Nowe rodzaje broni, chwiejna sytuacja polityczna w wielu krajach, terroryzm, słaba ekonomia. To wszystko elementy zwiększające ryzyko konfliktu zbrojnego, który bardzo szybko z lokalnego może zamienić się w globalny. Czy w obecnych czasach, bardziej niż kiedykolwiek, ludzkości grozi katastrofa? Wielu twierdzi, że tak. Podobno nawet w okresie zimnej wojny ryzyko nie było tak wysokie.
Ile głowic nuklearnych posiada ludzkość?
Około 16 tysięcy. Rosja i Stany Zjednoczone mają po 7 tysięcy, co stanowi z grubsza 93 procent. Pozostałe należą do Francji, Chin, Wielkiej Brytanii, Pakistanu, Indii, Izraela i Północnej Korei. O tylu przynajmniej oficjalnie wiadomo. To oczywiście znacznie mniej, niż w szczytowym okresie zimnej wojny. W 1986 roku Rosja i USA posiadały aż 64 tysiące głowic nuklearnych wycelowanych w siebie nawzajem – wystarczająco dużo, by zniszczyć każdy metr kwadratowy naszego globu. Wydawać by się więc mogło, że to właśnie w tamtym okresie ryzyko użycia tej broni było największe. Niestety, eksperci twierdzą, że jest porównywalne i rośnie z dnia na dzień.
Mocarstwa atomowe modernizują swoje arsenały, wprowadzając mniejsze, znacznie bardziej zaawansowane rodzaje broni. Niestabilny i nieprzewidywalny reżim Płn. Korei próbuje od jakiegoś czasu stworzyć bombę wodorową. ISIS, który jest znacznie bogatszy i bardziej ambitny, niż jakakolwiek organizacja terrorystyczna w przeszłości, nawet nie ukrywa swego pragnienia zakupu ładunku nuklearnego. Iran ponownie testuje rakiety łamiąc niedawno podpisane porozumienia.
W ubiegłym roku naukowcy z University of Chicago przesunęli wskazówki słynnego Zegara Zagłady o dwie minuty do przodu. W tej chwili wskazuje on już trzy minuty przed północą. Doomsday Clock – symboliczny zegar prowadzony od 1947 roku przez zarząd Bulletin of the Atomic Scientists na tej uczelni chicagowskiej, pokazuje zawsze x minut do północy, gdzie „północ” oznacza zagładę ludzkości. Liczba minut jest systematycznie uaktualniana. Tylko raz wskazówki były bliżej siebie, w 1953 roku, wskazywały za dwie minuty północ – tuż po udanym, amerykańskim teście bomby wodorowej. Najwięcej, bo siedemnaście minut do północy, wskazywały w 1991 roku, po upadku Związku Radzieckiego. Od tamtego czasu powoli i systematycznie zbliżają się do siebie.
"Stoimy dziś w obliczu atomowych zagrożeń, które tak naprawdę są znacznie bardziej realne, niż w okresie zimnej wojny" – powiedział niedawno William Perry, były Sekretarz Obrony w administracji Billa Clintona.
Największe zagrożenie?
Prawdopodobnie Korea Północna, która jest rządzona przez nieprzewidywalnego Kim Jong Una. Jego kraj przeprowadził w styczniu swój czwarty test nuklearny, według oficjalnych mediów rządowych chodziło o bombę wodorową. Do dziś nie udało się tego jednak zweryfikować, jednak błędem byłoby te informacje bagatelizować.
Ładunki atomowe wytwarzają swą niszczącą energię poprzez rozszczepienie atomu, podczas gdy wodorowe wykorzystują do tego celu proces łączenia atomów, czyli jest to reakcja termojądrowa podobna do występującej na słońcu. Właśnie ta różnica sprawia, że bomby wodorowe są znacznie bardziej potężne od atomowych. Siłę tych pierwszych mierzy się w megatonach, tych drugich w kilotonach.
Zachodni naukowcy nie są przekonani, czy podziemny wybuch w Korei Płn. był faktycznie reakcją termojądrową. Nie są w stanie określić tego na podstawie wstrząsów i fal uderzeniowych. Wierzą jednak, ze kraj ten już jakiś czas temu zbudował ładunek atomowy o mocy 10 kiloton – nieco mniejszy od bomby zrzuconej na Hiroshimę, wystarczający do zniszczenia sporego miasta. Władze Korei Płn. posiadają więc możliwość atomowego rażenia celów w Korei Południowej, Japonii i kilku pobliskich krajach. Niedawne wystrzelenie satelity na orbitę okołoziemską zostało przez resztę świata zgodnie potraktowane jako test międzykontynentalnej rakiety balistycznej, co z kolei sugeruje, iż kraj ten wkrótce uzyska możliwość przeniesienia ładunku na teren Stanów Zjednoczonych.
Co robią inni?
Zbroją się. Rosyjski budżet obronny wzrósł o 50 procent od 2007 roku. Aż jedna trzecia sum przeznaczanych na rosyjską armię trafia na programy nuklearne. Chiny zwiększają produkcję głowic i pracują nad łodziami podwodnymi zdolnymi do wystrzeliwania ładunków atomowych. Nie słabnie napięcie pomiędzy Pakistanem i Indiami, dwoma mocarstwami atomowymi. To oznacza, że na pewno kraje te nie zmniejszą swego stanu posiadania. Wręcz przeciwnie – pracują nad powiększeniem swego arsenału.
W 2009 roku prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział próby uczynienia świata bezpieczniejszym, poprzez zmniejszenie potencjału atomowego na naszym globie. Niedawno ten sam człowiek, Barack Obama, zaproponował przeznaczenie ponad tryliona dolarów w okresie najbliższych 30 lat na unowocześnienie amerykańskiego arsenału nuklearnego. Wymienionych ma być 12 łodzi podwodnych uzbrojonych w głowice, 450 rakiet balistycznych znajdujących się w wyrzutniach naziemnych i setki bombowców. Niektóre projekty są bardzo kontrowersyjne, co oznacza że nie podlegają obowiązującym obecnie umowom międzynarodowym.
Dlaczego wzrasta zagrożenie?
Pomijając oczywiste przyczyny geopolityczne odpowiedzialny za coraz większe zagrożenie jest postęp techniki. Najgroźniejsze ładunki stają się coraz mniejsze i coraz bardziej nowoczesne, a to oznacza, że coraz łatwiej jest się nimi posłużyć. Kiedyś były to wielkie, łatwe do wykrycia, trudne do transportu wyrzutnie. Dziś wyglądają inaczej.
Pod koniec ubiegłego roku U.S. Air Force dokonało próby swoich pierwszych, precyzyjnie sterowanych bomb nuklearnych. Mogą one być kierowane z odległości, podobnie jak pociski manewrujące, które do ostatniej sekundy prowadzone są przez operatora i mogą być użyte przeciw mniejszym celom. Ich siła rażenia też może być regulowana – od 0.3 do nawet 50 kiloton.
Krytycy argumentują, że ładunki nuklearne nigdy nie powinny być użyte na polu bitwy, a wyłącznie jako ostateczny środek odstraszający. Emerytowany generał James Cartwright uważa, że "zmniejszanie ładunków tego typu sprawia, że ich ewentualne użycie staje się łatwiejsze do zaakceptowania". Podobne obawy wzbudzają nowe rodzaje broni wprowadzane przez Rosję. W listopadzie ubiegłego roku z Kremla wyciekły plany atomowej torpedy, która jest w stanie pokonać obecne systemy obronne wybrzeża i zaatakować infrastrukturę nabrzeżną.
Czy terroryści mogą zdobyć broń nuklearną?
Jest to możliwe. W latach 1995 - 2012 Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej odnotowała aż 2,200 prób kradzieży lub przemytu uranu. Trudno jednak uwierzyć, że agencjom bezpieczeństwa udało się udaremnić każdą taką próbę na całym globie.
Media propagandowe ISIS sugerowały niedawno, iż Państwo Islamskie kupiło broń nuklearną w Pakistanie i właśnie pracuje nad sposobami przemycenia jej do USA. Eksperci ostrzegają, że amatorsko skonstruowany ładunek nuklearny może zmieścić się juz w kontenerze wielkości samochodu klasy SUV. Wprawdzie porty i lotniska w Stanach Zjednoczonych wyposażone są w specjalne czujniki promieniowania, ale działają one tylko na bardzo niewielkie odległości. Innym zagrożeniem jest tzw. brudna bomba – zwykły ładunek wybuchowy, który po zdetonowaniu rozrzuca wokół materiał radioaktywny znajdujący się w pobliżu. W wyniku użycia brudnej bomby, której zasięg jest teoretycznie mniejszy, tysiące ludzi poddanych zostanie śmiertelnemu napromieniowaniu, a całe miasto przez wiele lat nie będzie nadawało się do zamieszkania.
Władze Iraku przy pomocy przebywających tam ekspertów zachodnich poszukują sporych ilości "wysoce niebezpiecznych" materiałów radioaktywnych, które ukradzione zostały w ubiegłym roku. O ile nie wiadomo dokładnie, o jakie materiały chodzi, możemy się domyślać, że na pewno ucieszyłyby wiele organizacji terrorystycznych. Teoretycznie już mogą one znajdować się na przykład w rękach ISIS.
Czy możliwy jest świat bez broni nuklearnej?
Oczywiście. Jednak nie w dającej się przewidzieć przyszłości. Gdy jakiś kraj, zwłaszcza o nienajlepszych zamiarach wobec innych, zdobędzie broń nuklearną, najprawdopodobniej nie będzie chciał się jej pozbyć. Posiadanie ładunków atomowych wciąż jest postrzegane jako najlepszy straszak, zresztą nie bez powodu.
"Zaatakowaliście Afganistan, bo nie mają bomb nuklearnych" – powiedział w 2005 roku północnokoreański dyplomata amerykańskim negocjatorom – "Dlatego my nigdy nie oddamy naszych".
Z takich samych powodów żadne z dziewięciu posiadających je obecnie państw tego nie uczyni. Atomowy dżin został uwolniony w Hiroszimie w 1945 r. i prawdopodobnie nigdy nie zostanie z powrotem zagoniony do butelki.
Monitorowanie pozostałych
Każdy kraj pragnący zbudować własną broń atomową musi w procesie tym dokonać kilku testów. Na szczęście w obecnych czasach nie uda się ich przeprowadzić w tajemnicy. Nasza planeta opleciona jest siecią czujników sejsmicznych i podwodnych mierników hydroakustycznych. Międzynarodowe organizacje zajmujące się ich monitorowaniem, których zadaniem jest egzekwowanie zakazów prowadzenia testów atomowych, są w stanie wykryć ewentualny wybuch nuklearny w każdym punkcie globu.
Wykrycie miejsca, gdzie taka bomba jest konstruowana jest już jednak znacznie bardziej skomplikowane. Dużą rolę odgrywają tu satelity, a następnie analitycy analizujący wszystkie docierające do nas obrazy, jednak skuteczność tych działań na razie nie jest wielka.
Na przykład Syria prowadziła badania w budynku, w którym celowo obniżono podłogę. Z zewnątrz wyglądał on więc na zbyt mały, by mogły się w nim pomieścić wszystkie wymagane do tego celu urządzenia. Reaktor został odkryty i zniszczony przez Izrael w 2007 r., tuż przed ukończeniem jego budowy. Nie wiadomo jednak dokładnie, w jaki sposób trafiono na ślad tego laboratorium, być może przy pomocy satelity, choć to mało prawdopodobne. Gdy jednak pojawi się juz takie podejrzenie, wówczas o wiele łatwiej prowadzić dochodzenie. Pomaga w tym analiza powietrza i gleby w pobliżu – obecność radioaktywnych cząstek jest nie do ukrycia i z dużą precyzją wskazuje miejsce prowadzenia badań.
Zastanawianie się nad takimi scenariuszami nie należy do przyjemnych. Pocieszające może być to, że nie tylko my się tego obawiamy. W większości krajów grupy ekspertów łamią sobie głowy nad podobnymi problemami i za wszelką cenę starają się nie dopuścić do ich realizacji. W okresie zimnej wojny potencjalny konflikt atomowy dotyczył przede wszystkim dwóch supermocarstw. Dziś krajów mogących użyć broni tego rodzaju jest więcej. Całkiem niedawno rosyjscy eksperci doszli do wniosku, iż rosnące napięcie w stosunkach z Turcją zwiększa ryzyko wykorzystania głowic nuklearnych w tamtym rejonie. Podobnie mówi się o morzu Wschodniochińskim i rosnącej potędze militarnej Chin. Od lat z niepokojem świat spogląda na Pakistan i Indie, które tylko dzięki równowadze nuklearnej jeszcze nie rzuciły się sobie do gardeł.
Tam, gdzie oficjalnie przetrzymuje się ładunki atomowe, występują również odpowiednie mechanizmy zabezpieczające. Na ile skuteczne? Obyśmy nigdy nie musieli się tego dowiedzieć. Wielką niewiadomą są kraje i organizacje starające się w tajemnicy lub za wszelką cenę wejść w ich posiadanie. Tam zabezpieczeń nie ma żadnych, a potrzeba ich wykorzystania wielka.
Na podst. Theweek.com, Wikipedia, businessinsider.com
opr. Rafał Jurak