A kto był drugi?
Oczywiście, nie ma żadnych gwarancji, że Donald Trump uzyska po raz trzeci nominację swojej partii w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jednak według oceniających środową debatę ekspertów politycznych, jedyną osobą, która może mu odebrać zwycięstwo w prawyborach republikańskich, jest sam Trump, czy to ze względu na kłopoty prawne, zdrowotne, czy inne, nieprzewidziane wydarzenia.
Mimo że był nieobecny na scenie w Milwaukee, i tak odniósł sukces. Nieliczne ataki pod jego adresem były niemal natychmiast parowane przez tych kandydatów, którzy starali się przekonać do siebie jego zwolenników. Wśród nich dominował tracący w sondażach Ron DeSantis, a także zyskujący na popularności Vivek Ramaswamy. Środowy wieczór pokazał – jak piszą komentatorzy – że przynajmniej w tej chwili żadnemu z rywali zgromadzonych na scenie nie uda się zgromadzić wystarczającego poparcia, aby stanowić dla Trumpa zagrożenie.
Zwycięzcy, przegrani i nieobecny faworyt pierwszej debaty GOP
Momentami hałaśliwa wymiana zdań podczas dwugodzinnej debaty w Fox News skupiała się chwilami na mało znanym dotąd kandydacie Viveku Ramaswamym. W szczególności były wiceprezydent Mike Pence i była gubernator Karoliny Południowej Nikki Haley ostro skrytykowali 38-letniego przedsiębiorcę z branży biotechnologicznej za jego brak doświadczenia, sprzeciw wobec pomocy dla Ukrainy i publiczne nazwanie pozostałych kandydatów "kupionymi i opłaconymi". Pod nieobecność Trumpa dzielnie go zastępował.
Scott Jennings z LA Times tak ocenił jego występ: "Po raz kolejny na polu prezydenckim Partii Republikańskiej występuje bogaty outsider, który postrzega GOP jako pusty statek, który może zająć każdy pirat, jaki zdoła go przejąć. Ramaswamy nie ma żadnych podstaw ideologicznych. Brak ortodoksji politycznej. To po prostu sprytny sloganowiec, któremu wydaje się, że zadaniem prezydenta jest mówienie i zdominowanie uwagi, jak tylko się da".
Ale mimo niezbyt pozytywnych ocen ze strony komentatorów, wydaje się, że publiczność kupiła to, co Vivek sprzedawał. Na razie niepotwierdzone i nieoficjalne sondaże mówią, że wyborcom podobał się najbardziej. To znaczy wśród obecnych na debacie, bo nieobecność Trumpa została zauważona i doceniona – według większości potencjalnych wyborców zyskał on nie biorąc w niej udziału.
Nikki Haley, która pełniła w administracji Trumpa funkcję ambasadora ONZ, podniosła jeden z nielicznych głosów przeciwko byłemu prezydentowi. Skrytykowała go za dodanie bilionów długu publicznego podczas pobytu w Białym Domu i ostrzegła, że nie można go wybrać. „Musimy zmierzyć się z faktem, że Trump jest najbardziej nielubianym politykiem w Ameryce” – powiedziała.
Jak wynika ze średniej sondaży ogólnokrajowych zebranych przez realclearpolitics.com, większość pozostałych pretendentów żyje w alternatywnym świecie, w którym Trump nie ma ponad 40-procentowej przewagi nad najbliższym mu konkurentem. Gubernator Florydy, Ron DeSantis, ma 14% i jego notowania spadają. Ramaswamy jest trzeci z wynikiem 7% i zyskuje.
Teoretycznie, podczas wyborów, duża różnica poparcia skłania słabszych kandydatów do atakowania prowadzącego stawce. W tym przypadku nie ma to miejsca. Zamiast tego DeSantis unikał mówienia O Trumpie, choć wyraźnie kontrastował swoje doświadczenia z osiągami Waszyngtonu za poprzedniej administracji. Ramaswamy nazwał Trumpa „najlepszym prezydentem XXI wieku”. Pence, którego życie było zagrożone przez zwolenników Trumpa podczas ataku na Kapitol 6 stycznia, niejednokrotnie powtarzał, że jest „niezwykle dumny z administracji Trump-Pence”.
A kiedy kandydatów zapytano, czy poprą Trumpa jako kandydata, gdyby został skazany za przestępstwo, ręki nie podniósł jedynie były gubernator Arkansas Asa Hutchinson, choć Chris Christie żartował, że tylko kiwa palcem. Kiedy były gubernator New Jersey nazwał zachowanie Trumpa „poniżeniem urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych”, zagłuszyła go fala buczenia publiczności.
Minęła prawie godzina debaty, zanim padło pytanie o fakt, że Trumpowi postawiono obecnie 91 zarzutów karnych, które obejmują utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości, niewłaściwe obchodzenie się z niektórymi z najbardziej wrażliwych dokumentów w kraju i próbę unieważnienia wyborów w 2020 roku.
Zamiast włączyć się do debaty, Trump nagrał wcześniej wywiad z byłym gospodarzem Fox News Tuckerem Carlsonem, w którym pochwalił się swoimi osiągnięciami na stanowisku i zaatakował Joe Bidena. Mając ogromną przewagę w sondażach stwierdził, że nie ma potrzeby brać udziału w debacie, chociaż niesie to ze sobą ryzyko, że nie będzie mógł bronić się, jeśli zostanie słownie zaatakowany. Jak się okazało, martwił się tym niepotrzebnie.
na podst. usatoday, latimes, wp, foxews
rj