----- Reklama -----

LECH WALESA

21 listopada 2023

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Najpierw prezydent je symbolicznie ułaskawia, po czym zjada się ich ponad 50 milionów w jeden dzień. Do tego ptak ten wcale nie jest związany w pierwszą celebracją Święta Dziękczynienia.

Historycy nie wierzą, iż indyk był jedną z potraw podczas pierwszej fiesty z okazji święta Dziękczynienia w 1621 roku – tak przynajmniej utrzymuje Ashley Rose Young ze Smithsonian’s National Museum. Skąd więc wzięła się jego dzisiejsza popularność?

Podobno Alexander Hamilton, jeden z ojców-założycieli Stanów Zjednoczonych, powiedział kiedyś, że "żaden obywatel nie powinien powstrzymywać się przed zjedzeniem indyka w Thanksgiving”. Słowa tego męża stanu i polityka stały się rzeczywistością i według National Turkey Federation około 50 milionów indyków jest konsumowanych w to listopadowe święto. Co ciekawe, indyka konsumujemy również na święta Bożego Narodzenia – ok. 22 milionów oraz Wielkanoc – 19 milionów. W sumie rocznie w USA zjadanych jest 250 milionów tych ptaków.

Tożsamość narodowa

Hamilton był znany jako zwolennik i propagator pomysłu powszechnej konsumpcji indyków. „To wszystko było częścią szerszego planu, aby wprowadzić do Stanów Zjednoczonych narodową tożsamość poprzez spożywanie tego samego rodzaju żywności” - powiedziała Young. „Tak więc indyk, będąc rodzimym i pochodzącym z Ameryki Północnej ptakiem, naprawdę odróżniał amerykański stół od stołu brytyjskiego”.

Tak powstał mit

Historycy nie wierzą, że indyka zjedzono podczas pierwszego Thanksgiving w 1621 roku i że prawdopodobnie podawanym wówczas mięsem była dziczyzna, gęsi i kaczka. Indyk stał się potężnym mitem promowanym przez literaturę i autorkę Sarę Hale, która ponad 240 lat później propagowała pomysł uczynienia Święta Dziękczynienia świętem narodowym. Prezydent Abraham Lincoln ogłosił je takim w 1863 roku.

Według Rose Young, popularność indyka podawanego wraz z dynią i żurawiną, jest wynikiem migracji z Nowej Anglii, gdzie potrawa ta była serwowana od dziesięcioleci w ramach tradycyjnych dożynek, a wraz z przenoszeniem się mieszkańców wschodniego wybrzeża na zachód i południe zyskiwała popularność w innych częściach kraju.

Poza tym popularność tego ptaka wynika również z bardziej pragmatycznych powodów. Po pierwsze, pochodził z Ameryki Północnej i był już udomowiony żyjąc na terenie gospodarstw, co było wygodne. Po drugie, w przeciwieństwie do kurczaka, ważące 15-26 funtów indyki mogą wykarmić wiele osób.

Wspaniała tradycja?

W poniedziałek prezydent Biden ułaskawił dwa indyki o imionach "Liberty" i "Bell". Każdego roku robi to aktualny gospodarz Białego Domu, choć nie wszyscy zdają sobie sprawę, że to tradycja wprowadzona przez lobby producentów indyków, które pierwotnie były darowane prezydentom do zjedzenia i propagowania ich spożycia przez resztę kraju. Ułaskawianie przyszło znacznie później.

Dziwna historia

Ten układ pomiędzy lobby indyczym a prezydentami rozpoczął się w latach czterdziestych XX wieku, ale wtedy było to podarowanie ptaka prezydentowi i jego rodzinie do zjedzenia na Święto Dziękczynienia.

Jednak śmierć, nawet indyczą, trudno sprzedać.

Większość Amerykanów nie wie lub nie chce wiedzieć, w jaki sposób jedzenie trafia na stół. Jak wykazały badania, zależy im na tym, by smakowało i było tanie. Politycy więdzą o tym.

Dlatego zdając sobie sprawę z niezręczności całej sytuacji – publicznego przyjęcia żywego indyka przeznaczonego na jego stół – John F. Kennedy zerwał z tą tradycją w 1963 roku.

„Myślę, że po prostu pozwolimy temu ptakowi urosnąć” – powiedział Kennedy o ofiarowanym mu ptaku z tabliczką na szyi, na której widniał napis: „Smacznego, panie prezydencie”.

On i jego następcy zdali sobie sprawę, że lepiej być postrzeganym jako wyzwoliciel indyków, niż ten, który publicznie posyła je na rzeź. Niewiele brakowało jednak, by za prezydentury George’a W. Busha dzielny terier szkocki prezydenta, Barney, niemal przywrócił tradycję zabijania indyków w Białym Domu.

Tradycja się rozrasta... z jakiegoś powodu

Ptaki przywożone do prezydenta na tę uroczystość są traktowane po królewsku, dostają własny pokój hotelowy, pisze się o nich setki artykułów, robi tysiące zdjęć i zapewnia spokojną przyszłość. Nie zawsze tak było, czego chyba nie musimy bliżej wyjaśniać.

Mimo ironii całego ułaskawienia, wydarzenie to nie tylko nie wykazuje oznak spowolnienia ale wydaje się rozrastać.

Gubernator Gretchen Whitmer sprowadziła tę tradycję do Michigan w 2022 roku, ułaskawiając pierwszego indyka, co zostało powtórzone w tym roku. Z innym ptakiem oczywiście.

Alabama robi to od dziesięcioleci. Co dziwne, według „Alabama Daily News” ptaki z jakiegoś powodu co roku miały te same imona - „Clyde” i „Henrietta”. Dopiero niedawno sondaż internetowy wybrał nowe - "Giblet" i Puddin".

Stało się tak zakorzenione w kulturze, że w tym roku miasto we wschodnim Teksasie zdecydowało się przyłączyć do tej dziwnej tradycji i pozwolić żyć indykowi o imieniu… Dolly Pardon.

„Indyk nazywa się Dolly, ponieważ jest silnym kobiecym wzorem do naśladowania” – powiedziała Lisa Mays-Gonzalez, dyrektor lokalnej biblioteki. „To też hołd dla naszych południowych korzeni. A poza tym ona jest zagorzałą zwolenniczką umiejętności czytania i pisania”.

Podobno Dolly ma dożyć swoich dni na ranczu „Believe in Vegan”.

Tradycja sięga wcześniej

Zwyczaj wysyłania indyków do prezydentów (w celu ich zjedzenia) sięga co najmniej 73 lata przed zaangażowaniem się w ten zwyczaj stowarzyszenia branżowego i ich lobbystów.

Według Stowarzyszenia Historycznego Białego Domu, Harold Vose z Rhode Island, człowiek znany wówczas jako „Król Drobiu”, od 1873 r. aż do swojej śmierci w 1913 r. wysyłał do Białego Domu nieoficjalnie indyki na Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie.

Potem zaczęli to robić inni.

rj

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor