnie zupełnie oczywiste. Akcja toczy się bez żadnych koncepcyjnych zawirowań, bez przeskoków czasowych, dekonstrukcyjnych zabaw, czy semantycznych gier rozgrywających się na paru poziomach ukrytych cytatów i literackich odniesień. To powieść urocza. Nie ma wprawdzie w Słowniku terminów literackich takiego pojęcia, ale gdyby było, egzemplifikacją takiego modelu z całą pewnością zostałaby powieść Ogawy. Historia w niej opowiedziana jest cudownie i miło poruszająca, ale żaden sposób nie jest wstrząsająca. Spokojne i czule prowadzi nas przez znakomicie nakreślone meandry relacji z innymi. Do tego wszystkiego, jedną z głównych postaci tej opowieści jest dziecko, co rzecz jasna jeszcze bardziej przesuwa nas w stronę krainy łagodności.

Ukochane doświadczenie profesora to jednakowoż dziwna powieść i ta dziwność nie wynika z jej japońskości - jest w istocie bardzo nie-japońska w zestawieniu z klasykami, o których wiele pisałem, żeby przypomnieć choćby wznowione niedawno powieści Osamu Dazaia, którym poświęciłem wiele uwagi, szczegółowo omawiając Zmierzch i Zatracenie – a jest raczej efektem nowego stylu i nowego sposobu patrzenia na rzeczywistość, jaką prezentuje Yoko Ogawa. Jej książka to znakomity materiał na film, prawdopodobnie bardzo dobry film, natomiast sama powieść ociera się o banał i smakując ją, czujemy landrynkę. Jest słodko, ale jak to w powieści, wszystko ma dwie strony.

Sama historyjka opiera się na intrygującym pomyśle. Otóż tytułowy profesor matematyki w efekcie wypadku, któremu uległ wiele lat wcześniej, cierpi na szczególną przypadłość. Pamięta wszystko jedynie w cyklu osiemdziesięciominutowym, w związku z tym cały jego garnitur pokryty jest ogromną ilością karteluszków z zapisanymi informacjami, które powinny mu przypominać o tym, o czym zdążył już zapomnieć.

„Jako całość jego mózg pracuje bardzo dobrze, ale siedemnaście lat temu mała część tego mózgu została uszkodzona i stracił zdolność zapamiętywania nowych rzeczy. To się stało w 1975 roku. Wypadek samochodowy. Mój szwagier pamięta wszystko sprzed wypadku, natomiast nie ma żadnych nowszych wspomnień. Potrafi powtórzyć twierdzenie, które sam wymyślił trzydzieści lat temu, ale nie wie, co jadł wczoraj na kolację. Mówiąc obrazowo, to tak, jakby w jego głowie znajdowała się tylko jedna osiemdziesięciominutowa kaseta wideo. Kiedy wyczerpie się wolne miejsce, kaseta nagrywa się ponownie, niszcząc poprzednie wspomnienia. Dokładnie tyle: osiemdziesiąt minut, czyli godzinę i dwadzieścia minut. Tyle potrafi pamiętać. (s. 11-12)

Trudno się oprzeć wrażeniu, iż jest coś prowokującego w Ukochanym równaniu profesora. Co to jest? Oczywiście owo równanie. Matematyczny majstersztyk, piękno doskonałości samo w sobie, czysta teoria, perfekcyjne działanie na liczbach, które są poza empirią, albo raczej grubo przed nią, są idealnie racjonalne. Nie trzeba ich widzieć, dotykać czy smakować, żeby wyjaśniać tajemnice kosmosu, żeby wierzyć w sensowność i porządek świata – też tego międzyludzkiego. Wiara to zresztą fatalne słowo, które z liczbami nie ma przecież nic wspólnego. Liczby nie potrzebują wiary, one nią są:

/ Profesor niejednokrotnie odwołuje się do koncepcji świata księgi, której poszczególne strony są powoli odcyfrowywane przez matematyków. Skoncentrowanie się na liczbach, zauważanie pewnych prawidłowości, śledzenie liczb pierwszych i pseudopierwszych, szukanie liczb zaprzyjaźnionych i bliźniaczych umożliwia odsłanianie kolejnych fragmentów tajemnicy istnienia świata. Zadania, które mężczyzna przygotowuje dla narratorki i jej syna, wciągają ich w pasjonujący świat i sprawiają, że stają się oni uwrażliwieni na „matematyczne poczucie piękna”. Dla Profesora liczby są także „płaszczem ochronnym” – jeśli czuje zagrożenie i niepewność, od razu zaczyna mówić o liczbach, ucieka w przestrzeń nimi wyrażoną, bo w niej czuje się bezpiecznie, w matematycznej prawdzie odnajduje pociechę. Tytułowe ukochane równanie Profesora to „tożsamość Eulera”, nazywana „najpiękniejszym wzorem matematycznym”, zapisywana jako eπi + 1 = 0. Wzór zapisuje się jako równanie, które łączy w sobie trzy działania (każde z nich występuje tylko jeden raz) – dodawanie, mnożenie oraz potęgowanie – a w jego skład wchodzi pięć podstawowych stałych matematycznych. To najsilniejsza ochrona Profesora – wykorzystał ją raz w obecności narratorki, by ochronić to, co cenne i ważne dla niego. Gospodyni zabiera ze sobą ten wzór i w chwilach zwątpienia także i jej przynosi ukojenie./  (za: Matematyczna wyobraźnia, Luiza Stachura, w: honbon.pl)

Grobowa cisza, żałobny zgiełk to opowieść zgoła odmienna i raczej  z innej bajki, jakkolwiek można mieć pewne złudzenia, co do tej bajkowej proweniencji, szczególnie jeśli przypomnimy sobie Baśnie Szeherezady z tysiąca i jednej nocy. Dlaczego? Bo tam kolejna opowieść wypływa z poprzedniej tworząc coś na kształt niekończącej się, dosyć skomplikowanej, historii, której przerwanie groziło opowiadającej śmiercią (na szczęście wszystko dobrze się skończyło dzięki wyjątkowej inteligencji Szeherezady). Powstała dzięki temu nowa jakość literacka zwana powieścią szkatułkową, którą możemy też z łatwością rozpoznać, jeśli nie lubimy niedobrych sułtanów, w arcydziele Potockiego zwanym Pamiętnikiem znalezionym w Saragossie, gdzie wszystko ma sens i jedna opowieść wypływa z drugiej, tworząc zwartą i sensowną kompozycję szkatułkową, albo, jak kto woli, coś na kształt rosyjskiej lalki matrioszki, która skrywa w sobie coraz to mniejsze, a czasem inne, wersje tej największej.

U Ogawy też mamy do czynienia z czymś na kształt szkatułki, ale jest to raczej kształt, aniżeli sama szkatułka. Dlaczego? Po pierwsze nie ma w Grobowym zgiełku, żałobnej ciszy strasznego sułtana, który grożąc śmiercią, jednocześnie daje się uwieść baśniom tysiąca i jednej nocy i daruje życie Szeherezadzie. W powieści Japonki śmiercią nikt nie grozi, bo wszystko jest śmiercionośnym bólem. Cała opowieść jest o śmierci, cierpieniu i umieraniu, albo raczej o ciemnej stronie księżyca, którą wszyscy nosimy w sobie, czy tego chcemy, czy nie. I jakkolwiek wiele motywów, postaci i wątków przeplata się w różnych wersjach w różnych opowiadaniach składający się na całość tekstu (rękopis matki, zdjęcie z marchwią w kształcie dłoni, owoc kiwi, lodówka, truskawkowe ciastko z kremem, orzeszek ziemny, tygrys, czy motyw zoo), to trudno pozbyć się wrażenia, że niektóre historie nie łączą się z pozostałymi, albo ich związki są nadzwyczaj luźne. Jak bowiem można umieścić w narracyjnej szkatułce opowiadanie o torebce czy raczej pokrowcu na serce, czy też historię o zadźganym nożem narzeczonym – od biedy można, ale to już coś wymykającego się z owej szkatułki. Może zatem to wymykanie jest czymś istotnym? A co mówi o szkatułkowości w literaturze definicja tejże:

/W powieści szkatułkowej wątek nadrzędny przeplatany jest licznymi wątkami pobocznymi w formie historii opowiadanych przez kolejno pojawiających się bohaterów, którzy z kolei w swoich relacjach zwierają niejednokrotnie skomplikowane, prowadzące w dół struktury formalnej wątki. Połączenie wszystkich historii umożliwia zaś pełen obraz fabuły, bowiem pomimo pierwotnego wrażenia braku związku, wszystkie wątki poboczne okazują się najczęściej dopowiedzeniami i wyjaśnieniami wobec wątku głównego, znajdując swoje rozwiązanie w finale powieści./ (za: szkola.pl)

Co jest wątkiem głównym w Grobowej ciszy, żałobnym zgiełku? Czyli co stanowi akcję tej powieści? Kto opowiada o tych zdarzeniach i sytuacjach? Dlaczego mamy dwu opowiadaczy: kobietę i mężczyznę (męski narrator w Fastrydze na serce i Pisakowym dziadku i żeński w wielu pozostałych)?

Czy akcja skupia się w historii chłopca zmarłego w lodówce na śmietnisku i jego matki, która nigdy tego nie zaakceptowała i która to tragedia spina klamrą całość tekstu? A może jednak nie, może to historia zagubionej, niepewnej swej wartości pisarki, której opowieść przeplata się przez prawie wszystkie, zawarte w tym tomie, spotkania z drugim? A może przekonanie, że ukochane równanie profesora nie nakłada się na wszystkie, możliwe i niemożliwe, porządki naszego istnienia, bo one, dziwnymi zrządzeniami losu, wymykają się zamknięciu w szkatułce?

Zbyszek Kruczalak

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Grobowa cisza, żałobny zgiełk, Yōko Ogava, wyd. Tajfuny, 2020, s. 172.
Ukochane równanie profesora, Yōko Ogava, wyd. Tajfuny, 2019, s. 192.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor