04 lipca 2019

Udostępnij znajomym:

W dobie błyskawicznych, elektronicznych środków przekazu człowiek ma czasami chęć sięgnąć po coś bardziej tradycyjnego. W ramach eksperymentu odstawiłem więc na chwilę na bok internet i zagłębiłem się w kolorowe magazyny i tygodniki. Tak, wciąż są wydawane, choć już w nieco mniejszej objętości i nakładzie. Mniej jest tytułów i punktów sprzedaży, ale zapaścią ryku tego jeszcze nazwać nie można...

Kiedyś sklepiki z prasą znaleźć można było niemal na każdym rogu. Jeszcze w połowie lat 90. z miejsca mojego ówczesnego zamieszkania na piechotę mogłem w kilkanaście minut dotrzeć do trzech. Dziś musiałem skorzystać z mapy google, by znaleźć dwa w promieniu kilkunastu mil.

Dlatego po zapoznaniu się z ich lokalizacją doszedłem do wniosku, że czasopisma zamówię przez internet. Wygodniej było. Takie czasy. Następnego dnia w skrzynce pocztowej zakotłowało się i zaszeleściło! Pojawiło się w niej kilka znanych i lubianych niegdyś tytułów. Od razu zabrałem się do lektury z lubością przewracając duże, kolorowe kartki. Przyjemność ta możliwa była dzięki współpracy producentów papieru i farby drukarskiej, a także grona wydawców, dziennikarzy, kierowców oraz lokalnych doręczycieli. Przepraszam, bo z pewnością kogoś pominąłem.

Poczułem się jak za bardzo dawnych czasów, czyli jakieś 15 lat temu. Czynność może i przyjemniejsza, niż czytanie tekstów na ekranie komputera i klikanie w nie myszką. Bo jeśli chodzi o treść, to nie do końca. Po kilku godzinach intensywnej lektury dowiedziałem się generalnie tego samego, czego można dowiedzieć się z przeglądanych stron internetowych, między innymi, że:

- należę do 90 procent mieszkańców globu, którzy rozpoznają lalkę Barbie

- znajdujący się w zasięgu wzroku telefon komórkowy, nawet nieużywany, zmniejsza moją koncentrację

- prawdopodobnie nie wpadnę w depresję, bo nie jestem kobietą i nie przechodzę menopauzy

- będę żył o 14 lat krócej niż bogatsi ode mnie

- ale to nic, bo...

- brytyjscy naukowcy doszli do wniosku, że jedząc produkty organiczne wydłużę sobie życie o 3 tygodnie

- jeśli zjem posiłek w czyimś towarzystwie, to zjem więcej, niż spożywając go samemu, ale znacznie mniej, niż oglądając telewizję

- w 2020 roku na oceany wypłynie replika Titanica, z kapelą i naśladowcą Leonardo DiCaprio, a bilet na rejs mogę kupić już dziś

- śpiąc na boku będę zdrowszy, bo mój mózg bardziej wypoczywa

- jeśli do tego zasypiać będę przy zapachu lawendy to wstanę rześki i pełny energii.

Skończyłem lekturę, nabrałem powietrza. Powoli sięgnąłem po komputer i zamówiłem lawendę oraz sprawdziłem liczbę szalup ratunkowych na nowym Titanicu.

Tak zakończyła się podróż w czasie, choć nie mogę jej uznać za całkowitą klęskę. Widząc jaką radość sprawiły mi tradycyjne magazyny wrzucane do skrzynki pocztowej zdecydowałem się na prenumeratę kilku tytułów. Wiedząc już jednak, co w nich znajdę, ograniczyłem się do nowinek motoryzacyjnych, poradnika dla amatora ogrodnika i jakiegoś wydawnictwa fantastyczno-naukowego.

W wyborze pomógł fakt, iż kupując jeden pozostałe dwa otrzymałem w prezencie. Resztę znajdę w internecie, zwłaszcza tematy społeczne, ekonomiczne i polityczne.

Jeśli chodzi o te ostatnie, to mamy kilka możliwości. Możemy poświęcić sporo czasu i być dobrze poinformowanym wyborcą. Jeśli nie jesteśmy wyborcą, to interesowanie się polityką nie ma sensu. Jeśli jesteśmy wyborcą, ale nie mamy czasu lub chęci na śledzenie bieżących trendów, to możemy zaufać opinii innych. Na przykład twórcom przewodników wyborczych. Serio. Są takie. W formie elektronicznej oraz tradycyjnej.

Jest więc przewodnik dla wyborców konserwatywnych (dostępny w formie książeczki przesyłanej pocztą); przewodnik dla sympatyków partii demokratycznej (dostępny w internecie w formie PDF). Znalazłem też przewodnik wyborczy dla katolika w USA, protestanta, agnostyka, biznesmena, emeryta, pracownika sektora publicznego, młodzieży oraz osobny dla kobiet. To nie żart. Wyszczególniono tam, w jaki sposób i na kogo należy oddać głos, by osiągnięte zostały cele ważne dla danej grupy. Zresztą przed każdymi wyborami do naszych skrzynek trafia sporo makulatury i jestem pewny, że wśród nich są również krótkie instrukcje wypełniania kart. Różnią się w zależności od tego, kto jest nadawcą.

W tym potoku informacji i instrukcji można znaleźć kilka perełek. Jedną jest przewodnik wyborczy dla osoby, która nie przynależy do żadnej grupy lub nie przyznaje się do tego i kompletnie nie jest zorientowana w bieżącej sytuacji w kraju i za granicą. Innymi słowy jest to instrukcja dla nieświadomego wyborcy.

Mówi ona, że jeśli wśród kandydatów znajduje się kobieta, to należy na nią oddać swój głos. Kobiety nie są zbyt skore do wywoływania konfliktów zbrojnych, zwykle mniej kłamią, a jeśli już, to robią to znacznie lepiej od mężczyzn. Poza tym kobiety są bardziej wyrozumiałe, preferują merytoryczne dyskusje zamiast pyskówek i ich reklamy wyborcze są przyjemniejsze dla oka.

Jeśli wśród kandydatów nie ma kobiety, wówczas wybieramy osobę o trudnym do wymówienia i długim nazwisku. Osoba taka miała trudniejszy start w polityce, a skoro dotarła do tego miejsca, to znaczy, że nieźle sobie radzi. Poza tym, jeśli ktoś dla przyspieszenia kariery nie zmienił nazwiska na łatwe i krótkie, to wierny jest jakimś wartościom i zasadom. Jeśli nam zależy, możemy sprawdzić jakim.

Jeśli mamy dwóch kandydatów o długich i trudnych nazwiskach, to rzucamy monetą. Jest to równie dobra metoda jak czytanie ich programów wyborczych. Prawdopodobieństwo, że wybierzemy lepszego jest podobno taka sama, jak podczas głosowania w pełni świadomego, po zapoznaniu się z wszystkimi artykułami, opracowaniami, debatami i po utracie kontaktu z przyjaciółmi i znajomymi o innych poglądach.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor