02 marca 2023

Udostępnij znajomym:

Kilka lat temu, gdy jeszcze nieźle orientowałem się w asortymencie wszystkich sklepów zabawkarskich, a także dostępności internetowych produkcji audio-wizualnych dla dzieci (akurat w takim wieku była pociecha), z zaskoczeniem dowiedziałem się, iż 7-letni chłopiec o imieniu Ryan zarabia na YouTube około 30 milionów rocznie. To około 82 tysiące dolarów dziennie. Nie było to zaskoczeniem. Zaskoczeniem był brak jajek w Costco 3 dni temu. Zaskoczeniem jest deszcz. gdy świeci słońce. Albo śnieg w maju. To był wstrząs. Tak wielki, iż poczytałem na ten temat więcej. Ryan zaczął w 2015 roku w wieku 3 lat. Rodzice nagrywali telefonem, jak rozpakowuje zabawki i mówi o tym. Dla zabawy. W ciągu dwóch lat liczba widzów liczona była w miliardach, firmy zabawkarskie prześcigały się w walce o miejsce w jego filmach, rodzice przestali pracować i założyli profesjonalne studio nagrań, a dolary na koncie rodziny liczono w dziesiątkach milionów.

Szybko o tym zapomniałem, ale niedawno olśniło mnie, że takich Ryanów, zwykle starszych, jest w sieci tysiące. Internet i media społecznościowe zamieniły nas w „pokazywaczy i podglądaczy”, „ludzi czynu i naśladowców”, „nagrywających i oglądających”. Poza oczywistą różnicą jest jeszcze jedna, ci pierwsi zwykle zarabiają na tych drugich.

Kiedyś filmy tego typu robili ludzie prezentujący naprawdę unikalne umiejętności. Zanim ktokolwiek słyszał o internecie mieliśmy programy telewizyjne dla majsterkowiczów, ogrodników, sportowców amatorów i miłośników gotowania. Oglądaliśmy to i próbowaliśmy własnych wersji. Wychodziło lepiej lub gorzej, ale czegoś się uczyliśmy. Nikt nie zarabiał milionów na otwieraniu pudełka z klockami. Trochę zazdrosny jestem o ten pomysł? Pewnie, chyba mało kto nie jest...

Z tym rozpakowywaniem zabawek to w ogóle smutna historia, bo popularność takich filmików zaczęła się kilka lat temu od dzieci z ubogich rodzin, które oglądały te z domów bardziej zamożnych, jak rozpakowują zabawki im niedostępne. Ale dosyć szybko ktoś zamienił to w potężną tubę promocji produktów.

Dziś mamy ludzi prezentujących w filmach umiejętności dostępne każdemu. Dziewczyna pokazuje, jak pomalować szminką usta. Chłopiec pokazuje, jak włożyć skarpetki. Jak sprzątać pokój. Jak myć naczynia. Jak ugotować jajko. No dobra, z jakiem to spoko, naprawdę niewiele osób potrafi ugotować idealne jajko na miękko. Oglądają ich miliony ludzi, więcej niż wiele drogich produkcji telewizyjnych, a tym samym pomagają im się bogacić.

No i to otwieranie pudełek i torebek z zakupami. Z ciekawości obejrzałem kilka. W jednym facet dwie minuty tłumaczył jakiego narzędzia najlepiej użyć do rozcięcia koperty z Amazon – film pół roku w sieci - 3 miliony wyświetleń. W innej nic nie słyszałem, bo tak szeleściła folia, ale w niej był zestaw kart Pokemon - miesiąc w sieci - 1.5 miliona wyświetleń. Dziewczynka pokazuje swoją nową lalkę – tydzień w sieci – 8 milionów wyświetleń. W każdym kraju i w każdym języku. Zajrzałem na Kinder Spielzeug Kanal, a tam na film, w którym dorosłe dłonie bawiły się dziecięcą wywrotką, resorkami, spychaczem, samochodem policyjnym itd. W sumie 25 minut nagrania, dwa lata w sieci – 320 milionów wyświetleń. Dla porównania, wideo pokazujące jak ratować osobę, która się zakrztusiła – 10 lat w sieci – 320... tysięcy wyświetleń.

Zdaję sobie sprawę, że moje narzekania są trochę nie na miejscu, w końcu każdy może to robić i nikt nikogo nie zmusza do oglądania. Fakt. Ale nie opuszcza mnie myśl, że w wyniku oglądania takich rzeczy wzrasta liczba „niezaradnych życiowo” i musi to jakoś niekorzystnie wpływać na resztę.

Dobra, przyznam się. Oglądałem kilka filmów instruktażowych w sieci. Bo chciałem. Najwięcej pisząc ten tekst. Ale były też inne... 

W jednym facet w niecały weekend (!) wybudował za domem szopę na narzędzia i kosiarkę. Zaimponował mi do tego stopnia, że postanowiłem zrobić to samo. W pierwszy weekend udało mi się podjechać do sklepu i sprawdzić, czy mają wszystko potrzebne do budowy. Nie mieli. W drugi podliczyłem, ile mnie to będzie kosztowało czasu i pieniędzy. Zrezygnowałem z projektu.

W innym było smaczne, azjatyckie gotowanie. Też tak chciałem, nawet zacząłem, ale oglądając akcję zgłodniałem okropnie. Zdecydowałem się na szybkie danie na wynos z pobliskiej restauracji. Włoskiej. Skończyłem oglądać Taste of Asian Food jedząc Fettucine Alfredo.

Ale to co innego, to są ludzie, którzy dzielą się swoją pasją i umiejętnościami, zachęcają do działania, wyjaśniają, uczą, pomagają unikać błędów.

A nie otwierają foliowy worek z butami i pokazują, jak się je wkłada. Albo rozrywają opakowanie papieru toaletowego i pokazują, jak się go używa... dobra, nie widziałem takiego, ale nie znaczy to, że takiego nagrania nie ma. Albo pokazują, jak przykręcić śrubkę. Albo ją dokręcić. Albo przez godzinę siedzą przed ekranem komputera i czekają na natchnienie do pisania... a nie… to ja... od przyszłego tygodnia nagrywam. Tylko sobie kanał na YouTube założę.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. 

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor