Grupa europejskich naukowców sugeruje, że dostarczenie olbrzymiej ilości śniegu – około 7 bilionów ton na szelf lodowy na Antarktydę, może pomóc powstrzymać skutki globalnego ocieplenia.
Pomysł został przedstawiony w artykule opublikowanym w ubiegłym tygodniu w czasopiśmie Science Advances. Strategia ta polegałaby na pompowaniu wody z oceanu, ewentualnym odsalaniu jej, zamrażaniu, a następnie wystrzeleniu ponad 7 bilionów ton śniegu z armat, podobnie jak to ma miejsce w ośrodkach narciarskich rozprowadzających sztuczny śnieg, co miałoby nastąpić w okresie 10 lat.
Aby spróbować wyobrazić sobie skalę takiego przedsięwzięcia, można wziąć pod uwagę fakt, iż przeciętny samochód waży ok. 1 tony.
Miejscem docelowym dla śniegu byłaby pokrywa lodowa wokół lodowców Pine Island i Thwaites, co stanowi obszar o wielkości zbliżonej do Kostaryki.
Nie wiadomo dokładnie, jak plan miałby zostać zrealizowany. Badanie nie dotyczy innych aspektów technicznych, niż stwierdzenie, że potrzebnych byłoby co najmniej 12,000 turbin wiatrowych, aby zapewnić odpowiednią moc i sugeruje, że wymagałoby to „bezprecedensowego wysiłku ludzkości w jednym z najtrudniejszych środowisk na planecie”.
Poza logistyką istnieje jeszcze jeden problem, sprzęt potrzeby do rozpoczęcia tego typu operacji na zawsze zmieniłby oblicze jednego z najbardziej odległych miejsc na ziemi.
Wysiłek, który trzeba by w to włożyć, jest ogromny. To jak stacja księżycowa lub coś podobnego” – powiedział Anders Levermann, jeden z autorów badania i profesor na Poczdamskim Instytucie Badań nad Wpływami Klimatu. „To naprawdę nietknięte miejsce. Dzięki temu projektowi szybko można by przekształcić je w kompleks przemysłowy”.
„Nie jestem pewien, czy chciałbym, żeby to zostało zrobione, ale szczerze mówiąc, to jedna z możliwości, aby uratować Nowy Jork, Hong Kong, Shanghai, Kalkutę. W przeciwnym razie będzie nam trudno bronić się (przed zmianami klimatu)”.
Dobrą stronę przedsięwzięcia mógłby być fakt, że wykorzystanie ogromnych ilości wody oceanicznej do produkcji śniegu, obniżyłoby poziom morza na całym świecie o kilka centymetrów, stwierdził Levermann.
Naukowiec przyznaje, że pomysł wydaje się dziwaczny. Powiedział jednak, że ekstremalne zagrożenia zmianami klimatu mogą wymagać ekstremalnych środków.
„Co uważam za dobre, to fakt, że to badanie podkreśla, jak wielki jest problem, który już spowodowaliśmy w naszym systemie klimatycznym” – powiedział Levermann. „Jeśli ludzie widzą te badania i mówią: „Cóż, ten problem jest naprawdę ogromny” – to jest to pozytywny aspekt”.
Levermann jest wysoko cenionym ekspertem w zakresie zmian poziomu morza i był autorem części zeszłorocznego dorocznego raportu dla Międzynarodowego Zespołu ONZ ds. Zmian Klimatu.
W obecnych warunkach, jak twierdzi, pokrywa lodowa Zachodniej Antarktydy została zdestabilizowana i ostatecznie stopi się, powodując wzrost poziomu morza o prawie 10 stóp. To z kolei może zniszczyć wiele najważniejszych miast na świecie.
Dodał, że ludzie w wielkich miastach mogą ostatecznie być zmuszeni do życia za wielkimi murami, za którymi wznosi się morze.
„To nie mój scenariusz, to tylko fizyka” – powiedział.
Levermann dodał także, że stara się wykraczać poza kilka następnych lat zmian klimatycznych.
„Wiem, że ludzie skupiają się na kwestii podnoszenia się poziomu morza w tym stuleciu, co jest dość uczciwe. Te miasta istnieją dłużej niż tylko 100 czy 80 lat… to są miejsca, w których budujemy naszą kulturę” – powiedział.
„Właściwie naprawdę nie wiem, czy raczej powinniśmy zrezygnować z Nowego Jorku, Hong Kongu czy zniszczyć Zachodnią Antarktydę”.
Monitor