30 listopada 2018

Udostępnij znajomym:

Każdego roku w okresie przedświątecznym pojawia się w mediach lista niebezpiecznych zabawek. To oczywiście wina mediów, że drukując ją nadają rozgłosu organizacji tworzącej zestawienie, w związku z czym kolejne święta bez takiej publikacji nie mogą być obchodzone. Zaklęte koło.

Sama lista, jak również istnienie tworzącej ją grupy ludzi, nie mają większego sensu. Są szkodliwe i niepotrzebnie wywołują w rodzicach poczucie winy i strachu.

Spośród wymienionych tam każdego roku kilkudziesięciu zabawek, producent wycofał z rynku zaledwie jedną. Może dwie. Bo faktycznie coś w ich konstrukcji szwankowało i nie do końca była ona przemyślana. Wszystkie pozostałe sprzedawały się dobrze i nie były powodem okaleczenia, wybitego oka, czy połamanych kończyn u kilkuletnich dzieci.

W końcu jeśli malec ma sobie zrobić krzywdę, to nawet na prostej drodze może potknąć się o poduszkę rozłożoną na podłodze dla jego bezpieczeństwa. Wyrzucić z domu wszystkie poduszki!

Organizacja ta przypomina mi nieco osiedlowe rady mieszkańców. Gdy przed laty mieszkałem na takim osiedlu, podszedł do mnie szef rady i zasugerował, bym nie parkował motocykla na parkingu przed budynkiem.

Czemu?

Bo bawiące się w pobliżu dzieci mogą się na niego wspiąć i spaść na twardy beton albo, nie daj Boże, motocykl może się na nie przewrócić.

Grzecznie wysłuchałem tej sugestii i zapytałem o alternatywne miejsce do parkowania. Nie było takiego, więc pojawiła się sugestia, bym dla dobra dzieci pozbył się motocykla.

Wtedy nie wytrzymałem i zakomunikowałem w miły, acz stanowczy sposób, że jak zobaczę jakieś dzieci bawiące się na motocyklu to sam im krzywdę zrobię. Było coś o wyrywaniu nóg. Temat został wyczerpany, nigdy nie powrócił.

No więc organizacja tworząca doroczną listę niebezpiecznych zabawek bardzo mi tę osiedlową radę przypomina. Siedzą i myślą, bo innych zajęć nie mają, w jaki to sposób można sobie zrobić krzywdę w czasie zabawy.

Prawdę mówiąc, krzywdę można sobie zrobić wykorzystując do tego najbardziej niewinne przedmioty. Nawet piórkiem można się zakrztusić. Takim małym, które wydostało się z puchowej kołdry. Puchowa kołdra do śmieci!!

Każdy w miarę rozgarnięty rodzic wie, że zabawy i zabawki należy dopasować do wieku dziecka. Wie również, by w młodych latach wszystko nadzorować, czuwać, pilnować. Nikt dwulatkowi nie da do ręki siekiery, noża, ani piły spalinowej. Raczej klocki, którymi przy odrobinie pecha też można sobie nabić siniaka, potknąć się o nie, nieszczęśliwie nadepnąć, albo rzucić w nowy telewizor lub stare akwarium.

Na zakazanej liście każdego roku pojawia się każda zabawka przypominająca białą broń. To nic, że z bajki, ma zaokrąglone krawędzie, wykonana jest z miękkiej i lekkiej gumy, a w ogóle to miecz przypomina tylko kolorem. Przy odrobinie wysiłku, kombinują członkowie organizacji, można sobie lub komuś krzywdę zrobić.

Jasne, zwłaszcza w myślach.

Minionego lata mój syn dostał od rodziny rakietkę napędzaną czymś przypominającym nożną pompkę. Połączona jest wężykiem z rurką, na którą nakłada się wykonaną z lekkiej pianki rakietkę. Następnie z całej siły nadeptuje się pompkę, a sprężone powietrze wypycha ją na wysokość kilkudziesięciu stóp. Rewelacja!

Razem z dzieciakami czekałem cierpliwie na swoją kolej. Zabawa była przednia, wszystkim się podobało. Polecam.

Oczywiście zabawka ta znalazła się na liście zakazanych i niebezpiecznych.

Czemu?

Bo przecież w czasie, gdy jedno dziecko naciska pompkę, drugie może się nad rakietką pochylić. Nieszczęście gotowe, oka brak!

Mój komentarz do ich spostrzeżeń? Niech się, do cholery, nad rakietką w tym czasie nie pochylają!

Ale co będziemy tu snuć rozważania teoretyczne. Mimo mrozu i śniegu wyszedłem na zewnątrz, spiąłem rurki, pompki i rakietki, pochyliłem się nad całością i ile pary w nodze nacisnąłem.

Walnęło w czoło, fakt. Gdybym był młodszy, pewnie bym zrobił niezłą aferę z wykorzystaniem łez i donośnego płaczu. Jednak do uszkodzenia ciała było daleko. Swoją opinię podtrzymuję.

Lista nie ma sensu, bo nawet dla niedorozwiniętych rodziców, a takich nie brakuje, na każdej zabawce wielkimi literami i wyraźnie określony jest dopuszczalny wiek dziecka i mnóstwo ostrzeżeń. Tego nie wolno, tego robić nie należy. Tu uważaj, a tym baw się tylko na zewnątrz.

Nawet jeśli, załóżmy, jakieś dziecko w nieodpowiedni sposób wykorzysta młot Thora lub maczugę Herkulesa i zdzieli kolegę lub siostrę, to za chwilę sam dostanie w podobny sposób. Lekcja pobrana, wie czym to grozi, w przyszłości będzie uważał. Tak wychowały się kolejne pokolenia i jest to jedyny sposób poznania świata oraz konsekwencji nieprzemyślanych interakcji z rówieśnikami.

Problemem są takie organizacje, tworzące durne listy niebezpiecznych zabawek, a także rodzice czytający je i bijący w raban przy każdej okazji, gdy coś potencjalnie "niebezpiecznego" pojawi się na rynku. Nie kupuj. Ale nie zabraniaj innym.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor