09 kwietnia 2020

Udostępnij znajomym:

Dla większości przeciętnych zjadaczy chleba, radio krótkofalarskie to takie lepsze CB czy walkie-talkie, a samo krótkofalarstwo to hobby, które nie wiadomo dlaczego nadal istnieje, bo przecież mamy telefony, internet i w ogóle.

Nic bardziej mylnego.

Mógłbym się tutaj rozpisać na kilkanaście przynajmniej stron na temat tego, gdzie, jak i dlaczego krótkofalowcy są potrzebni i jak za tak zwanymi kulisami, nadal pełnią ważną rolę w naszym codziennym życiu, bo to przecież dzięki operatorom stacji krótkofalarskich udało się utrzymać kontakt z odciętymi od świata ludźmi podczas huraganu Katrina w Nowym Orleanie; to dzięki krótkofalowcom wiadomo było, gdzie wysyłać pomoc podczas ostatnich huraganów w Teksasie.

Nie odbywają się też praktycznie żadne duże imprezy publiczne, takie jak maratony czy festyny, bez udziału radioamatorów, którzy zapewniają podczas nich łączność. To również krótkofalowcy zdają raporty o fizycznym stanie pogody.

Jednak dziś, przy okazji kolejnej rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, chciałbym przytoczyć inną ciekawą historię.

Tuż przed samym wyzwoleniem większości obozów koncentracyjnych, Niemcy zmuszali więźniów do ewakuacji w tak zwanych “marszach śmierci”. Podobna sytuacja miała miejsce również w Buchenwaldzie, gdzie ewakuacja zaczęła się 6 kwietnia 1945 roku.

Jednak dzięki więzionemu tam polskiemu inżynierowi i również krótkofalowcowi, Gwidonowi Damazynowi; SP2BD, który zbudował mały nadajnik kodu morsa na fale krótkie, Niemcom nie udało się ewakuować całego obozu na czas.

W południe 8 kwietnia, Gwidonowi oraz innemu rosyjskiemu więźniowi, udało się wysłać wiadomość kodem Morse'a następującej treści:

“Do Aliantów. Do armii Generała Pattona. Tu obóz koncentracyjny Buchenwald. SOS. Potrzebujemy natychmiastowej pomocy. Ewakuują nas. SS chce nas zabić”.

Obu telegrafistom, tak potocznie nazywa się operatorów posługujących się kodem Morse’a, udało się wysłać wspomnianą wiadomość kilkukrotnie po niemiecku, angielsku i rosyjsku.

Około 3 minuty po ostatniej transmisji, kwatera główna 3-ciej Armii Amerykańskiej odpowiedziała:

“OK Bu (Obóz Koncentracyjny Buchenwald). Trzymajcie się. Śpieszymy Wam na pomoc. Członkowie 3-ciej armii”.

Według obecnych w pokoju, skąd wysyłana była wiadomość, po tej odpowiedzi Gwidon zemdlał z wrażenia, że się udało. Dzięki odebranemu od Amerykanów zapewnieniu o nadchodzącej pomocy, obozowy ruch oporu, który organizował się od 1942 roku, postanowił zaatakować pozostających w obozie strażników niemieckich i przejął nad nim kontrolę.

Trzy dni później do obozu dotarli żołnierze 9 batalionu 6 dywizji 3 Armii Amerykańskiej.

Gwidon trafił do obozu w 1941 roku, gdzie został wysłany po aresztowaniu go w Warszawie i początkowym osadzeniu na Pawiaku. Krótko po tym, jak trafił do Bechenwaldu, gdzie został obozowym elektrykiem, udało mu się zbudować odbiornik na fale krótkie, którego obozowy ruch oporu używał do podsłuchiwania, co dzieje się na froncie. Dzięki podsłuchiwanym rozmowom i wiedzy o poczynaniach aliantów, obozowe morale i aktywizm ruchu oporu kwitł. Po wojnie, w 1946 roku, Gwidon Damazyn został wybrany na członka zarządu Polskiego Związku Krótkofalowców.

Wojtek Gil
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor