20 stycznia 2023

Udostępnij znajomym:

PIERWSZA RUNDA PLAY-OFFS BARDZO EMOCJONUJĄCA
MECZE WYRÓWNANE, ALE BEZ NIESPODZIANEK

KONFERENCJA NATIONAL:
SAN FRANCISCO 49RES – SEATTLE SEAHAWKS 41-23

Jako pierwsi do boju o następną rundę ruszyli San Francisco 49res oraz Seattle Seahawks.

Zdecydowanym faworytem tej rywalizacji była drużyna z Kalifornii i to przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze: 49ers pokonali już w tym sezonie drużynę z największego miasta w stanie Waszyngton dwukrotnie. Po drugie - Kalifornijczycy wygrali dziesięć spotkań z rzędu, będąc już od wielu tygodni w znakomitej dyspozycji. Po trzecie wreszcie mecz był rozgrywany na boisku Levisa w Santa Clara przy nadkomplecie 71,233 tysięcy fanów San Francisco.

Początek tego spotkania potwierdził w znacznym stopniu przedmeczowe prognozy. Miejscowi szybko wyszli na prowadzenie 10-0, punktując w dwóch początkowych rajdach. Ale pod koniec pierwszej kwadry udanym rajdem zaskoczyli gracze Seattle, którzy zdobyli przyłożenie, zmniejszając prowadzenie gospodarzy na 10-7. Wprawdzie chwilę potem 49ers po udanym kopnięciu znów odskoczyli na 13-7, ale Jastrzębie Morskie odpowiedziały znakomitą akcją. Rozgrywający Seattle Geno Smith znakomitym podaniem uruchomił DK Metcalfa, który zdobył przyłożenie i tym samym wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 14-13. Szok na trybunach, na pewien moment stadion zamilkł, swoją radość okazywała jedynie niewielka grupa sympatyków ze stanu Waszyngton. Przed zejściem do szatni na przerwę drużyny jeszcze dorzuciły po udanym kopnięciu i ostatecznie pierwsza połowa kończy się niespodziewanie wynikiem 17-16 dla Seahawks. Seattle ten wynik zawdzięczało mądrej, rozważnej i mało ryzykownej grze. Ponadto Jastrzębie nie zanotowały żadnych strat piłki na korzyść rywala oraz nie były karane ani razu przez sędziów za nieczystą grę.

Po przerwie na boisku zobaczyliśmy bardziej zdeterminowaną i grającą wyjątkowo skutecznie drużynę z Kalifornii, która w trzeciej kwadrze, zdobywając przyłożenie, znów wyszła na prowadzenie 23-17. Kluczowym momentem tego spotkania był rajd Seattle, który zakończył się stratą piłki w “czerwonej strefie” San Francisco pod koniec trzeciej kwadry. Ten błąd był bardzo kosztowny, gdyż Kalifornijczycy pod wodzą swojego rozgrywającego skonstruowali następną świetną akcję i zdobyli kolejne przyłożenie powiększając swoje prowadzenie na 31-17. Po tej akcji w zasadzie było już „po meczu”, a dominacja 49ers nie podlegała dyskusji. Brock Purdy zdobył w całym meczu 332 jardy, zostając pierwszym debiutującym w lidze NFL rozgrywającym, który zdobył cztery przyłożenia w meczu play-off.

W drugiej rundzie drużynę z Kalifornii czeka jeszcze większe wyzwanie, bo do San Francisco przylatują rozgrzane zwycięstwem nad Korsarzami na Florydzie, Kowboje z Dallas.

DALLAS COWBOYS –TAMPA BAY BUCCANEERS 31-14

W tym spotkaniu rozegranym na Florydzie Kowboje były zespołem zdecydowanie lepszym.

Dominowali na boisku od samego początku aż do zwycięskiego końca. Głównym powodem, a w zasadzie sprawcą tego, co się stało w Tampie, był rozgrywający Dallas, Dak Prescott. Ten wieczór dla urodzonego w Luizjanie 29-latka był wyjątkowy, gdyż zdobywając dla swojej drużyny pięć przyłożeń ustanowił nowy rekord Dallas Cowboys. Cztery z tych przyłożeń Kowboje zdobyli po celnych rzutach swojego rozgrywającego do odbierających, natomiast jedno przyłożenie zdobyto „po ziemi”.

Jedynym rozczarowaniem w zespole z Teksasu był ich kopacz Brett Maher, dla którego był to chyba najgorszy dzień w karierze. On też na pewno przejdzie do historii - ale jako bohater negatywny, któremu udało się coś ”wyjątkowego”, czym żaden kopacz w lidze NFL nie mógł się do tej pory „poszczycić”. Otóż nie trafił aż czterokrotnie ekstra-punktu po przyłożeniach swojej drużyny! Jest to dużo łatwiejsze zadanie niż karny w piłce nożnej, gdyż bramka jest pusta! Teraz Kowboje muszą zadecydować, czy zabierać „ten wyjątkowy talent” na trudny mecz do San Francisco, czy może lepiej zastąpić go kimś bardziej odpowiedzialnym.

Również wyjątkowy występ zanotował rozgrywający Nowojorskich Olbrzymów Daniel Jones, który bardzo pomógł swojej ekipie wywieźć zwycięstwo z trudnego terenu w Minneapolis.

NEW YORK GIANTS – MINNESOTA VIKINGS 31-24

Daniel Jones swoim historycznym wręcz występem pozwolił swojej drużynie na sprawienie niespodzianki i pokonanie Wikingów w Minnesocie.

Jako pierwszy rozgrywający w lidze NFL w czasie play-off potrafił rzucić piłkę na ponad 300 jardów oraz przebiec z nią po ziemi zdobywając ponad 70 jardów. Dokładnie rzucając zdobył 301 jardów i dwa przyłożenia oraz przebiegł z piłką 78 jardów, stając się w tym dniu najskuteczniejszym biegaczem na boisku.

Warto zaznaczyć, że to zwycięstwo nad Minnesotą było pierwszym w play-off od czasu pamiętnego zwycięstwa nad New England Patriots w Super Bowl XLVI w lutym 2012. Teraz Nowojorczyków czeka wyprawa do Filadelfii, gdzie poprzeczka będzie wisieć jeszcze wyżej.

Zdecydowanie bardziej zacięte mecze w pierwszej rundzie zanotowano w Konferencji American, gdzie o końcowym wyniku decydowało jedno przyłożenie, jedno udane kopnięcie bądź tylko jeden punkt.

KONFERENCJA AMERICAN
JACKSONVILLE JAGUARS – LOS ANGELES CHARGERS 31 -30

Właśnie to w tym najdziwniejszym spotkaniu w pierwszej rundzie play-off Jaguary ze stanu Floryda pokonały Ładowarki z Miasta Aniołów tylko (i aż) jednym punktem.

Jaguary przegrywały już to spotkanie 27-0, a mimo to potrafiły ten mecz wygrać, notując jeden z największych „powrotów” w lidze. Głównym aktorem tego spektaklu na Florydzie był rozgrywający Jacksonville Trevor Lawrence, który z „piekła” - w pierwszej części meczu - „wstąpił do nieba” tuż po jego zakończeniu. Wynik 27-0 był rezultatem aż czterech przechwytów piłki (rzucanej przez Lawrence'a) przez futbolistów z Los Angeles.

Rozgrywający Jaguarów jednak niespeszony tym faktem - zaczął później grać jak natchniony. Raz po raz jego fantastyczne zagrania kończyły się przyłożeniami, po których jego zespół w cudowny sposób odrobił, zdawałoby się stratę nie do odrobienia, wygrywając ten mecz. Duża w tym zasługa trenerów z Jacksonville, którzy nie „spanikowali” i nie zmienili swojego rozgrywającego, dając mu szansę na rehabilitację. No i jeszcze raz zatriumfowała odwaga.

Będzie ona jeszcze bardziej potrzebna w następnej rundzie, gdyż Jaguars lecą do Kansas City na mecz z No 1 Konferencji - Chiefs i na pewno nie będą tam faworytem. Wodzowie w 10. kolejce ligowej pokonali Jaguars dosyć łatwo 27-7, prowadząc nawet w pewnym momencie 20-0. Czy i tym razem zwyciężą? Każdy inny wynik byłby niewątpliwie sensacją.

Sensacji nie było na pewno w Buffalo, gdzie Bills poradzili sobie z Delfinami z Miami, chociaż nie było łatwo.

BUFFALO BILLS – MIAMI DOLPHINS 34 – 31

Niedoceniane w tym zestawieniu przez bukmacherów Delfiny (+14) były skazane na pewną porażkę.

Mimo tych niezbyt rokujących prognoz postawiły Billsom twarde warunki i tylko dzięki niesprzyjającemu im tego dnia szczęściu oraz znakomitej postawie rozgrywającego Buffalo zeszli z boiska pokonani. A przecież jeszcze w trzeciej kwadrze po przyłożeniu Zacha Sielera Miami prowadziło 24 -20.

Na trybunach dało się wyczuć strach przed tym, co jeszcze nie tak dawno wydawało się niemożliwe. Ale też był to moment, w którym na szczęście dla Buffalo Josh Allen obudził formację ofensywną swojego zespołu. W przeciągu zaledwie trzech minut i jedenastu sekund rozgrywający Buffalo rzucił dwa przyłożenia. Najpierw Cole Beasley złapał z szóstego jarda dając Billsom ponowne prowadzenie, a następnie Gable Davis podwyższył prowadzenie na 34-24. Miami jeszcze się odgryzło jednym przyłożeniem zmniejszając wynik do 34-31, ale w tym dniu to było wszystko, co Delfiny mogły z siebie dać.

Teraz do Buffalo zawitają „dobrzy znajomi” z Cincinnati. Wszyscy pamiętają ostatni mecz między nimi w Ohio, w którym Damar Hamlin stracił przytomność i walczył (skutecznie) o życie w Uniwersyteckim Szpitalu w Cincinnati. Teraz Hamlin jest już w Buffalo, jego stan zdrowia się poprawia, więc chyba nikt się nie zdziwi, gdy pojawi się na stadionie, aby chociaż z trybun wesprzeć kolegów w tym jakże ważnym i trudnym meczu.

Cincinnati Bengals uzyskało przepustkę na mecz drugiej rundy do Buffalo pokonując u siebie w Ohio Kruki z Baltimore po niesamowitym meczu.

CINCINNATI BENGALS – BALTIMORE RAVENS 24-17

W meczu tym, używając języka bokserskiego, Kruki miały Tygrysy przy linach i były bardzo blisko nokautu.

Wydarzenia, o których mowa, rozgrywały się w ostatniej kwadrze meczu przy wyniku remisowym 17-17. Goście z Baltimore przeprowadzili bardzo skuteczny rajd i znajdowali się dosłownie o krok (1 jard) od linii końcowej Cincinnati i zdobycia przyłożenia.

Niestety podczas próby przełożenia piłki za linię końcową stracili ją, a futbolówka wpadła w ręce zawodnika Bengals Sama Hubbarda, który po przebiegnięciu prawie całego boiska (98 jardów) zdobył przyłożenie dla Cincinnati.

Wynik 24 -17 utrzymał się już do końca, mimo że w ostatnich sekundach Ravens miały jeszcze szansę na doprowadzenie do dogrywki.

AUSTRALIAN OPEN - TURNIEJ WIELKIEGO SZLEMA

BARDZO DOBRY START POLAKÓW: IGA ŚWIĄTEK, MAGDA LINETTE I HUBERT HURKACZ MELDUJĄ SIĘ W KOMPLECIE JUŻ W TRZECIEJ RUNDZIE!

IGA ŚWIĄTEK

Iga Świątek w pierwszej rundzie pokonała po dwugodzinnym boju najlepszą obecnie tenisistkę niemiecką Jule Niemeier 2-0 w setach 6-4 i 7-5.

W obydwu setach Niemka toczyła z Polką bardzo wyrównaną walkę, a o końcowym sukcesie naszej zawodniczki zadecydowała większa koncentracja i precyzja uderzeń w końcówkach obu setów.

Iga nie była w tym meczu w swojej szczytowej formie. Popełniała więcej niż rywalka prostych i niewymuszonych błędów oraz nie zawsze była w stanie podejmować właściwe decyzji na korcie. Jeżeli do tego obrazu dodamy jeszcze waleczność i umiejętności rywalki – na pewno będzie łatwiej zrozumieć, dlaczego o to zwycięstwo najlepsza polska tenisistka musiała walczyć do końca.

W drugiej rundzie wygrana przyszła Polce już dużo łatwiej. Jej rywalką była Kolumbijka Camila Osorio. Iga pokonała waleczną tenisistkę z Ameryki Południowej również w dwóch setach 6-2, 6-3, a spotkanie trwało godzinę i dwadzieścia cztery minuty.

W tym meczu 21-letnia Kolumbijka nie miała zbyt wielu argumentów, aby zagrozić Polce. Moc uderzeń Igi ich precyzja oraz szybkość sprawiały, że Osorio była momentami wręcz bezradna. Ponadto różnorodność zagrań popartych dobrym serwisem i doskonałym tego dnia returnem spowodowały, że spotkanie miało jednostronny przebieg i zakończyło się łatwym i szybkim zwycięstwem Polki.

W trzeciej rundzie pierwsza rakieta świata zmierzy się z hiszpańską kwalifikantką Cristiną Bucsą. Hiszpanka mołdawskiego pochodzenia nieoczekiwanie pokonała w drugiej rundzie mistrzynię z roku 2019 Kanadyjkę Biancę Andrescu. Panie walczyły ze sobą ponad trzy godziny i po zaciętym, trzysetowym pojedynku, wygrała Bucsa. Dla 25-letniej Hiszpanki sklasyfikowanej na 102. pozycji (WTA) był to życiowy sukces, który przyniósł jej w nagrodę możliwość pojedynku z liderką światowego rankingu.

HUBERT HURKACZ

Hubert Hurkacz również zameldował się w trzeciej rundzie Australian Open. Jest to najlepszy wynik Wrocławianina w historii jego występów w Melbourne Park.

Pierwszą rundę przeszedł bez problemów, gładko pokonując Hiszpana Pedro Martineza w trzech setach 7-6, 6-2, 6-2. Wyrównany był tylko pierwszy set, którego Hubi wygrał dopiero po tie-breaku. Następne dwa to już totalna dominacja Hurkacza na korcie i pewne zwycięstwo po niecałych dwóch godzinach zmagań. W całym meczu Hubert zaserwował aż 24 asy i miał w sumie 53 piłki kończące.

Bardzo trudną przeprawę miał natomiast najlepszy polski tenisista w drugiej rundzie. Jego rywalem był Włoch Lorenzo Sonego. Na pokonanie tenisisty z Italii Hurkacz potrzebował aż pięciu setów. Pierwszego przegrał 3-6, a w drugim wygrał dopiero po tie-breaku 7-6, ale w trzecim znów górą był Włoch. 

Ostatnie dwa decydujące sety należały już do Polaka. Hubert dużo lepiej wytrzymał to spotkanie kondycyjnie i zarówno czwarty jak i piąty set rozstrzygnął na swoją korzyść w tym samym stosunku 6-3. Jak sam powiedział po meczu - zaowocowało przygotowanie fizyczne z listopada i grudnia. Mimo tego, że mecz zakończył się po 1 w nocy miejscowego czasu, Polak był pełen energii i tryskał humorem.

Będzie tej energii potrzebował, gdyż jego rywalem w następnej rundzie będzie nadzieja kanadyjskiego tenisa Denis Shapovalov (22. zawodnik rankingu). Panowie spotykali się do tej pory czterokrotnie i bilans jest dla Polaka korzystny: trzy zwycięstwa i tylko jedna porażka. Nigdy jednak nie grali ze sobą w turnieju wielkoszlemowym.

MAGDA LINETTE

Pierwszą przeszkodą, jaką musiała pokonać Polka, aby awansować do drugiej rundy, była klasyfikowana obecnie na 54. (WTA) miejscu Egipcjanka Mayar Sherif.

Polka poradziła sobie z rywalką w dwóch setach wygrywając 7-5 i 6-1. Tylko w pierwszym secie urodzona w Kairze 26-letnia Sherif nawiązała równorzędną walkę z Magdą, która z powodu kapryśnej aury musiała mieć więcej czasu na przystosowanie się do warunków. Tego dnia na korcie było po prostu zimno, temperatura spadła poniżej 15 stopni Celsjusza i Polka musiała przed serwisem dmuchać w ręce, aby je trochę rozgrzać.

Pogoda zmieniała się w Melbourne z godziny na godzinę, sprawiając organizatorom sporo problemów. Na początku turnieju - z powodu upałów - trzeba było odwoływać i przekładać mecze. Później jednak pojawiło się sporo opadów i ochłodzenie, któremu towarzyszył na dodatek mocny wiatr.

Ostatecznie jednak wszystko skończyło się dla naszej zawodniczki szczęśliwie. Polka pokonała i kapryśną aurę, i rywalkę. Drugi set zakończony wynikiem 6-1 to już całkowita dominacja Linette, która nie pozostawiła Egipcjance żadnych złudzeń, kto awansuje do kolejnej rundy.

W drugiej rundzie na Magdę Linette czekało nie lada wyzwanie w osobie Anett Kontaveit. Estonka jeszcze do niedawna była klasyfikowana na drugim miejscu rankingu WTA, ustępując tylko Idze Świątek.

Obie zawodniczki potykały się ze sobą siedmiokrotnie i cztery razy górą była Polka. Poza tym apetyt na wygraną podsycała forma, jaką prezentowała Magda w pierwszej rundzie oraz podczas rozgrywanego z początkiem tego roku „United Cup”. Sam początek tego meczu był obiecujący, gdyż to Magdzie udało się przełamać rywalkę i objąć prowadzenie w secie na 3-2.

Niestety, jak się okazało, był to ostatni wygrany gem przez Polkę w pierwszym secie, którego ostatecznie przegrała 3-6. Od drugiego seta można było odnieść wrażenie, że koncentracja, a co za tym idzie - poziom gry Estonki wyraźnie się obniżył. Konsekwencją były powtarzające się, niewymuszone błędy, z których Polka chętnie korzystała.

Po przełamaniu na 3-1 Magda po raz pierwszy w meczu miał dwa gemy przewagi. Linette grała coraz lepiej i naprawdę kilka jej akcji było na najwyższym poziomie. Szczególnie można było się zachwycać wyrzucającym serwisem i następującym po nim mocnym i dokładnym uderzeniem z forhendu po linii. Drugiego seta Polka wygrała 6-3 i doprowadziła tym samym do rozstrzygającego o wszystkim seta nr 3. Jeżeli w drugim secie było bardzo dobrze, to w trzecim było jeszcze lepiej.

Widać było z każdym gemem, że Estonka coraz bardziej opada z sił, a Polka po fantastycznych zagraniach powiększa przewagę. Po dwudziestu pięciu minutach trzeciego seta na tablicy wyników było już 5-1 dla Linnete.

W tym momencie trzeba było tylko „wbić przysłowiowego gwoździa”. Nie mająca już nic do stracenia Kontaveit zaczęła grać na pełnym ryzyku i zaczęło się robić gorąco. Estonka po wygraniu trzech gemów z rzędu zmniejszyła dystans do Polki na 5-4. Jednak ostatni gem tego meczu należał do Magdy Linette i to ona wzniosła ręce w górę triumfując w całym spotkaniu 2-1.

Było to niewątpliwie jedno z najważniejszych zwycięstw w karierze 30-letniej Poznanianki. W trzeciej rundzie przeciwniczką Magdy będzie Rosjanka Jekatierina Aleksandrowa (18. w WTA).

SENSACJE W AUSTRALIAN OPEN

W drugiej rundzie turnieju doszło do kilku niespodzianek, czy wręcz sensacji. Pożegnał się z turniejem rozstawiony z dwójką Hiszpan Nadal, który uległ Amerykaninowi McDonaldowi w trzech setach 4-6, 4-6, 5-7.

Sensacyjnie odpadł również Casper Ruud, światowa trójka, który musiał uznać wyższość Jensona Brooksby’ego. Po meczu trwającym prawie cztery godziny Amerykanin zszedł z kortu jako zwycięzca pokonując faworyzowanego Norwega w czterech setach 6-3, 7-5, 6-7, 6-2.

Również sensacyjnie zakończył się pojedynek Taylora Fritza (9. ATP) z Australijczykiem Popyrinem (113. ATP). Dzielącej ogromnej różnicy w rankingu nie było wcale widać na korcie, z którego Amerykanin po pięciosetowej batalii zszedł jako pokonany.

Przegrał swoje spotkanie także Aleksander Zverev z Amerykaninem Michaelem Mmohem. Powracający po koszmarnej kontuzji Niemiec nie poradził sobie z dużo niżej notowanym Mmohem (107. ATP) i przegrał w czterech setach 7-6, 4-6, 3-6, 2-6.

Zwycięstwo Andy’ego Murraya nad najlepszym tenisistą Włoch Matteo Berretinim nie jest może wielką sensacją, ale na pewno dużą niespodzianką. W tym pięciosetowym starciu trzymającym w napięciu do ostatniej piłki, to Szkot jeszcze raz potwierdził, że mimo wielu perturbacji zdrowotnych, jakie przeszedł, nigdy nie wolno go skreślać.

Andy Warta
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor