Joe Manchin, demokratyczny senator Wirginii Zachodniej, nie wykluczył możliwości kandydowania na stanowisko prezydenta z ramienia trzeciej partii w 2024 roku. Oznajmił to podczas spotkania zorganizowanego przez centrową grupę No Labels w New Hampshire.
Mówiąc, że Amerykanie powinni mieć wybór” dodał, iż jakiekolwiek spekulacje na temat jego udziału w wyścigu wraz z byłym gubernatorem stanu Utah, republikaninem Jonem Huntsmanem, są przedwczesne. Zapowiedział jednak, że w razie udziału w wyborach nie będzie w nich małym epizodem. „Jeśli wezmę udział w wyścigu, wygram” – powiedział. Trudno jednak sobie wyobrazić, by jakikolwiek start z organizacją No Labels był możliwy i stanowił poważne zagrożenie dla kogokolwiek.
Czy kandydaci spoza głównych partii mają szansę
To prawda, że wielu demokratów nie chce, aby Biden ponownie kandydował, a wielu republikanów mówi to samo o Trumpie, który jest obecnym liderem Partii Republikańskiej. Jednak kandydaci z zewnątrz, spoza tych partii, nie mają na swoich kontach sukcesów i nic nie wskazuje na to, by kandydat trzeciej partii lub niezależny był w stanie rzucić wiarygodne wyzwanie.
Mogą zmienić wynik
Mogą jednak uzyskać wystarczające poparcie wśród umiarkowanych wyborców, aby zniweczyć plany Bidena w stanach, które wygrał w 2020 r. z minimalną przewagą.
„Aby demokrata wygrał wybory, musi przekonać trzech na pięciu umiarkowanych wyborców” – powiedział Jim Kessler, wiceprezes ds. polityki w Third Way, centrowo-lewicowej organizacji politycznej. „Jeśli masz kandydata z trzeciej partii, który reprezentuje centrum, zabiera on głosy tych, którzy uważają się za ideologicznie centrowych, a demokraci są poważnie uzależnieni od tego bloku wyborców”.
Ale pytanie brzmi, czy taki kandydat – zwłaszcza Manchin, który ewentualnie znalazłby się na karcie do głosowania w 2024 roku – utrzymałby się w wyścigu wystarczająco długo, aby tak się stało.
Strategia Manchina polega na utrzymywaniu przekonania, że może stać się zagrożeniem dla Bidena. Manchin to sprytny operator polityczny, który potrzebuje części republikańskich wyborców w swoim rodzinnym stanie. Bardziej zależy mu na zwycięstwie w kolejnych wyborach do Senatu niż na mało prawdopodobnej prezydenturze. Potwierdził więc, że poczeka do końca tego roku, aby ogłosić, czy zamierza ubiegać się o reelekcję do Senatu przeciwko swojemu rywalowi z Partii Republikańskiej, popularnemu gubernatorowi Wirginii Zachodniej Jimowi Justice.
„Manchin musi kandydować w stanie, który jest w przeważającej mierze republikański” – powiedział Fernand Amandi, demokratyczny ankieter z Florydy. „Zmusza go to do angażowania się w wiele spraw, które podkreślają, jak bardzo jest niezależny i jak nie jest podatny na wpływy własnej partii demokratycznej”.
Idąc tym tropem można więc powiedzieć, że być może nic by tak mocno nie pokazało jego niezależności od Bidena i reszty demokratów, jak kandydowanie przeciwko urzędującemu prezydentowi.
„Wydaje mi się dziwne, że po spędzeniu ostatnich dwóch i pół roku na pomaganiu Joe Bidenowi i jego programowi, Manchin przyjdzie teraz w ostatniej chwili sabotując szanse Bidena na reelekcję” – mówi Amandi. „Nawet jeśli weźmie udział w wyścigu, myślę, że wycofa się przed wyborami i poprze Bidena”.
Biden zawdzięcza część swojego sukcesu legislacyjnego temu senatorowi z Zachodniej Wirginii. Bez niego nie byłby w stanie uchwalić ustawy o redukcji inflacji i ponadpartyjnej ustawy infrastrukturalnej. Z drugiej strony zdarzyło się kilkukrotnie, że Manchin stanął po drugiej stronie, starając się nie stracić niezależnych i centrowych wyborców. Tylko on wie więc, czy zdecyduje się zaryzykować prezydenturę obecnego prezydenta dla poprawy własnych szans w wyborach do Senatu.
Trzeci kandydat. Co musi zrobić
Kandydaci tacy na ogół starają się wypracować unikalne stanowiska polityczne, odrębne od głównych partii.
No Labels opublikowało coś, co nazywa „zdroworozsądkową” platformą polityczną, która wydaje się być planem dla potencjalnego kandydata. Szef tej organizacji, Joe Lieberman, stara się znaleźć wspólny mianownik dla polityki obydwu stron. Nie dostrzega jednak głównych punktów spornych: na przykład twierdzi, że „Ameryka musi znaleźć równowagę między ochroną praw kobiet do kontrolowania własnego zdrowia reprodukcyjnego, a odpowiedzialnością społeczeństwa za ochronę życia ludzkiego”, ale nie określa, na czym ta równowaga miałaby polegać.
Nawet przy wsparciu grupy takiej jak No Labels jest mało prawdopodobne, aby kandydat z zewnątrz zyskał dużą popularność, biorąc pod uwagę historię takich nieudanych startów. Bez infrastruktury dużej partii każdy etap procesu wyborczego jest zdecydowanie trudniejszy, w tym budowanie rozpoznawalności, zdobywanie poparcia, debaty oraz zbieranie funduszy.
Z drugiej strony nawet odrobina takiego działania może podważyć niewielką przewagę Bidena w stanach takich jak Arizona, Georgia i Wisconsin, które zdobył łączną przewagą zaledwie 44 000 głosów w 2020 roku.
No Labels w rzeczywistości próbuje więc zaszkodzić szansom na reelekcję urzędującego prezydenta, ponieważ tym właśnie są te wybory – referendum w sprawie pierwszej kadencji prezydenta demokratów”, uważa Amandi. Lieberman ze swojej strony stwierdził w ABC Sunday, że No Labels ma na celu rozwiązanie problemu polegającego na tym, że „Amerykanie nie kupują już tego, co sprzedają obie strony”.
źródła: vox, reuters, npr, newsweek
rj