Dziesięć dni transmisji, tysiące obserwujących i dramatyczny finał – tak wyglądały ostatnie chwile Raphaëla Gravena, znanego jako Jean Pormanove. Internetowy performer, który zyskał popularność, pozwalając innym decydować o granicach swojej wytrzymałości, zmarł podczas kolejnego maratonu na żywo. Stream, śledzony przez tysiące widzów na platformie Kick, miał być serią ekstremalnych wyzwań i prób wytrzymałości, lecz w rzeczywistości stał się pasmem upokorzeń, przemocy i pozbawiania snu. Gdy transmisja nagle się urwała, okazało się, że młody mężczyzna nie żyje. Sprawa wstrząsnęła Francją i na nowo rozpaliła dyskusję o tym, jak daleko można się posunąć dla internetowej sławy.
Prokuratura w Nicei wszczęła dochodzenie, a sekcja zwłok miała wyjaśnić dokładne przyczyny śmierci. Już wcześniej policja analizowała przypadki brutalnych treści publikowanych w Internecie, w których ofiarami stawali się uczestnicy transmisji. Śmierć Gravena potwierdził jego wieloletni współpracownik, który w mediach społecznościowych napisał, że stracił „brata i partnera”, z którym przez sześć lat tworzył internetowe projekty.
Francuska minister ds. sztucznej inteligencji i cyfryzacji Clara Chappaz podkreśliła, że Graven był „upokarzany i maltretowany na oczach widzów przez wiele miesięcy” i dodała, że odpowiedzialność platform za niedopuszczanie do rozpowszechniania nielegalnych treści jest obowiązkiem, a nie kwestią wyboru. Władze platformy Kick wydały oświadczenie, w którym zapowiedziały dochodzenie w sprawie tej tragedii oraz wyraziły kondolencje rodzinie i społeczności internetowej zmarłego.
Jak daleko człowiek jest w stanie się posunąć?
Podczas transmisji na żywo Graven i młody mężczyzna z niepełnosprawnością, znany jako „Coudoux”, byli obrażani, duszeni, wyśmiewani, policzkowani, zastraszani, a nawet odmawiano im opieki medycznej, a wszystko to w kontekście dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność. Te nieznośne akty przemocy fizycznej i słownej, eufemistycznie nazywane przez streamerów „konceptami”, oglądały na żywo tysiące widzów - Jean Pormanove miał ponad milion obserwujących na swoich platformach społecznościowych.
I choć prokurator z Nicei poinformował, że sekcja zwłok nie wykazała śladów urazów, które mogłyby wyjaśnić śmierć, a zatem prawdopodobne przyczyny zgonu wydają się mieć podłoże medyczne lub toksykologiczne, ta historia stawia przed nami bolesne pytanie: jak wiele jednostka gotowa jest poświęcić, by zyskać popularność i uwagę w Internecie? Raphaël Graven nie był odosobnionym przypadkiem. Coraz częściej młodzi ludzie rywalizują o zasięgi i kliknięcia, podejmując wyzwania graniczące z autodestrukcją. W erze cyfrowej, w której rozpoznawalność mierzona jest liczbą subskrypcji i komentarzy, granica między autentyczną twórczością a ryzykownym spektaklem zaciera się niebezpiecznie szybko.
W pogoni za uwagą odbiorców niektórzy posuwają się do działań, które dawniej byłyby nie do pomyślenia – w zamian za chwilę sławy oddaje się prywatność, bezpieczeństwo, naraża zdrowie, godność, a czasem i życie.
Rola platform i odpowiedzialność za treści
Czy odpowiedzialność spoczywa wyłącznie na osobach, które podejmują takie ryzykowne wyzwania? Niewątpliwie nie. Platformy społecznościowe, czerpiące korzyści z rosnących statystyk oglądalności, muszą brać współodpowiedzialność za to, co transmitują ich użytkownicy. Nie wystarczy publikować ogólnych zasad i regulaminów – konieczne jest realne monitorowanie i reagowanie na sytuacje, które ewidentnie prowadzą do krzywdy.
Prawo francuskie jasno mówi, że dystrybucja treści nielegalnych i krzywdzących nie jest kwestią wolności twórczej, ale złamaniem przepisów. Jednak nawet bez paragrafów pojawia się pytanie etyczne: czy społeczność internetowa powinna być biernym widzem takich dramatów? Widzowie, komentatorzy i algorytmy, które promują najbardziej kontrowersyjne materiały, stają się niechcący częścią mechanizmu prowadzącego do tragedii.
Śmierć Jean Pormanove’a jest więc nie tylko dramatem jednostki, lecz także mrocznym sygnałem ostrzegawczym. To przypomnienie, że świat cyfrowy potrzebuje granic, a pogoń za popularnością nie może usprawiedliwiać łamania podstawowych wartości – życia, zdrowia i godności człowieka.