13 sierpnia 2017

Udostępnij znajomym:

Przez większość życia starałem się unikać zabaw, przyjęć i spotkań, których motywem przewodnim były urodziny czyjegoś dziecka... w tym miejscu z opóźnieniem chciałbym wielu przeprosić, bo nie zawsze moja nieobecność spowodowana była chorobą, niespodziewanymi odwiedzinami dawno niewidzianej ciotki, koniecznością wymiany przedniej szyby w samochodzie, itd...

Własne pociechy zmieniają jednak w życiu wiele, włączając w to konieczność robienia rzeczy do tej pory niekoniecznie lubianych. Od jakiegoś czasu bywam więc na takich imprezach, za każdym razem z niedowierzaniem i podziwem  przyglądając się udekorowanym domom i ogrodom, różnorodnym przekąskom, napojom, kolorowym balonom, klaunom, dmuchanym zamkom i generalnie z trwogą myśląc o włożonej w to wszystko pracy rodziców. Przyjęcie weselne na 300 osób to nic w porównaniu do niektórych imprez dla dzieci. Nie będę ukrywał, nie byłbym do tego chyba zdolny, na szczęście inni mnie w takich rzeczach wyręczają. Dla mnie, chyba typowego mężczyzny, każda impreza, w tym dziecięca, nie powinna być zbyt skomplikowana. Kobiety, nie wszystkie oczywiście, najwyraźniej mają na ten temat, podobnie jak na wiele innych, odmienne zdanie.

Zacznę jednak od siebie. Jak większość z nas, chcę dziecku ofiarować jak najwięcej, zwłaszcza to, do czego sam dostępu nie miałem. To chyba jasne. Taka jest kolej rzeczy, jest to proces naturalny. W organizowaniu 2-latkowi hucznej zabawy nie ma nic złego, ale tak długo, jak wszystko, albo prawie wszystko, podporządkowane jest jemu. Gorzej, gdy urodziny dziecka traktowane są jak próba realizacji niespełnionych ambicji lub, co jeszcze gorsze, współzawodnictwa z bliższymi i dalszymi znajomymi.

Teraz do rzeczy. Istnieje pewna strona internetowa, na której rodzice (99 proc. stanowią mamy) zamieszczają pomysły na zorganizowanie dziecięcego przyjęcia. Lub zamieszczają tam pytanie dotyczące takiej zabawy. Każdy przypadek jest ponumerowany, opatrzony datą i odpowiednim obrazkiem. Wiele ilustrowanych jest zdjęciami. Wygląda to jak wielowątkowy serial, w którym napięcie rośnie z odcinka na odcinek. Jeśli 20 sierpnia ktoś zamieści informację, że na 5 urodziny córki wynajął żółte kozy i zielone łabędzie do zabawy, to przecież nikt po tej dacie nie przyzna się, iż jego syn we własne urodziny bawił się zwykłymi kredkami i wycinał kolorowe serwetki. O, nie! Wynajmie ufoludki z Marsa i zaserwuje czekoladę ze złotymi wiórkami. Jest tam opowieść o malowaniu ścian specjalnie na tę okazję w bajkowe wzory, wynajęciu karocy z prawdziwym zaprzęgiem, trzech profesjonalnych fotografów i obwoźnego Zoo. Wszystko fajnie, ale dziecko, dla którego to robiono obchodziło dopiero swe pierwsze urodziny. Właśnie zaczęło widzieć w pionie i kolorze.

Kilka miesięcy temu, wiosną tego roku, byłem przypadkowym świadkiem takich urodzinowych przygotowań. Dmuchany zamek, jedzenie z restauracji, wielkie białe namioty, DJ na żywo, przejażdżki wynajętym pociągiem elektrycznym. W pewnym momencie okazało się, że wszyscy zaproszeni goście nie zmieszczą się w ogrodzie. Postanowiono więc wynająć większy teren. Zajęte były polany w parkach miejskich i powiatowych, więc sporym nakładem środków na kilka godzin zarezerwowano teren prywatny. Impreza zapowiadała się nieźle, pogoda dopisała, goście też, było gdzie zaparkować, prezenty się pojawiły, wszyscy byli zadowoleni, najedzeni i napojeni. W pewnym momencie część członków organizującej to wszystko rodziny wpadła w złość i depresję. Okazało się, że nie dojedzie klaun. Nie wiadomo, czy zasłabł, pomylił daty, zabłądził. Nie dojedzie i już. Jubilatowi (chłopiec, lat 4) w ogóle to nie przeszkadzało, miał kilku kolegów do zabawy, dostał prezenty, był tort. Okazało się, że to nie o klauna chodzi, ale 5-letnią dziewczynkę, córkę znajomych, która miesiąc wcześniej na podobnej zabawie plenerowej miała swojego klauna. A ponieważ i ona i jej rodzice zostali zaproszeni, nie wypadało mieć imprezy uboższej. Oj, podobno była afera. Mimo że byłem świadkiem części przygotowań, to sam przebieg tej „zabawy” znam tylko z opowieści, bo chyba wtedy coś mi ważnego wypadło... praca, choroba...dziś już nie pamiętam.

By wszystko było jasne. Kiedy (jeśli) znajdę się w przyszłości w komitecie organizacyjnym urodzin swego syna, to być może również będę chciał sprawić jemu i pozostałym dzieciakom dmuchany zamek, walki dronów, czy zawody w zbijaniu kręgli kolorowymi balonami. Ale tylko dlatego, by sprawić im przyjemność. Nie dlatego, że wcześniej to samo, albo mniej lub więcej mieli u siebie na imprezach Krzyś, Małgosia, czy Jareczek.

Jeśli natomiast dojdę do wniosku, że większą frajdę sprawi im pizza z knajpki za rogiem, której plastry można zwijać w rulonik i ogryzać w kwadraty, albo gra w kapsle na betonie, to będą to główne gwoździe programu. Oczywiście znikome jest prawdopodobieństwo, że ktokolwiek zaufa mi kiedykolwiek w organizacji imprezy urodzinowej dziecka, więc nie mam się czym martwić.

Jeszcze jedno. Modne są ostatnio motywy przewodnie takich urodzinowych zabaw dla dzieci. Zwykle związane są z ulubioną bajką lub filmem pociechy, jakąś postacią. Widziałem motyw suerbohaterów, gdzie wszyscy uczestnicy, łącznie z rodzicami, musieli się za kogoś przebrać. Pojawiło się wtedy aż siedmiu Spidermanów. Było wesoło. Mniej wesoło, ale ciekawie, było na urodzinach 3-letniej córki znajomych, gdzie motywem był „My Little Pony” (Mój Mały Kucyk). Było różowo i jakoś tak... inaczej. Jakoś przeżyłem. Ostatnio jednak czytałem artykuł o prywatnej strzelnicy w Teksasie, która też urządza urodzinowe imprezy dla dzieci. Nie wiem, jaki tam występuje motyw przewodni, ale można się domyślać. Takiej zabawy można już nie przeżyć.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor