Powstańcze wspomnienia
Pierwszego sierpnia polonijne uroczystości 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego o godzinie 5 po południu rozpoczęły się od salwy honorowej oddanej na cześć powstańców przez członków Stowarzyszenia Historycznego Armii Polskiej, którzy zebrali się przy Pomniku Żołnierza Polskiego na Kwaterze Weterańskiej cmentarza Maryhill. W tym samym czasie rozpoczęły się uroczystości w Muzeum Polskim, które zakończyła wieczorna modlitwa i apel poległych pod Grotą Matki Bożej Częstochowskiej przy kościele pw. Trójcy Świętej.
Wiesławę Lipert-Wyrwę, która wraz z Krystyną Zielonką, Stefanią Jarosz i Janem Kusiem przybyła do Muzeum Polskiego, pierwszy sierpnia 1944 roku zastał u koleżanki na ulicy Mokotowskiej, gdzie przygotowywały podręczniki szkolne.
„O godzinie piątej usłyszałyśmy strzały. Koleżanka wzięła worek i wybiegła na miejsce zbiórki przy ulicy Czerniakowskiej. Ja musiałam wrócić do domu, żeby zobaczyć się z mamą, bo ona nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Mieszkałam na Siennej 41. Wiedziałam, że tam muszę dojść. To mi zabrało 5 godzin. Aleje Jerozolimskie i ulica Marszałkowska były obstawione przez Niemców. Musiałam przedostać się na drugą stronę alei. W bramie przy Brackiej stała liczna grupa mieszkańców. Kto się wychylił z bramy to esesmani strzelali. Wieczorem zluzował ich Wermacht i wtedy udało mi się stamtąd wyjść i dotrzeć do kawiarni na ulicy Złotej. W końcu dotarłam do mamy, która strasznie płakała, bo myślała, że już nie wrócę. W nocy nam powiedziano, żeby wszyscy młodzi szli do budowania barykad wokół domu. Dostałyśmy łopaty i zaczęłyśmy wyjmować kamienie z bruku i układaliśmy je w taki mur na wysokość mężczyzny. To była duża, sześciopiętrowa kamienica z dwoma podwórzami.
Mieszkałyśmy z mamą na czwartym piętrze. Pod nami mieszkał doktor Bolesław Sienkiewicz i jego córka Krystyna, która była zawodową pielęgniarką. Oni zorganizowali punkt sanitarny. Ja tam byłam od pierwszego dnia do momentu kapitulacji (…).
W pierwszym tygodniu powstania, gdy w naszym punkcie mieliśmy mniej rannych, dostaliśmy polecenie, żeby na parę godzin pójść do szpitala dziecięcego na ulicy Śliskiej. Nigdy tego nie zapomnę. Najpierw doktor polecił mi, żeby zabandażować rękę, a właściwie miejsce po ręce, bo tylko kikut sterczał. Później poszliśmy do sali na piętrze. Na łóżku leżała piękna młoda dziewczyna ze złotymi, grubymi warkoczami. Była zakryta kocem. Podeszłam do niej, żeby zapytać, co mogę dla niej zrobić. Odpowiedziała, żeby zmienić jej prześcieradło. Odkryłam koc i osłupiałam. Ta młoda, może osiemnastoletnia dziewczyna miała całą nogę oderwaną, aż do uda. Jak to zobaczyłam, to myślałam, że zemdleję. Czegoś takiego do tej pory nie widziałam. Ale ona była taka spokojna, jak gdyby w ogóle nic się nie stało, a ja patrząc na te okropności nieomal nie zemdlałam. Trudno było mi to zrozumieć. Nie mogłam sobie dać rady z tym. Bardzo mnie to męczyło. Później już do takich widoków się przyzwyczaiłam. Tam stale pojawiali się żołnierze z takimi ranami. Niemcy używali kul dum-dum, które w momencie trafienia rozrywały się powodując straszne obrażenia.
Pamiętam, że było wielu młodych mężczyzn, którzy mieli okropne rany. Do tej pory mam przed oczami żołnierza, który miał wyrwane obydwa pośladki. Musiał leżeć na brzuchu. Rany miał zaropiałe. Starałyśmy się je przemywać, ale nie miałyśmy nic, żeby mu ulżyć w bólu. To była rozpacz. Ale ranni byli bardzo dzielni. Nie płakali, tylko prosili, żeby z nimi siedzieć i rozmawiać. Początkowo mieliśmy środki dezynfekcyjne, ale później już nawet tego nie było. Nie było bandaży. Używałyśmy prześcieradeł, ręczników i różnych szmatek, żeby robić opatrunki. To był koszmar. Ja sobie wyobrażałam, że tak musiało wyglądać piekło Dantego. W tych warunkach musiałyśmy jakoś działać, pomagać tym rannym. Z czasem tak się do tego przyzwyczaiłam, że zupełnie nie reagowałam. Byłam jak taka mumia, mechaniczna lalka” – wspominała sanitariuszka Wiesława, która mówiła, że również zdarzały się momenty wręcz zabawne jak chociażby ten, gdy jeden z rannych prosił ją o patefon z płytą muzyki francuskiej, a jej udało się taki sprzęt dla niego zdobyć.
O historii powstania podczas spotkania w muzeum mówił emerytowany dyrektor muzeum Jan Lorys oraz Paweł Grajnert, współtwórca prezentowanego filmu o bohaterach powstańczego zrywu mieszkających w Wietrznym Mieście. Gratulacje i życzenia złożyła weteranom zastępca konsula generalnego konsul Małgorzata Bąk-Guzik. Weterani zostali uhonorowani kwiatami. W intencji powstańców modlił się ks. dyr. Andrzej Totzke.
W części artystycznej obchodów zespół „Vechi Acum” z Polski wykonał wiązankę pieśni powstańczych i patriotycznych. Wiersz poety-powstańca Zbigniewa Chało czytała jego wnuczka Katarzyna. Fragment jego wiersza przeczytała także wiceprezes Zjednoczenia Polskiego Rzymsko Katolickiego Misia Jamiński oraz Zygmunt Goliński, honorowy komendant Placówki 90 SWAP. O spotkaniach harcerzy ze środowiskiem powstańców mówiła druhna Barbara Ciepiela-Poniatowska. Rozkaz nr 19 do żołnierzy AK wydany 1 września 1944 roku przez Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, gen. Kazimierza Sosnkowskiego, będący chłodną, a wręcz krytyczną analizą decyzji o wybuchu powstania i relacji sojuszniczych, który w konsekwencji stał się przyczyną jego dymisji odczytał Daniel Rowicki, syn Marka Rowickiego, współorganizatora wystawy o powstaniu i właściciela zaprezentowanych na niej zbiorów.
„Wielu przyjaciół naszej placówki, to powstańcy. Wspomnę w tym miejscu druha Kobusa, którego imieniem uświetniliśmy nasze bardzo ważne zbiory. Był naszym członkiem honorowym. Był oprócz tego wolontariuszem roku. Wszyscy ci, którzy zostali pokazani w filmie, który dzisiaj obejrzeliśmy, bardzo często uczestniczyli w obchodach i byli z nami przez całe swoje życie. Takie uroczystości jak dzisiaj, to bardzo podniosła chwila wpisująca się w motto muzeum „Zachowajmy przeszłość dla przyszłości” – powiedziała dyrektor zarządzająca placówki Małgorzata Kot, która wraz z prezesem Ryszardem Owsianym po części oficjalnej zaprosili zgromadzonych na okolicznościowy posiłek oraz na dalszy ciąg uroczystości przed pobliską grotą Matki Bożej na tyłach kościoła pw. Trójcy Świętej.
W zorganizowanych tam apelu przez Klub Miast Siostrzanych wzięła udział spora grupa polonijnych motocyklistów, którzy złożyli wieńce i kwiaty. Do wspólnej modlitwy w intencji poległych i żyjących powstańców zaprosił zgromadzonych ks. dyrektor Andrzej Totzke. Za udział w zgromadzeniu dziękowała prezes Iwona Bocheńska oraz jej zastępca Conrad Nowak, którego obecna na uroczystości babcia Barbara Krygier była świadkiem wydarzeń sprzed 75 lat. Prezes Bocheńska zaprosiła motocyklistów do uczestnictwa w niedzielnej porannej mszy świętej na „Trójcowie”, podczas której motocykliści nieśli w procesji do ołtarza wieńce i kwiaty. Tegoroczne, polonijne obchody rocznicowe zakończyło popołudniowe niedzielne nabożeństwo na cmentarzu Maryhill zorganizowane przez członków organizacji Narodowe Siły Zbrojne „Nowe Pokolenie”.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Baraniak