W mijającym roku coraz większa liczba ludzi zaczęła traktować GoFundMe nie jako platformę do spełniania marzeń czy realizacji pasji, lecz jako ostatnią deskę ratunku. Jak wynika z najnowszego raportu „Year in Help 2025”, rośnie liczba zbiórek organizowanych po to, by pokryć najprostsze, codzienne wydatki: czynsz, rachunki, jedzenie.
Według platformy liczba kampanii zakładanych na potrzeby podstawowe wzrosła o 20%, po tym jak już w poprzednim roku zwiększyła się czterokrotnie. Kategoria „miesięczne rachunki” była drugą najszybciej rosnącą na całej stronie, zaraz po indywidualnych zbiórkach na rzecz organizacji non-profit.
GoFundMe zauważa, że zbiórki na podstawowe potrzeby rosną we wszystkich głównych anglojęzycznych krajach: w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Australii. To zjawisko, jak mówi prezes firmy Tim Cadogan, jest odbiciem pogarszającej się sytuacji finansowej wielu rodzin.
W USA raport pojawia się po roku naznaczonym spowolnieniem wzrostu płac wśród najmniej zarabiających, słabym rynkiem pracy, wyższym bezrobociem i niskim zaufaniem konsumentów do gospodarki.
Cadogan zwraca uwagę, że platforma wyraźnie widzi ten trend w swoich danych. "Niektórzy zalegają z czynszem, inni potrzebują niewielkiego wsparcia, by przetrwać kolejny miesiąc. To wprost odzwierciedla to, co dzieje się w gospodarkach. A interesujące jest to, że ludzie jednak reagują i wspierają tych, którzy są w trudnej sytuacji".
Wśród zbiórek dotyczących szerszych potrzeb społecznych na pierwszym miejscu znalazły się banki żywności. GoFundMe odnotowało niemal sześciokrotny wzrost kampanii związanych z dostępem do jedzenia na przełomie października i listopada – akurat wtedy, gdy wielu Amerykanom wstrzymano świadczenia SNAP z powodu rządowego shutdownu.
Według dr Martina Lukka z Uniwersytetu w Toronto, który bada ekonomiczną nierówność i historię crowdfundingu, platformy takie jak GoFundMe od dawna nie pełnią już funkcji kreatywnego wsparcia czy przedsiębiorczości. "To swego rodzaju barometr poziomu desperacji" - mówi Lukk. "Kiedy nie ma innego ratunku, ludzie często trafiają właśnie na GoFundMe".
Jednocześnie badacz podkreśla, że statystyki platformy nie pokazują całej skali problemu – wiele osób nigdy nie zakłada zbiórki, a wiele kampanii nie osiąga celu. Potrzebny jest dostęp do Internetu, umiejętność sprawnego opowiedzenia swojej historii, a często także silna sieć społeczna gotowa ją udostępnić.
Cadogan przyznaje, że idealnym rozwiązaniem byłyby państwowe systemy wsparcia działające na tyle sprawnie, by nikt nie musiał szukać pomocy w Internecie. Ale dodaje, że żaden kraj nie ma systemu, który rozwiązywałby wszystkie problemy.
Kończący się rok miał dla niego również osobisty wymiar – rozpoczął się od pożarów w Altadenie, gdzie mieszka. Jak mówi, ogrom wsparcia, jaki zobaczył wokół siebie, zrobił na nim ogromne wrażenie. "Proszenie o pomoc jest trudne. To odważny krok. Ale kiedy ktoś go wykonuje, otwierają się drzwi do niezwykłej dobroci".
GoFundMe rysuje obraz roku pełnego wyzwań, ale też przedstawia dowód na to, że w momentach największego napięcia najczęściej pojawia się zwykła, cicha gotowość do pomocy.