Dlaczego świat cofa się w osiągniętych postępach?
Przez dwie dekady był to jeden z największych sukcesów globalnego zdrowia publicznego. Między 2000 a 2020 rokiem świat zdołał niemal o połowę zmniejszyć liczbę zgonów dzieci, które nie dożywały swoich piątych urodzin. Roczne statystyki spadły z blisko 10 milionów do niespełna 5 milionów - liczby, za którymi kryły się lata inwestycji, programów szczepień i rozwoju podstawowej opieki zdrowotnej. Pandemia COVID-19 spowolniła ten postęp, ale go nie odwróciła. Aż do teraz.
Najświeższe szacunki wskazują, że rok 2025 będzie pierwszym w tym stuleciu, w którym liczba zgonów dzieci ponownie wzrośnie. W 2024 roku zmarło 4,6 miliona najmłodszych. W przyszłym roku ta liczba ma - według prognoz Instytutu Metryki Zdrowotnej i Oceny (IHME) przy Uniwersytecie Waszyngtońskim - wzrosnąć o ponad 200 tysięcy, do około 4,8 miliona.
Eksperci nie kryją poruszenia. Dr Brooke Nichols z Uniwersytetu Bostońskiego, która badała konsekwencje cięć zagranicznej pomocy rozwojowej, nazywa te prognozy „przerażającymi”. Jej zdaniem metodologia IHME jest spójna z innymi analizami - także tymi publikowanymi w renomowanych czasopismach medycznych - a przedstawione liczby mogą być wręcz szacunkiem ostrożnym.
Badacze podkreślają, że nie dysponują jeszcze kompletnymi, oficjalnymi danymi z systemów zdrowotnych na całym świecie. W wielu krajach dokumentowanie zgonów wciąż jest niepełne lub opóźnione. Dlatego IHME oparło swoje prognozy na modelu matematycznym, który uwzględnia historyczne związki między wydatkami na zdrowie a śmiertelnością najmłodszych.
Historyczny spadek pomocy zagranicznej
Choć główne przyczyny zgonów dzieci pozostają w zasadzie niezmienione - wciąż dominują infekcje takie jak malaria czy biegunki oraz powikłania przedwczesnego porodu - to autorzy raportu skupili się na jednym czynniku, który w ostatnich miesiącach uległ dramatycznemu pogorszeniu: globalnych cięciach pomocy zagranicznej.
Według IHME w 2024 roku świat przeznaczył na zdrowie w krajach o niskich dochodach około 49 miliardów dolarów. W 2025 roku kwota ta spadła do 36 miliardów - o ponad jedną czwartą. Tak dużych cięć nie odnotowano od lat. I nie dotyczą one wyłącznie Stanów Zjednoczonych. Wielka Brytania, Francja czy Niemcy także zmniejszają swoje zaangażowanie, przesuwając priorytety polityczne i budżetowe. I chociaż niektóre kraje zintensyfikowały działania - jak Indonezja czy Republika Południowej Afryki - ich wysiłki nie są w stanie zrekompensować strat.
Najmocniej uderzy to w kraje najbiedniejsze, zwłaszcza w Afryce Subsaharyjskiej, gdzie nawet jedna piąta budżetu zdrowotnego pochodziła z zagranicznych dotacji. Gdy te przepływy nagle się załamują, państwa są zmuszone ograniczać podstawowe usługi medyczne, zamykać programy szczepień lub redukować personel. Skutki takiej luki finansowej stają się natychmiastowe – i bardzo bolesne.
Jaki może być dalszy scenariusz?
Prognozy IHME, opublikowane jako część dorocznego raportu Goalkeepers Fundacji Gatesów, przedstawiają zarówno wariant pesymistyczny, jak i bardziej optymistyczny. Jeśli cięcia utrzymają się na poziomie około 20% w stosunku do roku 2024, świat może stracić dodatkowe 12 milionów dzieci do 2045 roku - ponad to, co i tak przewidywały wcześniejsze trendy demograficzne. Przy redukcji pomocy o 30% liczba ta rośnie do 16 milionów.
Jest jednak również scenariusz nadziei. Jeśli społeczność międzynarodowa powróciłaby do finansowania zdrowia na poziomie sprzed cięć, nowe technologie i innowacje mogłyby uratować podobną liczbę istnień - nawet 12 milionów dzieci do połowy wieku. Chodzi o wprowadzane w ostatnich latach szczepionki, metody zwalczania malarii i rozwiązania poprawiające opiekę okołoporodową.
Jednocześnie badacze podkreślają, że przewidywanie przyszłości pozostaje obarczone niepewnością. Kraje mogą jeszcze zmienić swoje strategie, inaczej rozłożyć wydatki lub odejść od dotychczasowych priorytetów. Modele będą musiały być aktualizowane, gdy realne dane zaczną spływać z systemów zdrowia.
Za każdą liczbą stoi dziecko
Eksperci przypominają, że w całej tej dyskusji nie chodzi o procenty, wykresy czy abstrakcyjne wskaźniki. To statystyki, za którymi kryją się konkretne dramaty. Każdy wzrost śmiertelności to nie „kolejny punkt w tabeli”, ale dziecko - z imieniem, rodziną, przyszłością, która nagle staje się niemożliwa.
Jak zauważa dr Nichols: „Mówimy o liczbach, ale każda z nich to człowiek. To mogłoby być twoje dziecko. Moje dziecko”.